9.4 C
Chicago
czwartek, 18 kwietnia, 2024

Janusz Leon Wiśniewski: „My, Słowianie, uwielbiamy smutek w literaturze”

Popularne

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520

Często mnie pytano, czym jest szczęście. Wtedy odpowiadałem i potwierdzę pani dzisiaj, że szczęście to jest brak nieszczęść – mówi pisarz Janusz Leon Wiśniewski.


Jak kochają dziś młodzi ludzie i jaka jest w tym rola internetu? Kochają, a przynajmniej, moim zdaniem, pragną kochać tak samo, no, może nie jak ich dziadkowie, ale jak ich rodzice. Internet wbrew pozorom wcale w tym nie pomaga. Kontakty w internecie są bardzo powierzchowne. Tak naprawdę tylko bezpośrednie kontakty prowadzą do jakichś trwalszych związków. Pewnie można znaleźć je i w internecie, ale uważam, że osobiste relacje powinno się prowadzić w życiu realnym. Dziś młodych ludzi internet sam znajduje, przez te wszystkie „Facebooki”, „Messengery”, „Snapchaty” i inne media, co sprawia, że wszyscy są ze sobą nieustannie połączeni, znają swoje lokalizacje, nie mając nawet okazji za sobą zatęsknić. Tymczasem – i takie jest moje zdanie – tęsknota w związku jest bardzo potrzebna. Z drugiej strony uważam – mimo tego co się sądzi o współczesnej młodzieży, że jest na przykład mało romantyczna – to młodzi ludzie bardzo tęsknią za poważnymi, głębokimi związkami.

 

Pokazują to Kuba i Nadia, bohaterowie pana najnowszej książki „Koniec samotności”. To nie jest para wymyślona! Moi bohaterowie mają swoje prototypy istniejących ludzi.

 

Zanim o tym porozmawiamy, to ciekawa jestem, czy dzisiaj nie ma już szans na taką internetową miłość, jaką opisał pan prawie 20 lat temu w „Samotności w sieci”, na punkcie której to książki oszalały miliony czytelniczek w wielu krajach. Tak faktycznie było. Ale gdyby ta książka wyszła dzisiaj, byłaby śmiesznie stara i zacofana, a w pewnym sensie też nierealna. W 2001 roku, kiedy została wydana, a pisana była jeszcze wcześniej, bo pod koniec lat 90., była czymś zupełnie nowym. Ludzie mieli szczątkowy dostęp do internetu. To był czas, kiedy był jeden numer internetowy w Polsce, na który wszyscy musieli dzwonić, jeśli chcieli się połączyć. Adresy e-mail rozdawała jedynie Wirtualna Polska. Nic dziwnego, że nastąpiło zachłyśnięcie się nowoczesnością; tym, że można było prowadzić rozmowy w internecie, nie będąc blisko siebie. Internet to zapewniał. Moja książka uzmysłowiła ludziom, że służy on nie tylko do wyszukiwania informacji, nie tylko do hakowania, ale również do tego, że zapoczątkować pewną relację emocjonalną. To było wtedy bardzo nowe, bardzo ważne i unikalne, zwłaszcza w Polsce. Sukces mojej książki polegał również na tym, że byłem pierwszym autorem, który pokazał, że takie emocjonalne związki, które można nazwać miłością, poczynały i niekiedy budowały się w internecie.

 

Ludzie wtedy porozumiewali się przez tak zwany IRC Internet Relay Chat. Bohaterowie „Samotności w sieci” również? Moi bohaterowie porozumiewali się wtedy za pomocą ICQ; nazwa pochodziła od angielskiego wyrażenia I seek you. To był pierwszy komunikator internetowy stworzony przez dwóch studentów z Izraela, pierwsze narzędzie powszechnie dostępne, które miało rodzaj interfejsu. Cały program mieścił się na dyskietce 3,5 cala, którą można było nosić z sobą i jeśli w kawiarence internetowej był uprzejmy pan czy pani, to pozwalali tę dyskietkę włożyć do komputera i uruchomić ten program. Sam to robiłem, więc wiem (śmiech).

