14.4 C
Chicago
środa, 17 kwietnia, 2024

„Boicie się jeszcze powrotu Tuska?”. Adam Bielan, eurodeputowany PiS, odpowiada wprost

Popularne

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520

Dla nas jest dziś bez różnicy, czy w wyborach prezydenckich będzie kandydował Donald Tusk, czy ktokolwiek inny – twierdzi Adam Bielan, eurodeputowany PiS.

Boicie się jeszcze powrotu Tuska? Czy jego ewentualne wkroczenie na scenę polityczną przed wyborami nie wydaje się już tak groźne? Mówimy o bardzo doświadczonym polityku, który pomimo słabych efektów rządzenia wygrywał kolejne wybory. Dlatego wciąż podchodzimy poważnie do jego działań. Jednakże wydaje się też, że ostatnie pięć lat, które spędził w Brukseli, a więc niejako z dala od polskiej polityki, sprawiło, że stracił, kluczowy w polityce słuch społeczny. Pokazała to końcówka ostatniej kampanii europejskiej. Najpierw przez wiele tygodni trzymał się na jej uboczu, a jego otoczenie wysyłało sygnały, że wkroczy 4 czerwca, by przedstawić plan ratowania opozycji po przegranej. Zmienił jednak plan i ostatecznie zaangażował się w kampanię w ostatnich tygodniach, zakładając ewidentnie, że Koalicja Europejska idzie po zwycięstwo i chcąc być ojcem tego zwycięstwa. Tymczasem okazało się, że jego odczucia rozjechały się z realnymi nastrojami Polaków.

To może jest tak, jak wskazują niektórzy analitycy, że dziś Donald Tusk to wymarzony przeciwnik dla PiS? Rozumiem i podzielam argumenty stojące za taką tezą. Głównym problemem PO jest dziś bowiem to, że nie przeprowadziła żadnych rozliczeń po porażce w 2015 roku i nie postawiła na ludzi niezwiązanych ze swoimi rządami. Tyle że nie dotyczy to jedynie Tuska, ale wielu polityków z obecnej pierwszej linii, w tym samego Schetyny. Bardziej wnikliwi obserwatorzy wiedzą co prawda, że dzisiejszy szef Platformy za rządów swojej partii był faktycznie w opozycji względem Tuska, ale jednocześnie był członkiem jego gabinetu i w powszechnym odbiorze jest jedną z głównych twarzy tamtych złych rządów. Aktualnie wątpię jednak, by Tusk rzeczywiście okazał się naszym przeciwnikiem. On dowiódł niejednokrotnie, że jest osobą ultraostrożną, wyrachowaną. To nie jest Jarosław Kaczyński, który podejmuje odważne decyzje i wyzwania. Tusk musi mieć przed sobą perspektywę niemal pewnego sukcesu, by się zaangażować. A dziś jej nie ma.

To z punktu widzenia własnego interesu kibicujecie jego powrotowi czy przeciwnie? Osobiście staram się nie emocjonować rzeczami, na które nie mam wpływu. To nie mecz piłkarski.

Ucieka Pan od odpowiedzi. Tusk przede wszystkim nie powinien angażować się w krajową politykę jako urzędujący szef Rady Europejskiej. Jeśli skończy się jego mandat, to dla nas jest bez różnicy, czy w wyborach prezydenckich będzie kandydował on czy ktokolwiek inny.

Jest po stronie opozycji ktoś, kto byłby groźniejszym rywalem dla prezydenta Dudy? Jest ktoś, kto przebiłby go charyzmą w elektoracie PO? To jest pytanie do władz Platformy. Wydaje mi się, że w tym ugrupowaniu występuje ogólnie problem z wyrazistym liderem politycznym. Grzegorz Schetyna od miesięcy dołuje we wszelkich rankingach zaufania. Polacy po prostu nie widzą w nim przywódcy.

Podobno jednak wciąż kładziecie nacisk na osłabienie pozycji Tuska w Polsce? Jak ostatnio plotkami, że jest kandydatem na szefa Komisji Europejskiej, mimo że wiadomo, że taki wariant nie wchodzi w grę? Nie było w ogóle takiego tematu ani u nas, ani w Brukseli. Jeśli już, to podejrzewałbym raczej jego otoczenie o rozpowszechnienie tej plotki. Zresztą komentarz przewodniczącego Junckera do całej sytuacji był bardzo wymowny.

Ale jak go czytać? Była to jawna drwina z Tuska. Nawet ja poczułem się nieswojo jako Polak, bo to w końcu były premier mojego kraju. Ta drwina pokazuje jednak z jednej strony, że nie było nic na rzeczy w kwestii KE, z drugiej, że nawet w Brukseli Tusk nie jest poważnie traktowany.

