Oni nie wzruszają tak, jak robią to chore, cierpiące dzieci. Nie budzą tkliwości i sympatii. Mają po 50, 60 albo więcej lat. Są brzydcy, nieporadni, zupełnie samotni – tkwią na obrzeżach naszego życia. Ich niepełnosprawności intelektualnej towarzyszą ciężkie schorzenia somatyczne. Wielu z nich o pomoc dla siebie nie potrafi nawet prosić.
– Nieraz słyszę: „Dlaczego wydaje pani społeczne pieniądze na tych… debili?” – mówi Anna Dymna, aktorka Narodowego Starego Teatru i prezes fundacji „Mimo Wszystko”. – Na tak szokujące pytania nie odpowiadam. Kto z nas ma prawo rozsądzać, jakie życie ludzkie, czyje marzenia i potrzeby są więcej warte? Żadna choroba i kalectwo nie dyskredytuje człowieczeństwa. Jeśli pozwolimy osobom niepełnosprawnym intelektualnie czy innym osunąć się na dno obojętności, samotności i beznadziei, to wkrótce w ich ślady poślemy kolejne grupy o małej sile przebicia: bezrobotnych, emerytów, rodziny wielodzietne…
Dla dorosłych osób niepełnosprawnych intelektualnie, w roku 2003, Anna Dymna założyła fundację . Dzięki odpisom 1% podatku, wybudowała dla nich dwa ośrodki terapeutyczno-rehabilitacyjne: „Dolinę Słońca” w podkrakowskich Radwanowicach i Warsztaty Terapii Artystycznej w nadbałtyckim Lubiatowie. Aktorka nie chce mówić o szczegółach. Twierdzi jednak, że zanim podopieczni fundacji „Mimo Wszystko” trafili do tych placówek, ich los zatrważał, stawiał włos na głowie. Aktorka podkreśla też, że wielokrotnie przekonała się, iż cierpienie fizyczne nie jest najgorsze. Najpotworniejsza dla ludzi chorych i niepełnosprawnych staje się samotność, bezradność, poczucie wykluczenia. Przykładem tego może być całkowicie sparaliżowany Janusz Świtaj, który kilka lat temu, jako pierwszy Polak, domagał się sądowej zgody na zaprzestanie uporczywej terapii. Ten desperacki krok nie może dziwić, skoro, przez 16 lat, Świtaj nie opuszczał swojego pokoju, a jedynym oknem na świat był dla niego ekran telewizora.
Anna Dymna nie brała udziału w dyskusjach o eutanazji, jakie w tamtym czasie przetoczyły się przez media. W jednym z wywiadów powiedziała tylko: „Janusz nie chce umierać. On woła o pomoc”. Miała rację. Fundacja „Mimo Wszystko” kupiła Światowi specjalistyczny wózek z respiratorem, zatrudniła na stanowisku internetowego analityka rynku osób niepełnosprawnych. Od tamtej pory, dobiegający dzisiaj czterdziestki, mieszkaniec Jastrzębia-Zdroju udowadnia, że można żyć pełnią nawet mając całkowicie nieruchome ciało: napisał biografię, zdał maturę, jego wyniki na studiach psychologicznych zostały wyróżnione przez rektora Uniwersytetu Śląskiego, a przed trzema laty, na Zamku Królewskim w Warszawie, uhonorowano go tytułem „Człowiek bez barier”.
Fundacja Anny Dymnej „Mimo Wszystko” ma wielu takich podopiecznych jak Janusz Świtaj. Dzięki sponsorom, darczyńcom, a przede wszystkim podatnikom przekazującym jej 1%, wsparła leczenie, rehabilitację i edukację ponad 23 000 osób chorych i niepełnosprawnych w całej Polsce. Organizuje dla nich również Festiwal Zaczarowanej Piosenki, „Albertianę”, Ogólnopolskie Dni Integracji „Zwyciężać Mimo Wszystko”, „Akademię Odnalezionych Nadziei” – wszystko po to, żeby nie tylko wyrównywać szanse życiowe ludzi z dysfunkcjami, ale pokazywać też, że są to osoby, które mają talenty oraz pasje, z jakich korzystać może całe społeczeństwo.
– Najtrudniej zmienia się ludzka mentalność – mówi Anna Dymna. – Przecież w polskim społeczeństwie, a nawet w przestrzeni publicznej nadal funkcjonują ludzie, którzy osoby niepełnosprawne najchętniej zrzucaliby ze skały, jak to niegdyś czynili Spartanie. Chociaż mieszkamy w sercu Europy, to jednak wciąż w naszym kraju żyją ludzie, o których nikt nie chce pamiętać. Oni nie są wstanie protestować na ulicach, domagać się swoich praw, media nie pokazują ich codziennej beznadziei. To właśnie takimi ludźmi zajmuje się Fundacja Anny Dymnej „Mimo Wszystko”. – Najbardziej poraża mnie samotność, bezradność osób chorych i niepełnosprawnych, to, że one same oraz ich rodziny muszą nieraz dramatycznie walczyć, by zapewnić sobie minimum egzystencji, zupełnie tak, jakby byli obywatelami drugiej kategorii. Tego nie zmienią żadne przepisy. Dobra wola i życzliwość to ciągle praca u podstaw – podkreśla Anna Dymna.