Zawarł Pan w książce rozmowy, jakie prowadził wtedy z kobietami przez ICQ? Nie prowadziłem wtedy wielu takich rozmów z kobietami. Robili to moi znajomi, którzy stali się pierwowzorami moich bohaterów. To nie ja jestem głównym bohaterem „Samotności w sieci”. Mogłem w rzeczywistości obserwować tę miłość, ten związek, bo przyjaźniłem się z pierwowzorem książkowego Jakuba, do dziś mamy kontakt; przyjaźniłem się również z główną bohaterką. Byłem niejako powiernikiem jednej i drugiej strony. Uczestniczyłem w rozmowach z nim i z nią, z innymi kobietami też, ale także wykorzystywałem ICQ do celów zawodowych.

Kiedy wyszła „Samotność w sieci” dostał pan od czytelniczek 15 tysięcy maili. Czy pan w ogóle na nie odpowiadał? Te maile nie dotyczyły mojej osoby, w żadnym wypadku. Ludzie pisali mi o swoich związkach, dzielili się własnymi historiami miłosnymi. Na początku odpowiadałem na wszystkie. Uważałem, iż pozostawienie któregokolwiek byłoby dowodem arogancji. Niegrzeczne. Po pewnym czasie zrozumiałem, że tak być nie może, że to kradnie mi czas, że zwolnią mnie z pracy (śmiech)

Aha! Zwierzali się panu? Właśnie. To były niesłychane historie. Tych maili przyszło 18 tysięcy. Zresztą część z nich zostało zawartych w kolejnej książce. Stało się bowiem tak, że po dwóch latach od wydania książki, wydawnictwo, które znało reakcję czytelników na świecie na tę książkę, zapytało, czy nie chciałbym tych maili jakoś skomentować. Zrobiłem to, poświęcając na to prawie rok pracy. Z tej ogromnej liczby maili wybrałem część tych najbardziej interesujących i skontaktowałem się z każdą z tych osób. Choć wtedy nie było RODO, to poprosiłem o udostępnienie ich maili razem z adresami. Jedni chcieli, inni nie. Z tego powstała druga część książki, która nazywa się „Samotność w sieci. Tryptyk”. Trzecią częścią jest tak zwany postepilog, czyli to, co działo się 15 minut później w życiu głównego bohatera. Rok temu leciałem z Astany, stolicy Kazachstanu, do Warszawy, zwróciła się do mnie stewardessa, zapraszając mnie do pierwszej klasy. Byłem zaskoczony, ale okazało się, że czytała moje książki i chciała mi opowiedzieć, że jej koleżanka, też stewardessa, napisała do jednego z mężczyzn, który zgodził się na to, abym w książce opublikował jego maila. I od 6 lat są jednym z najszczęśliwszych małżeństw, jakie spotkała w swoim życiu.

W tych mailach ludzie prosili pana o ciąg dalszy „Samotności w sieci”? Nie. Chcieli przede wszystkim opowiedzieć mi swoje historie; opowiedzieć o swoich poszukiwaniach miłości, swoich doświadczeniach ze zdradami, o swoim niezadowoleniu, rozczarowaniu miłością, którą przeżyli. Opisywali swoje małżeństwa, podobne do tego, jakie miała główna bohaterka mojej książki, która przecież przez swojego męża została wepchnięta w relację pozamałżeńską w wyniku emocjonalnego wychłodzenia, braku zainteresowania nią i braku czasu dla niej. O takich przypadkach też mi opowiadano. Były kobiety absolutnie oczarowane głównym bohaterem mojej książki. Wydawał się im idealnym mężczyzną. Takim, za którego za mąż chciałaby wyjść i córka, i teściowa. Większość z nich myślała, że tacy mężczyźni istnieją: dobrzy, bogaci, wrażliwi, inteligentni, nie spóźniający się, zapobiegliwi, doskonali kochankowie. Niektóre Rosjanki uwierzyły, że tacy są wszyscy Polacy i zaczęły się uczyć polskiego, sądząc, że jak przyjadą do Gdańska, Krakowa czy Wrocławia, to wystarczy rozpocząć z takim Polakiem rozmowę i będzie się miało idealnego mężczyznę. Tymczasem takich mężczyzn, moim zdaniem, nie ma.

