Do historii karate wpisał się Maciej Mazur, plasując się na ósmym miejscu w 11. Mistrzostwach Świata Karate Shinkyokushin Open, które w weekend odbyły się w Tokio.
Urodzony w Kielcach, a reprezentujący Bielański Klub Karate Kyokushin Maciek walczył w zawodach świetnie, a o awans do czołowej czwórki przegrał z późniejszym mistrzem świata Japończykiem Yuji Shimamoto.
Syn Mariusza Mazura z Kielc
Maciek to syn Mariusza Mazura, wielokrotnego mistrza Polski w barwach Kieleckiego Klubu Karate Kyokushin, który obecnie mieszka w Warszawie. Urodzony w Kielcach zawodnik osiągnął niebywały sukces, bo do tej pory żadnemu z Polaków nie udało się awansować do ósemki mistrzostw rozgrywanych co cztery lata tylko w Tokio. W 1995 roku w czołowej szesnastce był Eugeniusz Dadzibug z Sosnowca, który został wtedy sklasyfikowany na dziewiątym miejscu. 24-letni Mazur w 11. mistrzostwach open (odbywają się bez podziału na kategorie wagowe) poprawił jego wyczyn, a mogło być jeszcze lepiej gdyby nie trafił w ćwierćfinale na rozstawionego z najwyższym numerem Japończyka.
Nie czuł się gorszy
– Gdyby przed mistrzostwami ktoś mi powiedział, że będę ósmy w Tokio, to wziąłbym takie miejsce w ciemno. Ale apetyt rośnie w miarę jedzenia i myślę, że można było wyciągnąć jeszcze więcej. Nie czułem się gorszy od Shimamoto i sędziowie mogli dać jeszcze jedną dogrywkę. To drugie moje mistrzostwa. Cztery lata temu byłem wśród najlepszych 32 zawodników, teraz jestem w ósemce. Jest więc progres i mam nadzieję, że jeszcze uda mi się tutaj znów wystartować w 2019 roku. A czy poprawię ten wynik? Bardzo bym, chciał, ale tu startują naprawdę bardzo mocni zawodnicy i ciężko jest od pierwszej walki – mówił Maciek, który często bywa w Kielcach u swoich dziadków.
Powinna być druga dogrywka
Mazur, wielokrotny medalista mistrzostw Polski do ćwierćfinału szedł jak burza, wygrywając kolejno z Hoi Lamem z Hong Kongu, Richardem Estebanem z Paragwaju i Artem Semenovem z Rosji. Doskonale poradził sobie też w piątej rundzie z Japończykiem Shinem Kameyamą i dopiero w walce o półfinał musiał uznać wyższość rozstawionego z najwyższym numerem reprezentantem gospodarzy, choć dopiero po dogrywce. Sędziowie mogli też zarządzić drugą dogrywkę, gdyż Maciek nie ustępował rywalowi, a wręcz przeciwnie – z każdą sekundą walki jego siła rosła. Dodatkowa, dwuminutowa dogrywka mogła jednak popsuć szyki gospodarzom, dlatego chyba sędziowie łaskawiej spojrzeli na faworyta imprezy.
–
Nie po raz pierwszy zresztą, gdyż gospodarskie werdykty były tu na porządku dziennym i trzeba było być wyraźnie lepszym od Japończyka, by awansować do kolejnej rundy. – Sędziowie mogli zarządzić jeszcze jedną dogrywkę, a wtedy miałbym większe szanse. Miałem jeszcze siłę i na pewno zaatakowałbym mocniej. Nie ma jednak co gdybać. Shimamoto to świetny zawodnik i potwierdził to w finale. Nie czułem się jednak od niego gorszy i to mnie buduje – spuentował Maciek, który po finałach odbierał mnóstwo gratulacji, w tym także od Kenji Midori, prezydenta i twórcy World Karate Organization
Tomasz Kęćko zadowolony
– To co zrobił Maciek to dla mnie mistrzostwo świata – ocenił Tomasz Kęćko z Kieleckiego Klubu Karate Kyokushin, który z trybun wypełnionej po brzegi w 10-tysięcznej hali Metropolita Gymnasium w Tokio, oglądał konfrontację najlepszych zawodników świata. – Było wiele świetnych pojedynków, a polska ekipa wypadła bardzo dobrze. Agata Kaliciak z Wrocławia przegrała o wejście do ósemki z Japonką, która później zdobyła srebrny medal. To jednak Agata była dla mnie lepsza i to ona powinna awansować dalej – przyznał Tomasz Kęćko.
Dziewięciu Polaków
W Tokio wystartowały 43 zawodniczki i 164 zawodników, a wśród nich dziewięciu reprezentantów Polski – ośmiu mężczyzn i jedna kobieta. W finale mężczyzn Yuji Shimamoto pokonał swojego rodaka Kembu Iriki. W kategorii kobiet triumfowała natomiast Csenge Szepesi. W decydującej walce Węgierka wygrała z Japonką Juri Minamiharą.
Sławomir Stachura (aip), foto Sławomir Stachura