Co najmniej 220 zabitych. 6 tysięcy osób rannych oraz ponad sto osób zaginionych – to bilans potężnego wybuchu w porcie w stolicy Libanu. Mija właśnie tydzień odkąd w powietrze wyleciało niemal 3 tysiące ton niebezpiecznych azotanów. Była to największa taka eksplozja w historii Libanu. Zniszczyła sporą część Bejrutu, pogłębiła kryzys gospodarczy i ujawniła wieloletnie zaniedbania libańskich władz.
Od soboty w Libanie dochodzi do kolejnych antyrządowych protestów. Libańczycy twierdzą, że władze są skorumpowane, a kolejne rządy dopuszczały się gigantycznych zaniedbań, co stało się powodem eksplozji. Wczoraj do dymisji podał się cały rząd i teraz parlament ma rozpocząć żmudną procedurę wyboru nowego premiera. Nie oznacza to jednak rozpisania przedterminowych wyborów, czego domagała się część protestujących.
Wybuch sprzed tygodnia całkowicie zniszczył port w Bejrucie, największy kanał importu żywności, towarów i leków do Libanu. Uszkodzonych zostało wiele budynków w mieście, a 300 tysięcy osób straciło dach nad głową. Straty w metropolii Bejrutu szacowane są na kilkanaście miliardów dolarów.
Libańskie media publikują też kolejne informacje o zaniedbaniach władz, jakie miały doprowadzić do katastrofy. Trzy tysiące ton azotanów składowanych było w porcie bez żadnych zabezpieczeń, a władze ostrzegane były o zagrożeniu co najmniej dziesięciokrotnie, po raz ostatni przez zarząd portu 3 tygodnie temu. Media twierdzą też, że po wybuchu wciąż nie odnaleziono wielu zagranicznych robotników, którzy pracowali w rejonie portu. To głównie uchodźcy z Syrii z których wielu pracowało na czarno.
IAR/Informacyjna Agencja Radiowa/ #Cegielski/ BBC/RTR/EVN/w sk