Niekontrolowany rozrost glonów paraliżuje zachodnie wybrzeże amerykańskiego stanu Floryda. Tak zwany czerwony przypływ powoduje masowe śnięcie ryb i stanowi zagrożenie dla turystów. Gubernator Florydy wprowadził w niektórych rejonach stan nadzwyczajny.
Zjawisko zwane czerwonym przypływem albo czerwoną falą powoduje coraz większe straty na Florydzie. Z wód Zatoki Meksykańskiej oraz przylegających do niej rzek i kanałów wyłowiono już 300 ton śniętych ryb. Stanowe władze poinformowały też o znalezieniu ponad 600 martwych żółwi, 100 manatów i 22 delfinów. Lokalne władze donoszą o mniejszej liczbie turystów, których z plaż wypędza nieprzyjemny zapach i obawa przed zatruciem toksynami. W gminie Sarasota ponad 90 procent firm działających w sektorze turystycznym donosi o spadku liczby klientów. Guberantor Florydy Rick Scott wprowadził stan nadzwyczajny w siedmiu gminach – od Naples do wyspy Santa Maria, czyli na odcinku wybrzeża o długości ponad 200 kilometrów. Lokalne władze otrzymały dodatkowe fundusze na usuwanie skutków czerwonej fali i na działania marketingowe w sektorze turystycznym.
Czerwona fala to naturalne zjawisko nadmiernego kwitnięcia jednokomórkowych glonów Karenia Brevis. Po raz pierwszy zostało ono zaobserwowane w Zatoce Meksykańskiej przez hiszpańskich podróżników w XVI wieku. W ciągu ostatnich dwudziestu lat obserwowano kilka czerwonych zakwitów glonów. Tegoroczny jest jednak dużo bardziej dotkliwy i obejmuje znacznie większy obszar niż poprzednie. Naukowcy nie wiedzą kiedy się zakończy.
Informacyjna Agencja Radiowa / IAR / Marek Wałkuski / Waszyngton/kj