3.6 C
Chicago
sobota, 20 kwietnia, 2024

Amerykański żołnierz wyjeżdża na misję do Europy. Jak to wygląda w praktyce?

Popularne

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520

Rodziny amerykańskich żołnierzy, którzy przyjadą w styczniu na misję do Polski zostaną otoczone specjalną opieką armii, by dziewięciomiesięczna rozłąka odcisnęła jak najmniejsze piętno na relacje małżeńskie i rodzicielskie.

Już 2 stycznia pierwsi żołnierze amerykańscy zaczną wylatywać z USA na misję do Polski i sześciu innych krajów Europy Wschodniej i Środkowej w ramach operacji Atlantic Resolve (postanowienie atlantyckie). To nie tylko zadanie militarne. Dla samych żołnierzy i ich rodzin to także wielkie wyzwanie przetrwania dziewięciomiesięcznej rozłąki z mężem lub żoną i z dziećmi.

„Tata zostawił ci list”

– Staramy się na razie nie mówić dzieciom, że tato wyjeżdża, zwłaszcza teraz, w tym świątecznym okresie – mówi Theresa Venn, żona sierżanta Matthewa Venna, który trafi na misję do Łotwy. Oprócz 17-letniej córki Alani mają dwoje małych dzieci – 7-letnią Leah i 5-letniego Ethana. – Staramy się, żeby się raczej skupiały na prezentach i innych przyjemnych sprawach. Myślę, że później będziemy mówić o tym więcej – dodaje Theresa.

To już nie pierwsza misja sierżanta Venna i żona wie, z czym wiąże się nieobecność ojca jej dzieci w domu. – Początkowo dzieci nie będą wiedziały, co się dzieje, są jeszcze za małe. Tato wsiądzie do autobusu, pomachają mu i wrócą do szkoły. Ale po tygodniu spostrzegą, że taty nie ma w domu. Zaczną pytać: Gdzie jest tata?

Dla takich rodzin jak państwa Venn amerykańska armia prowadzi specjalną komórkę wsparcia, tzw. Gotowość Rodzinną. Pracują w niej i wojskowi, i wolontariusze z rodzin wojskowych, a także eksperci psychologowie.

Wraz z przygotowaniami stricte wojskowymi do misji w Europie armia amerykańska rozpoczęła również przygotowywanie żołnierzy oraz ich rodzin do możliwie najmniej uciążliwego przeżycia tego rozstania. W przypadku misji Atlantic Resolve dotyczy to ponad 4 tysięcy żołnierzy oraz ich żon lub mężów i dzieci.

– Mamy programy wsparcia dla dzieci w każdym wieku – mówi Rob Day, szef służby wsparcia rodzin żołnierzy wyjeżdżających na misje. – Rozłąka jest dużym wyzwaniem zwłaszcza w przypadku nastolatków. Jeśli dziecko ma powiedzmy 15 lat w momencie, kiedy rodzic wyjeżdża na misję a 16 lat, kiedy wraca, to po powrocie sytuacja w domu jest zupełnie inna – mówi.

W tym czasie nastolatek dorasta i komunikacja między nim a rodzicem się zmienia. – Robimy po powrocie szkolenia z tego, jak się komunikować ze swoim dzieckiem po rozłące. Przekazujemy też rodzicom odpowiednie poradniki – dodaje Rob Day.

Jak mówi, w trakcie długiej rozłąki dotychczasowe role w rodzinie mogą się zmienić. Może być tak, że inny rodzic przejmuje kierowanie domem i ustalane są nowe reguły obowiązujące w domu. Przez czas rozłąki dziecko przyzwyczaja się do tych nowych ról z nimi dorasta. Po powrocie rodzica z misji nastolatek zastanawia się, jak teraz będzie toczyło się życie w ich domu. – Dlatego mówimy powracającym żołnierzom: dajcie sobie czas na dotarcie się. Nie próbujcie po powrocie wchodzić w te same role zarządzającego domem. Najpierw zobaczcie, jak jest teraz ustalony cykl życia domowego, zaobserwujcie, jak zachowują się wasze dzieci, zostawcie sobie czas na obserwowanie rodziny jako całości oraz każdego dziecka indywidualnie. Zobaczcie, jakie są teraz role waszych dzieci, co się zmieniło w ich świecie i jak powrócić najlepiej do tego ich codziennego życia – opowiada Rob Day.

