Dotychczasowy premier Izraela otrzymał misję sformowania nowego rządu. Prezydent kraju podjął taką decyzję po tym jak fiaskiem zakończyły się rozmowy w sprawie gabinetu jedności narodowej z udziałem wszystkich liczących się sił politycznych. To konsekwencja patowej sytuacji po przeprowadzonych tydzień temu wyborach do izraelskiego parlamentu.
Wybory parlamentarne w Izraelu nieznaczną przewagą głosów wygrał opozycyjny, centrowy blok Niebiesko-Biali. Tuż za nim uplasowała się prawicowa partia Likud Benjamina Netanjahu. Żadne z ugrupowań jednak nie ma wystarczającej liczby mandatów, by stworzyć większościową koalicję dlatego w kilkanaście godzin po wyborach rozpoczęły się rozmowy na temat powstania szerokiej koalicji.
Zarówno przywódca Niebiesko-Białych Benny Gantz jak i szef Likudu Benjamin Netanjahu nie chcieli jednak ustąpić i domagali się dla siebie teki premiera. Rozmowy zakończyły się fiaskiem, a w czasie wieczornego spotkania z oboma politykami prezydent Reuven Rivlin zdecydował, że to właśnie drugi w wyborach premier Netanjahu otrzyma misję sformowania nowego rządu.
Dotychczasowy premier ma teraz niecały miesiąc na stworzenie większościowej koalicji, ale wiadomo, że będzie to bardzo trudne. Według złożonych wcześniej przez parlamentarzystów różnych opcji deklaracji, Likudowi brakuje co najmniej siedmiu mandatów do większości w Knessecie.
Wybory parlamentarne zostały zarządzone po tym, jak w kwietniu Benjaminowi Netanjahu nie udało się sformować koalicji rządowej mimo minimalnego zwycięstwa nad blokiem Benny’ego Gantza.
Benjamin Netanjahu już teraz jest najdłużej urzędującym premierem w historii Izraela. Jeśli jednak nie uda mu się stworzyć koalicji, to jest bardzo prawdopodobne, że w najbliższych tygodniach zostaną mu postawione zarzuty o charakterze korupcyjnym. Chodzi o domniemane drogie upominki od biznesmenów i próbę wpłynięcia na szefa jednego z koncernów medialnych.
Informacyjna Agencja Radiowa/#Wojciech Cegielski/RTR/Haaretz/AFP/kj