Teoretycznie nikt na nich nie liczy. Praktycznie ich sporty są jednak tak nieprzewidywalne, że zdarzyć się może wszystko.
Jestem alpejką snowboardową. Biorę udział w konkurencjach szybkościowych, w których czas odgrywa główną rolę (slalom gigant równoległy). Jest to troszeczkę inna konkurencja w przeciwieństwie do klasycznego snowboardu. Moja deska jest twarda, a zwykli miłośnicy tego sportu jeżdżą na miękkiej – tłumaczy Aleksandra Król. Polska snowboardzistka razem z Weroniką Bielą, Zuzanną Smykałą i Karoliną Sztokfisz będą reprezentować nasz kraj w zbliżających się Igrzyskach Olimpijskich w koreańskim Pjongczangu. Honoru panów w tej konkurencji bronił będzie Mateusz Ligocki. Na czym dokładnie polega ta nieco egzotyczna w naszym kraju dyscyplina?
– Przede wszystkim to bardzo widowiskowy sport. Ścigamy się w parach. Na trasie są poustawiane tyczki, które musimy wymijać. Obok mnie jedzie rywalka, którą muszę wyprzedzić. Do finału awansuje 16 najlepszych zawodniczek. Tam też mierzymy się w parach do czasu aż zostanie wyłoniona najlepsza dwójka. W finale praktycznie każda zawodniczka może wygrać z każdą. Chciałabym tam się dostać, bo wiem, że mnie na to stać – zapowiada Król. Jeżeli medale olimpijskie przyznawanoby za nazwisko, to kombinator norweski Wojciech Marusarz byłby murowanym kandydatem do jednego z krążków. Wprawdzie między nim a legendą polskich skoków narciarskich Stanisławem Marusarzem nie ma żadnego pokrewieństwa, to jednak nazwisko zobowiązuje.
– Bez wątpienia to nazwisko z tradycjami. Śledziłem karierę Stanisława i wiele o nim czytałem. Marzę o tym, by osiągnąć, choć połowę tego, co on – mówi z uśmiechem 24-latek. Na pytanie o szansach polski w kombinacji norweskiej Marusarz odpowiada. – Przede wszystkim liczymy na start drużynowy. Na ostatnim Pucharze Świata pokazaliśmy, że trzeba się z nami liczyć. Wiemy, że pierwsza szóstka jest w zasięgu. Jeśli chodzi o start indywidualny, to sukcesem byłaby pierwsza 20-stka. Oprócz Marusarza do Pjongczangu polecą jeszcze trzej kombinatorzy norwescy: Paweł Słowiok, Szczepan Kupczak i Adam Cieślar.
Mateusz Skrzyński (AIP)