12.7 C
Chicago
czwartek, 25 kwietnia, 2024

Uzależniona wariatka? Wyrodna matka i babcia? A może gwiazda światowej sławy? Dziś rocznica śmierci Violetty Villas

Popularne

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520

Uzależniona od alkoholu i narkotyków wariatka? Wyrodna matka i babcia? A może wielka gwiazda światowej sławy, z którą w Las Vegas śpiewał Frank Sinatra, a stroje specjalnie dla niej projektował Christian Dior? Jak zapamiętamy Violettę Villas?

Lewin Kłodzki. Małe miasteczko na Dolnym Śląsku, przy granicy z Czechami. Piąty grudnia 2011 roku, poniedziałek, późny wieczór. Elżbieta Budzyńska, która mieszka z Violettą Villas w domu tuż przy ruchliwej drodze do przejścia granicznego, wzywa karetkę. Villas źle się czuje. Bardzo źle. Pomoc dociera za późno. Lekarzom nie udaje się uratować gwiazdy, u której stóp przed laty leżały Las Vegas, Paryż, Chicago, Nowy Jork i cała Polska. Violetta Villas umiera. Ma 73 lata. *** Liege. Belgia. Rok przed II wojną światową w rodzinie Cieślaków – polskich górników – przychodzi na świat Violetta. Ojciec nie chce się zgodzić, by córka nazywała się finezyjnie. W urzędzie w rubryce „imię i nazwisko” wpisuje swojskie „Czesława Cieślak”. Po wojnie, całą rodziną (z dwoma braćmi i siostrą Czesi), zamieszkają w Lewinie Kłodzkim koło Kudowy-Zdroju. Ojciec pracuje jako pogranicznik, potem – na kolei.

 

Z zamiłowania muzyk samouk, gra w kolejowej orkiestrze. Pasją próbuje zarazić dzieci. – Godzinami ćwiczyłam grę na skrzypcach. Gdy mi nie wychodziło, bił mnie smyczkiem po palcach – wspominała Villas w programie TVN „Uwaga”. O ojcu nigdy nie mówiła dobrze. Oskarżała go m.in. o to, że gdy była dzieckiem, zmusił ją do małżeństwa. – Chciał, żebym była gospodynią domową z gromadką dzieci. Gdy miałam 17 lat, wydał mnie za mąż, za dużo starszego ode mnie mężczyznę. I nie pomagało, że się broniłam. Musiałam poślubić pogranicznika, pana Gospodarka – wspominała po latach. Szybki ślub, narodziny syna Krzysztofa – Violettę dopadają macki sennego miasteczka. Nie tego chce. Chce śpiewać i śpiewem zawojować świat. Ucieka od męża (szybko biorą rozwód), od rodziny (rzadko ją odwiedza). Zabiera synka i wyjeżdża na drugi koniec Polski. Najpierw trafia do szkoły muzycznej w Szczecinie, potem we Wrocławiu, w końcu w Warszawie. Synka po dwóch tygodniach oddaje matce do Lewina. Liczy się kariera: czterooktawowa skala głosu daje wielkie warunki. No i to ciało… Nosi obcisłe bluzki, krótkie spódniczki – nie ma mężczyzny, który by się za nią nie obejrzał.

