Chyba żadna z tysięcy analiz, jakie przeprowadzono przed sobotnimi Derbami Europy nie okazała się trafna. Real Madryt został upokorzony przed własną publicznością – Barcelona wygrała na Santiago Bernabeu aż 4:0!
Takiej dominacji w Gran Derbi nie było od pamiętnej „manity”, czyli słynnego już 5:0 z 2010 roku. Real został dosłownie zmiażdżony, i już do przerwy przegrywał 0:2.
Zaczęło się od błędu obrony Królewskich, który w 11 minucie wykorzystał Luis Suarez. Wydawało się, że po takim ciosie gospodarze ruszą w końcu do ataku, ale nic z tego – pierwszy celny strzał piłkarze Realu oddali dopiero w… 30. minucie.
Tymczasem na boisku rządził jeden zawodnik – Neymar, który pod nieobecność Leo Messiego wziął ciężar gry na swoje barki. I w 39. minucie znakomity występ podsumował golem. Real był na łopatkach i nic nie wskazywało, by miał się z nich podnieść.
Po zmianie stron znów do ataku ruszyła Duma Katalonii i znów szybko zaskoczyła rywali. W 53. minucie do siatki trafił Anders Iniesta i było 3:0. Asystą przy tym golu popisał się Neymar. Na kwadrans przed końcem drugą bramkę w meczu zdobył Luis Suarez. Po końcowym gwizdku sędziego Bernabeu zawrzało. Kibice głośno domagali się głowy Rafy Beniteza, dla którego jest to pierwszy sezon za sterami Realu. Mało tego, fani żądali też dymisji prezesa klubu – Florentino Pereza.
W sobotę Barcelona potwierdziła, że znajduje się na fali wznoszącej. Z kolei bezbarwny Cristiano Ronaldo i spółka dali dowód, że Real ma poważne kłopoty. I wygląda na to, że upokarzająca porażka z Barceloną jest teraz najmniejszym z nich.
Kacper Rogacin (AIP)