Osobą, która otworzyła w środę ogień w szkole średniej w Parkland na Florydzie, był 19-letni Nikolas Cruz, były uczeń tej placówki. Napastnik zabił 17 osób. To najbardziej krwawa strzelanina w amerykańskiej szkole od czasu tej w Sandy Hook w stanie Connecticut w 2012 roku. Zginęło wówczas 28 osób.
Strzelec w Parkland był wyposażony w broń półautomatyczną, maskę gazową i granaty dymne. Aby zabić jak najwięcej osób, włączył alarm pożarowy, po usłyszeniu którego uczniowie wyszli z klas.
Scott Israel, szeryf hrabstwa Broward, poinformował, że Cruz został w przeszłości wyrzucony z Marjory Stoneman Douglas High School z powodów dyscyplinarnych. Nadmienił, że w chwili strzelaniny posiadał przy sobie karabin AR-15 i kilka magazynków.
Podczas aresztowania podejrzany nie stawiał oporu. Zatrzymano go w odległości jednej mili od szkoły, do której uczęszcza ok. 3 tys. uczniów. Śledczy twierdzą, że próbował się wtopić w uciekający z miejsca strzelaniny tłum.
Wśród zabitych jest m.in. trener szkolnej drużyny futbolu amerykańskiego. Kilka osób trafiło do szpitala, a stan co najmniej pięciu był w środę krytyczny.
Kilku uczniów potwierdziło, że tego samego dnia w godzinach porannych w szkole miały miejsca ćwiczenia przeciwpożarowe. Kiedy więc alarm został włączony po raz drugi, nikt nie spodziewał się, że stanie się coś złego.
Szkoła będzie zamknięta do końca tygodnia. Wszyscy, którzy mają taką potrzebę, w czwartek rano będą mogli skorzystać z pomocy psychologów. Na popołudnie zaplanowano z kolei wspólną modlitwę w lokalnym parku.
(łd)