Jej głosem zachwyca się Władysław Szpilman, kompozytor, pianista, o którym Roman Polański nakręcił oscarowy film. Szpilman pisze dla niej piosenki. – „Masz szansę na podbicie świata” – mówił mi – wspominała artystka, która zmienia się z Czesławy Cieślak w Violettę Villas. Bo przecież jako „Cześka” świata nie podbije. – Na imię wzięłam sobie Violetta, bo tak wołali na mnie w Belgii, Villas – bo było w nim słowo „las”, a ja się wychowałam koło lasu – opowiadała. Jej kariera nabrała ekspresowego tempa. Villas fascynowała. Mężczyźni szaleli na jej punkcie. Kobiety płakały, gdy śpiewała „Do ciebie mamo”. A śpiewała tak, że drżały szklanki na stole. Gazety rozpisywały się o niej: „głos ery atomowej”. Sukcesy na festiwalach w Sopocie i Opolu sprawiają, że ludzie ją kochają, choć krytyka nie szczędzi gorzkich słów. Koledzy i koleżanki z branży – pewnie z zazdrości – też. Szuka swojego miejsca za granicą, daleko od polskiego piekiełka. W szarzyźnie PRL-u się dusi. Wyjeżdża na koncerty do Szwajcarii, Niemiec i Francji. I podpisuje kontrakt na występy w Paryżu. – Pamiętam zachwyt Francuzów. I ich strach, gdy siedzieli na widowni, a ja śpiewałam swoje wysokie „c”. A oni patrzyli to na mnie, to na wielki, kryształowy żyrandol, który wisiał nad ich głowami i drżał od siły mojego głosu – wspominała Villas ze śmiechem. Rodzina, dziecko… – wszystko odchodzi w zapomnienie. Liczy się sława. Violetcie potrzebna do życia jak powietrze.

 

Po Paryżu przychodzi czas na Las Vegas. Gdy na jednej scenie konkuruje o względy publiczności z Barbrą Streisand – fani wybierają… Violettę. Młodziutkiej Polce świat wiruje w głowie z zachwytu. – Byłam gwiazdą. Piękne suknie projektowane przez Diora, boa ze strusich piór. Świeże róże sprowadzali mi samolotem z Nowego Jorku. Na scenę wjeżdżałam białym jaguarem, miałam piękne futra, drogie klejnoty. A do tego wielki na 10 pięter neon z moim nazwiskiem przed wejściem do sali koncertowej. Śpiewałam w kilku językach: i arie operowe, i przeboje rewiowe. No i nie każdy może się pochwalić, że zaśpiewał w duecie z Frankiem Sinatrą. A ja mogę – gdy ponad 30 lat później opowiadała o tym dziennikarzowi „Super Expressu”, oczy jej błyszczały, a głos drżał. Miało być jeszcze piękniej. Hollywood uchyliło jej drzwi. Miała występować w amerykańskich superprodukcjach. Zainteresował się nią Paramount Pictures. Chciał podpisać umowę na 8 lat. Nie wyszło.

 

– Dostałam wiadomość z Polski, że mama jest chora. Musiałam do niej pojechać. To miała być krótka wizyta. Nie była. Gdy przekroczyłam granicę, nie miałam szansy szybkiego powrotu do Stanów. Komuniści chcieli ze mnie zrobić szpiega. Obiecywali góry pieniędzy. Miałam wyciągać od polityków i wojskowych tajemnice. Nie sprzedałam się, więc mnie zniszczyli: zakazali puszczać w radiu i telewizji, zabrali paszport. Moja kariera na Zachodzie runęła – wspominała ze łzami w oczach po tym, jak jej nazwisko pojawiło się na liście Wildsteina. Inną wersję przedstawiają Iza Michalewicz i Jerzy Danilewicz w biografii artystki: „Nic przecież nie mam do ukrycia”. W dokumentach Instytutu Pamięci Narodowej odkryli, że Villas została, i to dobrowolnie, agentką komunistycznego wywiadu. Był rok 1968. Jej oficer prowadzący, Zbigniew Dąbrowski, pisał w raporcie: „…powiedziała, że jeśli jej pomoc będzie użyteczna i nie będzie zagrażać jej bezpieczeństwu – to się zgadza. Wyjaśniłem jej, że chodzi o uzyskiwanie interesujących informacji od kontaktów towarzyskich i o rozpracowywanie ludzi, którzy nas interesują. Na kilku kolejnych spotkaniach omówiłem z nią problem konspiracji…”.