Inaczej podchodzi się do małych dzieci. – Przekazujemy im wiele broszurek, kolorowanek, czy kalendarz, na którym jeszcze przed odjazdem taty czy mamy wspólnie zaznaczają najważniejsze daty dotyczące misji. Mówimy im: zaznaczcie dzień wyjazdu i powrotu, dni kiedy będą mijać kolejne miesiące, ustalcie i zaznaczcie dni, w których będziecie dzwonić do dzieci – opowiada Day.

Personel służby wsparcia rodzin zachęca także żołnierzy, by zostawiali swoim dzieciom kilka już napisanych listów, na wypadek, gdyby z jakiegoś powodu nie mogli zadzwonić w umówionym dniu. Wówczas mama czy tata, który został w domu podrzuci taki list do zwykłej poczty i powie dziecku: – „Zobacz, tata (lub mama) przysłał ci list.” W ten sposób komunikacja z dzieckiem zostanie utrzymana nawet pomimo przejściowych trudności.

Podobnie zachęca się żołnierzy do nagrania przed wyjazdem czytania ulubionej książki dziecka. Wówczas podczas nieobecności książka jest odtwarzana i dziecko czuje, jakby rodzic by przy nim i czytał. Rodzice mogą korzystać też z wielu poradników typu „101 porad, jak być supertatą czy supermamą na odległość”.

Najgorsze to nie widzieć żony

Oprócz kwestii kontaktu z dziećmi niezwykle istotne jest utrzymywanie częstego kontaktu pomiędzy małżonkami w trakcie misji. Amerykańskie wojsko odeszło od dawnego zwyczaju organizowania 12-miesięcznej rotacji, kiedy żołnierze mogli w tym czasie pojechać na urlop, na rzecz cyklu 9-miesięcznego. Czas pełnienia misji się skrócił, ale teraz żołnierz nie ma możliwości wyjazdu na urlop do rodziny.

Niewykluczone, że małżonkowie będą mogli odwiedzić swoich partnerów w Europie. Armia tego nie zabrania, jednak ze względu na koszty takich podróży mogą one dojść w wyjątkowych sytuacjach.

Psychologowie wojskowi zachęcają małżonków, by jak najczęściej kontaktowali się za pomocą internetu czy telefonów satelitarnych. – Najczęstszym sposobem kontaktu będzie email, ale mamy też specjalną stronę dedykowaną dla żołnierzy i ich rodzin Virtua Family Readiness – mówi kapitan Chase Rahm, pełniący służbę w Gotowości Rodzinnej. – To będzie bezpieczniejsza strona niż Facebook, jest dostępna tylko dla żołnierzy i ich rodzin – wyjaśnia kapitan Rahm.

Wojsko również będzie dostarczać sygnał wi-fi i łączność satelitarną. W tym celu do Europy wysłano specjalne pojazdy łączności satelitarnej.

W ten sposób jak najczęściej łączność ze sobą zamierzają utrzymywać sierżant Alexzander Boehmer i jego żona Savannah. Sierżant wyjeżdża na Węgry i chociaż nie może się doczekać, kiedy zobaczy Europę, to jednocześnie wie, że rozłąka z żoną będzie trudna.

– Potwornie ciężko będzie zostawić ją na tyle czasu. To najgorsza rzecz na świecie nie móc być przy niej, widzieć jej – przyznaje sierżant Boehmer, jednak wraz z żoną wiedzą już jak sobie radzić z rozłąką. – Jesteśmy razem od matury. Tydzień po naszym ślubie Alexzander został wysłany na 9-miesięczną misję. Skoro przetrwaliśmy wtedy, to przetrwamy i teraz – mówi żona sierżanta, Savannah.

Według Roba Daya kluczowa w przypadku małżeństw jest właściwa komunikacja. Jego zespół przekazuje żołnierzom i ich rodzinom poradniki, że nie należy w trakcie rozmów poruszać kontrowersyjnych tematów, trzeba unikać wzajemnego oskarżania się, nie wolno stosować zwrotów typu: „z tobą to tak zawsze”. Żołnierze i członkowie ich rodzin przyznają, że tego typu poradniki pomagają im w przeżywaniu rozłąki.