Co spowodowało, że po prawie 20 latach od wydania „Samotności w sieci” zdecydował się Pan napisać kontynuację, czyli „Koniec samotności”? To był długi proces. Po raz pierwszy poproszono mnie o napisanie drugiej części „Samotności w sieci”, o kontynuację już w 2003 roku. Powody były oczywiste – finansowe. Wynikało to z tego, że jeśli książka się bardzo dobrze sprzedaje, to należy napisać drugą część, typowy sequel. Odmawiałem. Nie widziałem powodu. Nie chciałem wracać do tego smutnego dla mnie czasu. Ja tę książkę pisałem w ogromnym smutku z powodu tego, co działo się w moim małżeństwie. Ta książka miała też dla mnie swoją rolę psychoterapeutyczną i taką rolę odegrała.

Jeżeli „Samotność w sieci była rodzajem psychoterapii, to czym w takim razie jest „Koniec samotności”? Pochwałą miłości, radości życia? Zaraz do tego dojdę, ale pozwoli pani, że dokończę historię. Zatem – odmawiałem wielokrotnie; pieniędzy, jakie mi ofiarowano, nie potrzebowałem. Znajdowałem się w sytuacji, w której mogłem żyć, nie pisząc książek, ze względu na godziwe wynagrodzenie, jakie otrzymywałem za swoją pracę. W 2005 roku „Samotność w sieci” pojawiła się w Rosji i stała się jeszcze bardziej popularna niż w Polsce. I znów proszono mnie o napisanie kontynuacji. Odmówiłem Polakom, więc Rosjanom też odmówiłem. Dopiero niedawno, w 2017 roku, kiedy podjąłem decyzję o tym, że wrócę do Polski, jechałem do swojej kobiety, polonistki, do Gdańska. Kobiety pragną zdrowych, szczęśliwych relacji. Od mężczyzn pragną – i to jest chyba słowo klucz – bezpieczeństwa

Do pani Eweliny Wojdyło. Tak jest. Pewnego wieczoru, w listopadzie moja Ewelina przyniosła od swojej koleżanki, też polonistki, książkę „Samotność w sieci” z prośbą o autograf. I wtedy po raz pierwszy, siedząc na kanapie, w Gdańsku i trzymając te książkę, to było chyba pierwsze wydanie, zacząłem ją po raz pierwszy czytać. Nigdy wcześniej nie przeczytałem jej w całości – czytałem fragmentami, przy okazji odpowiedzi na redakcję wydawnictwa. Poza tym wydawało mi się, że czytać swoją książkę to jest strasznie kiczowate. Tyle jest innych książek do czytania! No, ale wtedy, pod wpływem impulsu, kiedy zacząłem ją czytać, musze przyznać, że po tylu latach moja własna książka mnie wzruszyła (śmiech). Wzruszyła, bo przypomniały mi się emocje z tamtych czasów, które przeżywałem.

Zakonserwował pan emocje w słowach. I te emocje, pod wpływem przeczytanych słów, wróciły. Doszedłem do momentu, w którym główna bohaterka rodzi chłopca. Nie wiadomo, kto jest ojcem tego chłopca – czy jej mąż, czy kochanek, z którym miała jednorazowy kontakt w Paryżu. Zdałem sobie sprawę, że jeśli akcja książki działa się w 1996 roku, chłopiec rodzi się na początku 1997 roku, to w listopadzie 2017 roku, kiedy ja znów trzymam te książę w rękach, ów chłopiec ma ponad 20 lat.

