Na razie mecze Pucharu Świata cieszą się umiarkowanym zainteresowaniem kibiców. Ale to zmieni się w Tokio, gdzie sprzedano już wszystkie bilety.
To właśnie w tokijskiej hali Yoyogi rozstrzygnie się, które drużyny wywalczą w Japonii olimpijskie przepustki, bo będą grali w niej m.in. Polacy, Amerykanie, Włosi i Rosjanie, czyli wszystkie zespoły, które liczą się w tej rywalizacji.
Od kilku dni w sprzedaży nie ma już wejściówek na mecze w Yoyogi. Co ciekawe, bez biletów pozostali nawet pracownicy polskiej ambasady, którzy nie spodziewali się, iż japońscy fani wykupią wszystkie karty wstępu. Rzeczywiście, patrząc na frekwencję na dotychczasowych meczach trudno było zakładać, że bilety tak szybko się rozejdą, choć przyczyna tego zainteresowania jest oczywista – w Yoyogi grać będzie również reprezentacja Japonii, a organizatorzy sprzedają bilety nie na poszczególne mecze, a na turniejowe dni. Może okazać się zatem, że – mimo tego, iż biletów w kasach już nie ma – na trybunach będzie sporo wolnych miejsc.
Na razie przed biało-czerwonymi trzy mecze w Toyamie, która – według japońskich organizatorów – jest najbardziej zakochanym w siatkówce miastem w tym kraju, choć w liczącej osiem zespół japońskiej V.Premier League nie ma swojego przedstawiciela. Podobnie jak w Hamamatsu, w położonej na wybrzeżu Morza Japońskiego Toyamie niezwykle trudno jest znaleźć jakiekolwiek informacje o tym, że zagrają tu czołowe siatkarskie drużyny świata, a nawet można przejść obok meczowej hali, pięciotysięcznej Toyama City Gymnasium, i nie zauważyć reklamujących turniej banerów. Ba, nie zorganizowano nawet konferencji prasowej dla lokalnych mediów. To tym bardziej dziwne, że Japończycy na organizację Pucharu Świata wydają przynajmniej kilka milionów dolarów, a mimo tego zupełnie nie potrafią wykorzystać tego faktu, by pozyskać nowych kibiców siatkarskich. A okazja ku temu jest doskonała, bo przecież siatkarskich gwiazd potrafiących zachwycać swoją grą w turnieju o Puchar Świata nie brakuje.
Paweł Hochstim