Dużą rolę odgrywają też kontakty z innymi rodzinami wojskowych. Shaina Hart, której mąż wyjeżdża do Rumunii, matka rocznego Olivera mówi, że wyjedzie z dzieckiem na pewien czas do swojej rodziny, a także będzie się spotykać z koleżankami mieszkającymi w sąsiedztwie, których mężowie również wyjadą na misję. – Mamy wielu przyjaciół. Dzięki temu łatwiej będzie przetrwać rozłąkę – mówi Shaina.

Jednostka wsparcia rodzin przeprowadza także szkolenia, jak małżonkowie i dzieci żołnierzy powinny korzystać z mediów społecznościowych. – Uczymy, że zwłaszcza

Przygotowani na wszystko

Żołnierze i rodziny z Fortu Carson wiedzą, że misja w Europie Wschodniej i Środkowej powinna być spokojna. Że najprawdopodobniej nie dojdzie tu do walk – choć i na nie są przygotowani. W każdym razie nie będzie tak niebezpiecznie jak na misjach w Iraku czy Afganistanie. Jednak w armii pomimo to działają specjalne zespoły opieki nad rodzinami na wypadek, gdyby stało się najgorsze.

– W naszej brygadzie mamy 30 wolontariuszy w takim zespole pomocy, którzy są przeszkoleni i wiedzą co robić w takim przypadku – mówi kapitan Chase Rahm. – Zatem jeśli żołnierz ginie lub umiera na misji członkowie tego zespołu idą do tej rodziny, towarzyszą jej na co dzień i dostarczają niezbędną pomoc – dodaje kapitan Rahm. Chodzi o pomoc choćby tak prozaiczną jak zapewnienie posiłków czy pomoc w sprzątaniu mieszkania.

Jak dodaje Rob Day grupy wolontariuszy są specjalnie szkolone, jak postępować w przypadku wystąpienia najgorszego scenariusza. – Chcemy być delikatni, ale też dowiedzieć się jaką pomoc chcą otrzymać rodziny, czasami nie chcą tej pomocy przez jakiś czas. Próbujemy do nich dotrzeć później – mówi Day.

W przypadku operacji Atlantic Resolve nikt nie spodziewa się jednak tragicznych informacji. Większość żołnierzy, z którymi rozmawiała AIP traktuje ten wyjazd również jako okazję do poznania europejskiej kultury, jedzenia. – Jestem podekscytowana i trochę zazdrosna, że mąż zobaczy sporą część Europy, której ja nie zobaczę – mówi Savannah Boehmer. – Fajnie będzie zobaczyć nowe kraje, takie jak Polska – potwierdza sierżant Boehmer.

– Chciałabym bardzo zobaczyć Morze Bałtyckie, spróbować tamtego jedzenia. Chciałabym móc pojechać tam razem z mężem i zobaczyć to wszystko, ale niestety nie mogę – dodaje Theresa Venn.

Przed wyjazdem żołnierzom i rodzinom humory dopisują. – Polskie wyroby ceramiczne są sławne, będę je kupował i wysyłał żonie, a ona udekoruje nimi dom – mówi z uśmiechem sierżant Bohmer. – Chcę też zobaczyć Budapeszt i spróbować węgierskiego jedzenia. To będą dwa moje główne cele – dodaje.

Jak zapewniają oficerowie z Fortu Carson w Colorado, żołnierze oczywiście są podekscytowani, jednak wiedzą, że ta misja to nie będą wakacje. – Chcemy, żeby nie tylko oficerowie, ale tez zwykli szeregowi z załogi czołgu znali szerszy kontekst naszej operacji i te ważne cele, jakie są nam stawiane – mówi kapitan Scott Walters z Fortu Carson. Przed wyjazdem żołnierze odbyli wiele spotkań z dowództwem i wiedzą, że jadą do Europy przede wszystkim po to, by chronić i odstraszać potencjalnych agresorów przed zaatakowaniem wschodnich krajów NATO. Spotkania takie miały też rodziny żołnierzy.

– Mottem naszej brygady jest hasło „Żelazna siła”. I staramy się też wpoić to naszym rodzinom, żeby w czasie rozłąki były tak mocne, jak mocna jest nasza brygada, żeby „Żelazna siła” stało się też ich hasłem – dodaje kapitan Rahm.

Wojciech Rogacin / AIP, foto Wojciech Rogacin

- Advertisement -

Podobne

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnio dodane

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520