Jeb Bush, który większość swojego dorosłego życia spędził w wypełnionym imigrantami Miami, skrytykował we wtorek model multikulturowego społeczeństwa. – Coraz bardziej się do niego zbliżamy, a to złe podejście – powiedział podczas wizyty w Iowa.
Słowa Busha, którego żona pochodzi z Meksyku i który biegle mówi po hiszpańsku, zdziwiły wielu komentatorów. Niektórzy zasugerowali, że widząc, jak duży sukces antyimigracyjna retoryka przynosi Donaldowi Trumpowi, były gubernator Florydy również próbuje ją wykorzystać.
Bush odnosił się jednak do multikulturowości w dosłownym, nie zaś potocznym znaczeniu, wyjaśniając, że imigranci powinni się asymilować, a nie izolować od reszty społeczeństwa. – Ameryka jest znacznie lepsza od każdego innego kraju ze względu na wartości, które dzielą mieszkańcy – to one definiują naszą narodową tożsamość. Nie rasa czy pochodzenie. Tworzenie podgrup jest złe, ogranicza ludzkie aspiracje – tłumaczył.
W najnowszym sondażu Partii Republikańskiej Bush zajmuje szóste miejsce. Ma 7% poparcia. Pierwszy z wynikiem 26% jest Donald Trump.
(łd)