I wyobraźnia ruszyła! To wydało mi się pasjonujące, żeby napisać książkę z jego punktu widzenia. Z punktu widzenia młodego człowieka, na dodatek związanego z bohaterami mojej pierwszej książki. To jest podstawowy, główny element tej kontynuacji. Choć, moim zdaniem, słowo kontynuacja jest tu trochę na wyrost. „Koniec samotności” to historia, która opisuje związek i miłość młodego chłopaka, syna głównej bohaterki „Samotności w sieci”, Jakuba juniora. Zrobiłem go studentem informatyki, żeby umiał porównać internet tamtych i obecnych czasów. Zakochałem go we wrażliwej i pięknej dziewczynie…

… w Nadii. Tak; w dziewczynie o poharatanej biografii, niesamowicie dorosłej ze względu na przeżycia, jakich doświadczyła, ze względu na utratę matki, która ją porzuciła, ojca, który popełnił samobójstwo; ze względu na los. To dziewczyna o ukraińsko-polskich korzeniach. Taką dziewczynę spotkałem w prawdziwym życiu, w Hamburgu; ona istnieje. Dlatego moja bohaterka też urodziła się w Hamburgu. Znam też takiego Jakuba, zdecydowałem więc pokazać miłość współczesnych młodych ludzi, zanurzonych w internecie, ale proszę zwrócić uwagę, że Nadia bardzo mało korzysta z tego internetu. Ona chce wrócić do tradycyjnej drogi kontaktu; pisze papierowe listy, wrzuca je do skrzynki.

Przede wszystkim, muszę podkreślić, że pokazuje pan parę młodych bohaterów, która jest niezwykle dojrzała. Rzeczywiście tacy są młodzi ludzie? Takich ludzi rzeczywiście poznałem, moi bohaterowie znów mają swoje pierwowzory. Poznałem wielu młodych ludzi, dzięki czemu wiele elementów z ich biografii mogłem włożyć do biografii Kuby juniora i Nadii, do ich relacji. Bardzo często oferowałem swoje usługi jako kierowca BlaBlaCar, setki razy jeżdżąc najpierw między Koninem, a potem Gdańskiem a Frankfurtem. W swoim samochodzie miałem mnóstwo młodych ludzi, bo to oni głównie jeżdżą BlaBlaCar-em. Prowokowałem ich do rozmów, otwierałem na opowieści. Kiedy jest się z kimś przez 11-12 godzin w podróży, to rodzi się coś na kształt krótkiej więzi, na ten czas. Niektórzy z moich pasażerów wiedzieli, że jestem autorem książek, inni nie wiedzieli, ale dzielili się ze mną najróżniejszymi informacjami, często prowadziliśmy dyskusje, rozmowy na ich temat, nierzadko w kilku językach. Zdarzało się, że swoją historię opowiadała mi Ukrainka, a zaraz po niej opowiadał Polak. Poza tym wiem, jak wyglądają relacje młodych ludzi, obserwując relacje moich córek, które są trochę starsze od moich bohaterów, ale też przeżywałem te chwile, kiedy były młode, a to było tak niedawno. Oczywiście nie znam takiej pary jak Nadia i Kuba junior, ale znam pary, które takie relacje mają – pary dojrzałych ludzi. Znam takich ludzi i wierzę, że we współczesnych czasach wcale nie są zarażeni konsumpcją i materializmem, wcale nie są powierzchowni, ale szukają głębokich kontaktów.