Nie żałujecie, że odmówiliście poparcia na forum UE byłemu premierowi Polski? Absolutnie nie. Wszystkie przepowiednie, że to będzie początek naszego końca politycznego, nie sprawdziły się. Ale to nie nasz polityczny interes był najważniejszy. Przede wszystkim chodziło o zasady. I tu mieliśmy rację: wielu polityków, dyplomatów europejskich, którzy wtedy mówili, że przesadzamy, dziś w nieformalnych rozmowach przyznają nam rację.

Którzy konkretnie politycy? Jaką rację? Nie mogę ujawnić nazwisk, ale proszę mi wierzyć, że chodzi również o znanych polityków Europejskiej Partii Ludowej, do której należy PO. Nasz zarzut brzmiał: o ile w pierwszej kadencji szefa Rady Europejskiej Tusk koncentrował się nad własną reelekcją, o tyle w drugiej będzie pracować nad elekcją prezydencką w Polsce, a zatem będzie łamał zasadę neutralności. On sam tuż przed wyborem przekonywał europejskich polityków, że tak nie będzie, ale my wiedzieliśmy, że nie wytrzyma. I to się sprawdziło. Jego zaangażowanie w kampanię europejską w kraju było już jawnym pogwałceniem zasady neutralności w UE. Próbował wykorzystywać funkcję szefa RE do ingerowania w wewnętrzne sprawy w Polsce.

Prawda jest też taka, że żaden z Polaków nie osiągnął w Unii wyższej pozycji od Tuska? I na to też zapracował sam, podnosząc realne znaczenie stanowiska, jakie pełnił, choćby w stosunku do swojego poprzednika? Polemizowałbym z tą tezą. Herman van Rompuy był jednak politykiem dobrze poruszającym się po salonach europejskich. Tusk zaś niewątpliwie był raczej wielokrotnie ogrywany na forum europejskim, w tym przez Junckera i to właśnie w walce o kompetencje. Ta ostatnia konferencja i złośliwości przewodniczącego KE były emanacją ich rywalizacji.

Przewodniczący Komisji Europejskiej ma z definicji większe kompetencje. Owszem, ale przypominam, że zwolennicy Tuska porównywali znaczenie jego wyboru na szefa Rady Europejskiej wręcz z wyborem Karola Wojtyły na papieża. Mamy swojego prezydenta Europy – ekscytowano się. Kilkanaście miesięcy później, kiedy przez Radę przechodziły niekorzystne dla nas decyzje, ci sami politycy zaczęli już głosić tezę, że przewodniczący Rady musi być bezstronny. Ponadto kluczowe dla bilansu jego kadencji jest to, że Unia Europejska jest dziś o wiele słabsza niż pięć lat temu.

Pytanie, na ile jest winny tu Tusk? Z całą pewnością współwinny. Niepoparcie Polaka to nie była jednak małość z Waszej strony? Polaków zawsze warto wspierać – mówi dziś wiceszef PO Tomasz Siemoniak, komentując informację, że minister Szczerski ma szansę zostać wiceszefem NATO. Ja z kolei słyszałem Radka Sikorskiego, który się wyzłośliwiał przy tej okazji. Przede wszystkim jednak my poparliśmy Polaka, Jacka Saryusz-Wolskiego.

Sikorski nie jest we władzach Platformy. Był liderem ich listy w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Przypominam, że po wyborze Tuska Jarosław Kaczyński podszedł do niego na sali sejmowej i pogratulował mu. Trudno zatem mówić o małości. W 2004 roku głosowaliśmy za kandydaturą Danuty Huebner na komisarza, choć nie zgadzaliśmy się z nią politycznie w kraju. Od początku przyjęliśmy doktrynę głosowania zawsze na Polaków, niezależnie od podziałów politycznych. Co więcej Jarosław Kaczyński zlecił nam powołanie Klubu Polskiego w PE, który zresztą funkcjonował nieformalnie przez 10 lat.

A jednak przy Tusku górę wzięła partyjna polityka? My podjęliśmy racjonalną decyzję w momencie, kiedy Tusk ubiegał się o reelekcję. Po pierwsze uznaliśmy, że nic dla Polski nie wynika z jego przewodniczenia. Warto też pamiętać, że fakt, iż mieliśmy to stanowisko, wyklucza nas z gry o ważne unijne funkcje w rozpoczynającej się właśnie kadencji.

A jaka jest gwarancja, że gdyby nie był dziś, bylibyśmy w grze? Zgoda. Pewne jest jednak, że dziś w tej grze być nie możemy. Ponadto już wówczas rozchodziły się pogłoski, że Tusk zamierza wrócić do polskiej polityki na stanowisko prezydenta. I wszyscy mieli świadomość, że będzie wykorzystywał swoje stanowisko do budowy pozycji w kraju, czyli będzie łamał zasadę neutralności.

 

Anna Wojciechwoska aip

- Advertisement -

Podobne

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnio dodane

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520