-1.2 C
Chicago
czwartek, 28 marca, 2024

Ewa Zawistowska i jej książka „Dziadek Władek. O Broniewskim, Ance i rodzinie”

Popularne

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520

Ewa Zawistowska, wnuczka Władysława Broniewskiego, obrońcy Białegostoku przed bolszewicką nawałnicą w sierpniu 1920 roku postanowiła opublikować rodzinną korespondencję z lat 1947-1962.

Ewa Zawistowska miała w życiu pecha. Jako dwulatka, wychowywała się bez rodziców, bo ci chcieli robić karierę we Francji. Kiedy miała sześć lat jej mama – córka Władysława Broniewskiego nagle zmarła. Musiała dorastać z babcią, czasem odwiedzać niezwykłego dziadka. Czy znała jego przeszłość? Na pewno nie jako dziecko. Może dlatego tak długo zwlekała, by przybliżyć badaczom literatury i fanatykom biografii sławnych ludzi korespondencję, jaka zachowała się pomiędzy pokoleniami Broniewskich z lat 1947-1962. Zawistowska pisze, że dla niej Władysław Broniewski nie był największym żyjącym polskim poetą, tylko zwyczajnie – dziadkiem Władkiem. Uroczym, wrażliwym, czasem tylko śmierdzącym alkoholem. Ale tak po domowemu. W listach, opatrzonych raczej skąpym komentarzem, nie odnajdziemy opisów alkoholowych ekscesów, czy nawet zbyt wielu narzekań na bliźnich. Zdaje się, że mimo zmasowanego ataku komunizmu, przedwojenna kindersztuba zabraniała pisania źle nawet o osobach nieprzychylnych. A tych nie brakowało. Były też osoby powszechnie w Polsce znienawidzone, a w rodzinie szanowane. Tak jak Wanda Wasilewska.

 

Kto wie, czy gdyby nie jej osobiste wstawiennictwo bohater wojny polsko-bolszewickiej, obrońca Białegostoku przed bolszewicką nawałnicą nie zgniłby w sowieckim łagrze w okolicach Semipałatyńska. Ba, kiedy pierwsza żona Broniewskiego, a zarazem matka Anki – formalnie Joanny – mamy Ewy Zawistowskiej, cierpiała po zdradzie wieloletniego partnera, ta zabrała ją dla poprawienia humoru do Związku Sowieckiego do Kijowa. Zawistowska broni dziadka Władka przed oskarżeniami o propagowanie komunizmu. Nie ma mu za złe wygrania konkursu „Słowem o Stalinie” choć przypomina, że Broniewski nigdy do partii komunistycznej nie należał. „patriotyzm nie kłócił mu się z socjalizmem, byle ten drugi nie był sowieckim komunizmem…” pisze Zawistowska. W końcu Piłsudski, pod którym służył Broniewski też socjalistą był. Powtarza też relację Feliksy Lichodziejewskiej, że ów poemat na cześć Stalina powstał w trzydniowym ciągu alkoholowym. Usuwany po 1956 roku z wyborów wierszy jeszcze za życia Broniewskiego, sprawiał mu ból, choć jeszcze za życia zaczął się tego wiersza wstydzić. Ale też trzeba pamiętać, że rodzina Broniewskiego nie była zwyczajna.

 

Sam poeta oprócz oszałamiających nagród finansowych dostał od państwa dom, co w czasach dokwaterowywania legalnym właścicielom willi mieszkańców było zaprzeczeniem socjalistycznej równości. Szczęście mieli też rodzice Zawistowskiej. Młodziutka matka mogła rozwijać swój talent reżysera we Francji, wypoczywać w Nicei, zaś ojciec z dziennikarza został pracownikiem ambasady polskiej w Paryżu. Dziecko zostawili w PRL-u pod opieką babci Janiny i niań. Zawistowska chyba nie ma o to żalu do rodziców albo starannie to ukrywa. Nie ukrywa za to romansu swojej matki z Bohdanem Czeszką – rówieśnikiem jej ojca i literatem. Tyle, że jej ojciec był w AK, walczył w powstaniu warszawskim, ale po wojnie starannie to ukrywał, zaś Czeszko w komunistycznej Armii Ludowej. Dziś na te wybory można patrzeć z pewnym niedowierzaniem, ale to były przecież czasy wielkich nadziei. W listach z Paryża do ojca Anka pisze, że wolałaby widzieć zmieniającą się z dnia na dzień, bo odbudowywaną i budowaną z gruzów Warszawę, niż niezmienny od czterech stuleci Paryż. Jej babka Janina, niemal nad grobem, bo w 1979 roku nie zezwoliła komunistom na wydanie ocenzurowanych, bo pozbawionych apologii ówczesnego stalinizmu zdań, ze swoich książek.

 

Uważała, że były prawdą tamtych lat i nie należy tego zmieniać. Podobnie jak jej córka nie uważała za konieczne Zawistowskiej ochrzcić, czy posyłać w szkole na religię. Z okruchów codzienności wychylają się czasem wydarzenia polityczne, jak choćby pozostanie Czesława Miłosza na Zachodzie czy zimnowojenne animozje pomiędzy Polską i Francją. Z zachowanej korespondencji możemy dowiedzieć się, że 20 czerwca 1951 roku Władysław Broniewski miał szczęście zobaczyć jeszcze zburzony później przez komunistów legendarny carski pałac w pobliskiej Białowieży, choć i wtedy dokuczały mu komary. Fantastycznie wybrzmiewają wspomnienia jej matki, która przygotowywała się do kręcenia poetyckiego filmu „Wisła” inspirowanego poematem jej ojca. Mimo trudnych powojennych czasów dokumentację filmu robiła wspólnie z nim właśnie, oraz operatorem i kompozytorem płynąc Wisłą statkami parowymi. Kilka razy wspomina o próbach leczenia Broniewskiego z alkoholizmu.

 

O zabraniu poety z domu w kaftanie bezpieczeństwa, przymusowym pobycie w szpitalu w Kościanie i jednym telefonie do ministra zdrowia, by Broniewskiego z odwyku natychmiast wypuszczono. Zawistowska nie chce się wypowiadać na temat śmierci jej matki. Według lekarzy zatruła się gazem z kuchenki. Czy rzeczywiście zasnęła, a gotująca się kawa zalała palnik, czy chciała skończyć ze sobą – tego już dziś nikt nie wie. Odeszła mając 24 lata, autorka „Dziadka Władka” miała tylko sześć. Rozczarują się ci, którzy w książce Ewy Zawistowskiej będą poszukiwali sensacji. To przede wszystkim wybór korespondencji z minimalnymi omówieniami wnuczki Broniewskiego. Rzecz przede wszystkim dla wielbicieli biografii i szczegółów z życia ważnych postaci kultury polskiej, nie celebrytów.

 

AIP
- Advertisement -

Podobne

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnio dodane

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520