Stephen Mull, ambasador Stanów Zjednoczonych Ameryki, kończy swoją służbę w naszym kraju i żegna się z Polską. W piątek przyjechał do Gdańska, gdzie złożył kwiaty pod Pomnikiem Poległych Stoczniowców.
– Przyjechałem do Gdańska po raz pierwszy 31 lat temu. To było jedno z pierwszych miejsc, które odwiedziłem w Polsce – zaznaczył ambasador Mull. Przyznał on też, że w 1984 r. został w Gdańsku… zatrzymany. -Przyjechałem wówczas, aby obserwować, czy żyje tu jeszcze ten duch Solidarności. Chciałem obserwować w tym miejscu manifestację z okazji rocznicy wydarzeń sierpniowych. Zostałem zatrzymany przez SB-ków i „zaproszony” do radiowozu – wspominał. – Na komendzie spędziłem kilka godzin. Amerykanin zaznaczył, że to miejsce jest ważnym symbolem dla całego świata – zwycięstwa demokracji i wolności. Mull opuści Polskę pod koniec przyszłego tygodnia. Przyznał, że Gdańsk i tereny Stoczni Gdańskiej są tymi miejscami, które musiał koniecznie odwiedzić przed wyjazdem. – Chciałem złożyć hołd zwycięstwu demokracji i wolności. To jest zwycięstwo wszystkich Polaków – podkreślił Mull. Stephen Mull pracował w naszym kraju trzy lata. W tym czasie zdążył dobrze opanować język polski i zyskać niemałą sympatię wśród naszych rodaków. Teraz zostanie doradcą sekretarza stanu USA, Johna Kerry’ego w projektach dyplomatycznych. Na stanowisko ambasadora USA w Polsce prezydent Barack Obama powołał Paula Wayne’a Jonesa.
Kamila Grzenkowska (aip)