9.8 C
Chicago
czwartek, 28 marca, 2024

Burza wokół szpitala przy Szwajcarskiej w Poznaniu. Po szokującym reportażu – trwają kontrole. Dyrekcja placówki uważa, że to manipulacja

Popularne

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520

Wielkopolski oddział NFZ, wojewoda wielkopolski, a także władze miasta przeprowadzą kontrole w Szpitalu Miejskim w Poznaniu. To efekt głośnego reportażu TVN-u na temat funkcjonowania największego w Wielkopolsce szpitala zakaźnego, który od początku walki z pandemią przyjmował tylko chorych zakażonych koronawirusem. Pacjenci skarżą się, że Szwajcarska to „umieralnia”, nocami mieli być pozbawieni opieki.

W marcu 2020 r., gdy w Polsce rozpoczęła się pandemia koronawirusa, największy szpital w Wielkopolsce – Wielospecjalistyczny Szpital Miejski im. Józefa Strusia przy ul. Szwajcarskiej w Poznaniu – został przemianowany na jednoimienny szpital zakaźny, który jest przeznaczony do leczenia chorych na COVID-19. Do dziś to największa placówka tego typu w Wielkopolsce.

 

Przebywa tam obecnie ok. 360 pacjentów. Trafiają tam zakażeni pacjenci, którzy na co dzień borykają się też z innymi problemami zdrowotnymi. Również takimi schorzeniami, w których Szpital Miejski do tej pory się nie specjalizował. Już na początku października Głos Wielkopolski” alarmował w reportażu, że sytuacja w tej poznańskiej placówce jest bardzo trudna, brakuje kadry, która albo zachorowała albo odeszła.

 

W szpitalu przy ul. Szwajcarskiej umierają pacjenci

 

W efekcie nie ma kto leczyć pacjentów albo lekarze po prostu nie wiedzą, jak to robić. Na naszych łamach lekarze przyznawali, że pacjenci często przydzielani są na poszczególne oddziały „na chybił trafił”. Czasami zdarzy się jeden, dwóch pacjentów, którzy trafiają na oddział właściwy dla ich chorób współistniejących. W poniedziałek w telewizji ukazał się reportaż programu „Uwaga” w sprawie szpitala przy ul. Szwajcarskiej. W nim poznajemy relacje pacjentów, którzy leżą na dawnym oddziale chirurgii ogólnej. Ich opisy aktualnej sytuacji w placówce są wstrząsające. Pacjentów zostawia się samych na całą noc, nie wolno im korzystać z przycisków alarmowych, sprzęt monitorujący funkcje życiowe ma wyłączony dźwięk i nie wszyscy mają szansę dożyć do rana.

 

– Mój dziadek trafił na Szwajcarską nie z powodu ciężkiego zakażenia koronawirusem, ale z powodu problemów z nerkami. Na co dzień musi on mieć podawane dializy. Po tym, jak trafił na oddział nie mógł się o nie doprosić. Dziadek codziennie słyszał, że za kilka dni się okaże, co dalej – opowiada Ewelina Łopińska, jedna z bohaterek reportażu. Z relacji jej dziadka wynika, że wieczorami pacjenci byli pozostawiani sami sobie, bowiem nie było już pracowników.

 

Jak tłumaczyła rzeczniczka wielkopolskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia, Marta Żbikowska-Cieśla, chory ten powinien korzystać ze stacji dializ przy szpitalu w Szamotułach, przeznaczonej dla pacjentów covidowych. Z kolei szpital przy Szwajcarskiej stacji dializ nie ma i nigdy nie miał.

 

– Szpital Strusia zobowiązał się jednak, że będzie prowadził dializoterapie dla pacjentów, którzy wymagają hospitalizacji – dodaje Żbikowska-Cieśla. – Tylko oddział w Szamotułach otwarto dwa dni po tym, jak dziadek trafił na Szwajcarską. Próbowaliśmy dodzwonić się do lekarzy, by go przenieśli, ale nie odbierali lub rzucali słuchawkami -opowiada Ewelina. – Chorzy, którzy są na Szwajcarskiej, umierają, ale nie na COVID-19. Zabijają ich inne choroby i brak odpowiedniego leczenia – dodaje.

 

Pacjenci zostają bez pomocy

 

W reportażu podjęto także problem tych pacjentów, którzy są zakażeni koronawirusem, ale ich stan jest na tyle dobry, że nie wymagają hospitalizacji. Nie są wypisywani do domów, ale mogliby trafić do izolatoriów, które w Poznaniu święcą pustkami. Dzięki temu zwolniłoby się też miejsce dla tych najbardziej chorych. – Czujemy się tam, jak w więzieniu – przyznają sami pacjenci.

 

Będą kontrole. Radna domaga się dymisji zastępcy prezydenta

 

Poniedziałkowy reportaż „Uwagi” odbił się głośnym echem. W Szpitalu Miejskim im. Józefa Strusia we wtorek rozpoczęła się kontrola Wielkopolskiego Urzędu Wojewódzkiego. Swoje działania kontrolne zapowiedziały też Urząd Miasta Poznania, któremu podlega szpital, a także wielkopolski oddział NFZ.

