Bytomski dzielnicowy uratował 1,5 rocznego chłopca, którego matka zostawiła w domu samego. Mundurowego powiadomiła kobieta, która stwierdziła, że w mieszkaniu przy ul. Reymonta od kilku godzin jest pozostawione małe dziecko, które płacze.
W ubiegłym tygodniu na telefon służbowy starszego sierżanta Marcina Ślósarek dodzwoniła się kobieta, która poinformowała, że w mieszkaniu przy ul. Reymonta, półtoraroczne dziecko przebywa samo od kilku godzin i płacze. Dzielnicowy wraz z innym policjantem natychmiast pojechali pod wskazany adres. Po zapukaniu do drzwi nikt nie otwierał, a z wewnątrz był słyszalny głośny płacz dziecka. Mundurowi szybko porozmawiali z mieszkańcami budynku. Ustalili, że w mieszkaniu tym mieszka 33-letnia kobieta z dwójką małych dzieci.
Z uwagi na płacz dziecka i realne zagrożenie jego życia i zdrowia starszy sierżant zdecydował o siłowym wejściu do mieszkania. Po wepchnięciu drzwi do wnętrza w pomieszkaniu za zamkniętymi na klamkę drzwiami zastał stojące w roku pokoju łóżeczko, w którym stał zapłakany chłopiec. Na widok policjantów dziecko uspokoiło się. Chłopiec był brudny, miał zajady w kącikach ust ze śladami prawdopodobnie krwi, wysypkę na nogach oraz mocno kaszlał co świadczyło o zaniedbaniach. W mieszkaniu panował bałagan, a na podłodze były porozrzucane przedmioty. Na miejsce wezwano pogotowie ratunkowe oraz pracowników MOPR.
Po chwili do mieszkania wróciła matka chłopca wraz z drugim synem w wieku 7 lat. Decyzją lekarza 1,5 roczny chłopiec oraz pracownik MOPR Bytom zostali przewiezieni do szpitala celem udzielenia pomocy medycznej dziecku. Drugi z chłopców został zabrany drugą karetką pogotowia wraz z pracownikiem MOPR-u do bytomskiego domu dziecka. Matka chłopców została przewieziona do komisariatu. Śledczy z komisariatu przy ul. Rostka materiały sprawy przekazali do prokuratury. Teraz 33-latce może grozić nawet do 5 lat więzienia.
red. AIP