Brytyjska premier Theresa May będzie dziś rozmawiać telefonicznie z szefem Komisji Europejskiej Jean-Claude’em Junckerem. Jak się oczekuje, potwierdzi w tej rozmowie, że planuje w marcu formalnie wypowiedzieć członkostwo kraju w Unii Europejskiej. W Londynie jednak mało kto podziela tę pewność.
Po wczorajszym orzeczeniu sądowym, że premier musi mieć zgodę parlamentu na uruchomienie Brexitu, w brytyjskiej prasie ukazały się zdjęcia trzech sędziów i nagłówki w rodzaju „Sędziowie kontra naród”, a nawet „Wrogowie ludu”.
Rząd zapowiedział apelację, bo premier May jest zdania, że sprawa rokowań traktatowych z innymi państwami to prerogatywa gabinetu, a do parlamentu należy dopiero ich późniejsza ocena i ewentualna ratyfikacja.
Opozycja ocenia, że to hipokryzja. Jak przypomina, cała idea Brexitu opierała się na hasłach przywrócenia utraconej na rzecz Unii suwerenności własnego parlamentu i własnych sądów.
Były wicepremier, liberał Nick Clegg powiedział BBC, że chciałby, aby „Izba Gmin wykonała swoją konstytucyjną powinność i zapewniła, że rząd będzie działał zgodnie z interesem narodowym”.
Były lider konserwatystów, Iain Duncan Smith napisał jednak w gazecie „Daily Telegraph”, że rokowania z Unią nigdy się nie zaczną, jeśli pozostawić je 650 posłom. Obecnie pewne jest tylko jedno – że nie zaczną się, dopóki rząd nie złoży apelacji od wczorajszego orzeczenia, a Sąd Najwyższy jej nie rozpatrzy.
Grzegorz Drymer/Londyn, Fot. Dreamstime.com