Jeszcze raz powrócę do tego, czym jest dla pana „Koniec samotności”, jeśli „Samotność w sieci” była psychoterapią? Przecież po tych prawie 20 latach jest pan dziś już zupełnie innym człowiekiem, żyjącym w szczęśliwym związku, znanym pisarzem. „Samotność w sieci” była wynikiem bardzo ważnego dla mnie wydarzenia, jakim był rozpad mojego małżeństwa. „Koniec samotności” też pisałem pod wpływem bardzo ważnego dla mnie wydarzenia. Podjąć decyzję, aby po 32 latach wrócić do Polski, jest jakimś kamieniem milowym w życiu człowieka. We Frankfurcie zostawiłem swoją małą ojczyznę i musze przyznać, że tęsknię za tym miastem. Przez te lata zbudowałem tam całą sieć relacji przyjacielskiej; przyjacielem jest mi Turek, który sprzedaje gazety, ukraińska sprzedawczyni w sklepie, która wie, jakie wino wybiorę. Nowa książka jest więc efektem decyzji, zamknięciem pewnego etapu w moim życiu. Na szczęście chciałem i mogłem do tej Polski wrócić: wychowałem dwie córki, one mają już swoje związki, są samodzielne, świetnie wykształcone. Potrzebują ojca, ale już nie tak jak wtedy, gdy były młodsze. W ubiegłym roku tragicznie zmarła moja była żona. Poczułem, że teraz jest ten czas, aby napisać taką książkę. Dodam: ku ogromnej radości wydawnictw. Ale mnie również opanował rodzaj nieopanowanego entuzjazmu. Nie mogłem się doczekać, żeby pisać i pisać, i kontynuować.

Na ile w pana ocenie „Koniec samotności” to kontynuacja „Samotności w sieci”, a na ile osobna historia? Kontynuacja została wpisana przez wydawnictwo na okładce i tak jest promowana. Tak też została wydana na Ukrainie, a ciekawostką jest to, że tam miała szybszą o 10 dni premierę, niż w Polsce. Chciano zdążyć na targi książki organizowane we Lwowie. Swoją drogą to absolutny ewenement, żeby książka, która nie wyszła jeszcze w Polsce została już przetłumaczona na Ukrainie. Jak pan tłumaczy ten ewenement? To wynika z mojej popularności w takich krajach jak Ukraina czy Rosja. Wracając do pani pytania, kontynuacja jest bez dwóch zdań, choć tę książkę można też czytać niezależnie. Jednak moim pragnieniem jest, żeby ci, którzy nie czytali pierwszej części, sięgnęli po nią teraz, przy okazji części drugiej.

Jak pan myśli, z czego wynika pana tak ogromna popularność w krajach Wschodu? Dlaczego kobiety – bo to głównie one pana czytały – uważają pana za mistrza pisania o emocjach? Może dlatego, że ta książka została napisana przez Słowianina, którym jestem, mimo że 32 lata mieszkałem w Niemczech. My Słowianie, a zwłaszcza Rosjanie uwielbiają smutek w literaturze. Uwielbiają czytać o smutnych historiach, bo paradoksalnie są one dla nich ku pokrzepieniu serc. Jeśli porównają swoje cierpienia, to widzą, że na tle tragedii moich bohaterów, są to co najwyżej dramaciki. To ludzka cecha – jeśli porównujemy się z tragediami innych, to nasze na tym tle stają się mniej znaczące i łatwiej jest nam sobie z nimi poradzić. Sprawa druga, o której trochę już powiedziałem wcześniej – to ten idealny mężczyzna, jakim jest mój bohater z „Samotności w sieci”. Rosja to patriarchalne społeczeństwo, tam jest nadmiar mężczyzn w stosunku do kobiet. I nagle czytają one o mężczyźnie, który pochyla się nad kobietą, zabiega o nią, dba. To im się spodobało, to je wzruszyło, to wykreowało w nich nowe marzenia, że być może istnieją tacy mężczyźni, jak mój bohater. To się rozniosło na inne kraje postsowieckie. Kazachstan, Kirgistan, Armenia – moja książka dotarła też do innych byłych republik ZSRR. Tam książki w językach narodowych mają małe nakłady i praktycznie są nieczytane. Myślę, że moja popularność wynika z tego wzruszenia, z tego, że pokazałem nieprawdopodobnie idealną relację i idealnego mężczyznę. Poza tym, myślę, spodobał się ten motyw internetu, w którym zostały zbudowane takie relacje między mężczyzną a kobietą, a który na początku lat 2000 w Rosji też dopiero raczkował. Dziś jednak Rosjanie już nas wyprzedzili, jeśli chodzi o dostęp do internetu.