 

– Wojewoda wskazał na konieczność udzielenia wyjaśnień w zakresie sprawowania opieki przez personel medyczny nad pacjentami przebywającymi na chirurgii ogólnej, w szczególności w nocy, prowadzeniu dializoterapii u pacjentów, przeprowadzania testów w kierunku SARS-CoV-2 u pacjentów przyjmowanych do szpitala oraz długości pobytu pacjentów w placówce – wyjaśnia Tomasz Sube, rzecznik wojewody wielkopolskiego, Łukasza Mikołajczyka. Władze Poznania nie chcą jednak wyrokować, ani osądzać pracowników szpitala.

 

– Reportaż jest wstrząsający. Jednak działamy w warunkach ekstremalnych. Determinacja personelu szpitala budzi podziw – zaznacza Jacek Jaśkowiak, prezydent Poznania. Jędrzej Solarski, zastępca prezydenta wskazuje, że od wielu miesięcy medycy w szpitalu Strusia pracują w trudnych warunkach, „w stanie wojny”. – W niektórych okresach brakowało personelu, ponad stu osób – twierdzi Solarski. I zapowiada postępowanie wyjaśniające w placówce w związku z informacjami zawartymi w materiale TVN. – Jeśli zdarzyły się błędy, przepraszam. Nasz szpital jest bezpieczny – podkreśla Solarski. Z kolei Ewa Jemielity, radna PiS i członkini Rady Społecznej szpitala Strusia domaga się dymisji zastępcy prezydenta. I twierdzi, że ma on „gębę pełną frazesów”.- Nie jest świetnie, jeśli pacjenci w szpitalu Strusia umierają – uważa Jemielity.

 

Szpital Miejski broni się i odpowiada

 

Jak do tych skarg odnosi się sama dyrekcja szpitala? We worek zwołano specjalną konferencję w tej sprawie. – Szpital pracuje na pełnych obrotach, a zamiast słów wsparcia, wylano na nas kubeł pomyj – zapewnił dr Bartłomiej Gruszka, dyrektor szpitala im. Józefa Strusia w Poznaniu, dodając, że reportaż został zmanipulowany. Pracownicy szpitala twierdzą, że treści przedstawione w reportażu są wyrwane z kontekstu.

 

– Nie odzwierciedlają one faktycznego stanu chorych w danym czasie. Są zlepkiem fragmentów nagranych w różnych porach doby. Jako pielęgniarki, położne, ratownicy, opiekunowie, medyczni sanitariuszy i salowe, przyjmujemy ten reportaż jako policzek wymierzony nam, profesjonalistom. Od 10 miesięcy nieustannie pracujemy na pierwszej linii frontu walki z pandemią. Ale potraktujemy ten wymierzony w nas cios jako zachętę do dalszej nieprzerwanej pracy na rzecz chorych, zakażonych wirusem. Pragniemy podkreślić, że codziennie otrzymujemy od naszych pacjentów wiele podziękowań za trud pracy na rzecz ich zdrowia. W tym miejscu dziękujemy wszystkim pracownikom naszego szpitala za ich prace – mówiła podczas konferencji Izabela Kuras, Naczelna Pielęgniarka Przedstawiciele szpitala podkreślają, że cały czas brakuje personelu do opieki nad chorymi.

 

Podczas konferencji powiedziano, że od momentu przemianowania placówki na szpital jednoimienny z pracy zrezygnowało około 20 procent lekarzy i pielęgniarek. Braki kadrowe pogłębia trwająca pandemia – obecnie 55 osób z personelu ma wynik dodatni na COVID-19, kolejnych 55 osób w izolacji. Od początku pandemii zmarło dwóch pracowników szpitala.

 

– Nie ma u nas pacjentów, którzy nie potrzebowaliby opieki zdrowotnej i mogliby trafić do izolatorium. Przyjmujemy chorych w stanie ciężkim lub średnio-ciężkim – podkreślił też dyrektor Bartłomiej Gruszka.

 

Szpital chce podjąć kroki prawne

 

Lekarze, pielęgniarki, personel medyczny i dyrekcja mają ogromny żal, że ich praca została w taki sposób przedstawiona w reportażu. Przyznają, że na co dzień nie jest różowo, ale pracują niezmiennie w szpitalu covidowym od 10 już miesięcy.

 

– Od początku pandemii przewinęło się przez naszą placówkę 13 tys. zakażonych. Do szpitala MSWiA w Warszawie w tym czasie zgłosiło się 5 tys. osób. To chyba robi różnice. Trafiają do nas pacjenci z zawałem z województw zachodnio-pomorskiego i pomorskiego, bo tam nikt nie chce udzielić im pomocy. Jesteśmy jedynym szpitalem, który te wysokospecjalistyczną pomoc oferuje – zwracają uwagę pracownicy. Podkreślają, że pacjenci nie zostają bez opieki – wszystkie oddziały są monitorowane, również w nocy.

 

– To, że pomoc nie następuje od razu wynika z tego, że musimy przebrać się, przygotować na działanie w strefie brudnej. Pielęgniarki w czasie nocnej zmiany przynamniej raz na dwie godziny odwiedzają pacjentów. Nieprawdą jest, że przyciski alarmowe nie działają, bo działają. Nie ma możliwości, by pacjent nie został zaopiekowany – zwraca uwagę Mariusz Stawiński, zastępca dyrektora ds. Opieki Zdrowotnej.

 

W związku z emisją reportażu, szpital rozważy podjęcie kroków prawnych. – Fala hejtu wylała się na naszych pracowników. Nie zdziwię się, jak ktoś zostanie od nas pobity -mówią lekarze.

 

 

Marta Danielewicz, BOK, AB, aip

- Advertisement -

Podobne

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnio dodane

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520