– Wojsko zareagowało natychmiast po tym, jak wpłynął wniosek od wojewody o pomoc poszkodowanym – zapewniał w środę sekretarz stanu w Ministerstwie Obrony Narodowej Michał Dworczyk.
Wiceminister odpowiadał na zarzuty skierowano w kierunku MON i rządu ws. spóźnionej pomocy poszkodowanym w nawałnicy, jaka przeszła nad północną Polską z piątku na sobotę. Dworczyk przekonywał, że żołnierze zostali skierowani do pomocy kilka godzin po tym, gdy wpłynął wniosek od wojewody. W praktyce pojawili się tam trzy doby po przejściu nawałnicy.
– Wojsko, w tego rodzaju sytuacjach, zgodnie z ustawą o zarządzaniu kryzysowym, może być uruchomione wyłącznie po wystąpieniu ze strony wojewody – wyjaśniał Dworczyk. – Wojewoda pomorski o godz. 14.12 14 sierpnia przesłał wniosek, do godziny 15 minister Macierewicz wydał decyzję o uruchomieniu zapotrzebowanych przez wojewodę sił i materiałów – tłumaczył
– Żołnierze pracują z pełnym oddaniem. Wojsko zostało uruchomione błyskawicznie – zapewniał Dworczyk.
Do użycia podczas akcji kryzysowej oprócz ok. 60 żołnierzy zostały skierowane samochody ciężarowo-terenowe, łodzie, spycharki, pływające transportery samobieżne oraz inne specjalistyczne maszyny inżynieryjne.
– Już dawno powinno tu być wojsko. A wicewojewoda mi tylko powiedział, że nie wie, czy to realne, bo to kosztuje – mówił jeszcze w poniedziałek w rozmowie z „Gazetą Pomorską” sołtys Rytla Łukasz Ossowski.
Jakub Oworuszko AIP