Dla mnie Pana fenomen polega jeszcze na czymś innym. Informatyk, chemik, naukowiec, po doktoratach, habilitacji, twórca znanego programu informatycznego nagle pisze sobie książkę, w której zawiera nie to, co wie, tylko to, co czuje. Myślałam, że to będzie jednorazowa sprawa. Że po „Samotności w sieci” nic już pan nie napisze. No i widzi pani, co się wydarzyło. Pierwsza książka była rodzajem spisania swoich emocji. Psychoterapeuci doradzają swoim klientom (bo nie mówi się: pacjentom), aby każdego dnia spisywali swoje emocje. Moja psychoterapeutka też mi to doradziła. Mówiła nawet, żebym pisał po polsku i wcale nie chciała tego czytać. Uważała, że to mi pomoże; żebym zajrzał w siebie. To wtedy postanowiłem napisać prawdziwe historie o ludziach, których znam, kocham, nienawidzę, szanuję, podziwiam. Tak to się zaczęło. Pisałem we Frankfurcie do elektronicznej szuflady. Później wydawało mi się, że to będzie pierwsza i ostatnia książka, że już nic więcej nie napiszę. Ale odkryłem, że podczas pisania przeżywam zupełnie inne emocje, niż podczas swojej pracy naukowej. Pomyślałem, że tego chcę, to mi jest potrzebne. Na dodatek w umyśle pojawiały się pomysły innych fabuł, co spowodowało, że musiałem się dużo uczyć – i to już nie informatyki czy chemii, ale czegoś zupełnie innego. Wiele książek, jakie napisałem spowodowały, że spotykałem się ze światami, z którymi nigdy bym się nie spotkał, gdybym zajmował się tylko nauką, chemią i informatyką.

Czy posiadł pan tę tajemniczą, dla wielu mężczyzn niedostępną wiedzę na temat tego, czego pragną kobiety? A przynajmniej te kobiety, które są rozkochane w pana powieściach? Kobiety pragną zdrowych, szczęśliwych relacji. Od mężczyzn pragną – i to jest chyba słowo klucz – bezpieczeństwa. Bezpieczeństwa emocjonalnego, które da im pewność, że to, co budują, będzie trwało, to co zostało zbudowane, ma trwały fundament i to się nie rozwali, nawet jeśli wystąpią różnice zdań. Kobiety pragną rozmowy z mężczyznami, chcą słyszeć o ich emocjach i czuć opiekę z ich strony. Moi bohaterowie przynajmniej próbują im dać taką opiekę i zapewnić takie bezpieczeństwo. A jeśli jeszcze mężczyzna będzie trochę romantyczny, trochę bardziej wrażliwy, to będzie tym piękniej przez kobietę widziany.

Swego czasu na pytanie, co jest najważniejsze w życiu, mówił pan, że najważniejsze jest to, że ludzie chcą dążyć do szczęścia. Dziś też by pan tak powiedział? Często mnie pytano, czym jest szczęście. Wtedy, zgodnie z prawdą odpowiadałem i potwierdzę pani dzisiaj, że szczęście to jest brak nieszczęść. Kiedy się spojrzy na to nasze codzienne życie, to jest ono strasznie, sinusoidalnie nudne.

Tak? Moje nie (śmiech). Pani może nie (śmiech). Ale uważam, że wyczekujemy, kiedy na tej sinusoidzie życia pojawią się takie piki szczęścia. Czy to będzie obrona doktoratu przez moją córkę, czy jej ślub, czy narodziny pierwszej wnuczki, czy spotkanie się po miesiącu z moją kobietą, za którą tęskniłem. Mnóstwo jest takich różnych wydarzeń, które są tego rodzaju pikami szczęścia w naszym normalnym życiu. Piękne jest to, że nigdy nie wiemy, kiedy one się wydarzą. Tylko trzeba spełniać różne warunki, aby się wydarzały.

 

aip

- Advertisement -

Podobne

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnio dodane

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520