 

W dokumentach jest zachowane pisemne zobowiązanie Villas do współpracy zakończone stwierdzeniem: „aby zachować incognito mej osoby, wszelkie opracowania dla wymienionej służby będę podpisywać pseudonimem: Gabriella”. Liczyła, że będzie mogła swobodnie jeździć za granicę. A na tym jej najbardziej zależało. Agentką jednak była marną i po czterech latach jej akta odłożono na półkę. Będzie się starała przez całe lata wyprzeć „Gabriellę” z gło-wy. Swoje psy nazwie „Szpicel KGB” i „Stalin”, nieprzychylnych jej dziennikarzy będzie nazy-wać „agentami”. Współpracy, do końca życia, będzie zaprzeczać. *** Po powrocie zUSA zamieszkała w Magdalence pod Warszawą. Jedni ją kochali, drudzy nienawidzili. Nazwali „Tygrysica” (za temperament), „Lady Kicz” (styl), „Lady Skandal” (sposób życia). Była wyrazista. Jak śpiewała, to z całych sił, jak makijaż – to ostry, jak miłość – to do utraty tchu. Po rozstaniu z pierwszym mężem zdarzały się jej przelotne romanse, ale grom z jasnego nieba uderzył, gdy spotkała dziennikarza muzycznego – Janusza Ekierta. Romans małżeństwem się nie skończył (co Violetta strasznie przeżyła). Pod koniec lat 80. wyjechała z warszawskim teatrem Syrena do Chicago. Amerykańska Polonia powitała ją jak największą gwiazdę. Szalał za nią Ted Kowalczyk.

– Mówił, że zakochał się we mnie. A tak naprawdę chciał, żebym śpiewała w jego restauracji i przyciągała tłumy gości – oburzała się Villas. Szybki ślub i szybki rozwód. Powód – niezgodność charakterów. Kowalczyk mówił dosadniej: – W sypialni zamiast seksu wolała się modlić. Wróciła do Polski. Koncertowała rzadko. Branża przestawała ją traktować poważnie. Nie było pewności, czy wystąpi, mimo kompletu na widowni. Wszystko zależało od jej humorów. A z tymi było różnie. Głośniej było o niej przez chwilę, gdy wystąpiła w duecie z Kazikiem („Kochaj mnie, a będę twoja”), a potem z Michałem Wiśniewskim (nagrali płytę z piosenkami o miłości na walentynki). Uciekała w modlitwę, mówiła, że chciałaby się zamknąć w klasztorze. – Chciałabym być święta, jak św. Franciszek z Asyżu – podkreślała. Wspierała Radio Maryja (występy na zlotach w Częstochowie), z dziennikarzami witała się słowami: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze dziewica”. Podobne powitanie nagrała na automatycznej sekretarce. Pod koniec lat 90. ogłosiła: – Wyprowadzam się z Magdalenki, wracam do Lewina. Spakowała do tira psy i koty i zamieszkała w domu rodziców, na wzgórzu, tuż przy trasie dojazdowej do przejścia granicznego. Rodzinne miasteczko wypuściło kartki pocztowe z jej podobizną.

 

W dawnym kinie Violetta (na-zwanym tak przed laty na jej cześć) obiecywała stworzyć rewię rodem z paryskiego Moulin Rouge, która miała przyciągnąć turystów. Przyciągnęła kataklizm. Ludzie zaczęli jej podrzucać niechciane psy i koty. Z roku na rok coraz więcej. Setki. – Bo ja kocham zwierzęta. I co mam zrobić z takim podrzutkiem? Zabić? Nigdy w życiu. Chcę być święta za życia, a święci tak nie robią – opowiadała. Wszystkie pieniądze szły na zwierzęta. Miesięcznie tysiące złotych. Gdy nie miała z czego płacić, wkładała robocze ubranie, na głowę czapkę bejsbolówkę, spod której wystawały zniszczone resztki włosów, i zakasywała rękawy. Sprzątała, gotowała w wielkim kotle jedzenie i wiadrami nosiła je zwierzętom. Z miesiąca na miesiąc było coraz trudniej. Niekiedy znalazł się sponsor: to ktoś dał karmę dla zwierzaków, to Edyta Górniak podarowała kontener, w którym został urządzony dom dla kotów. W końcu sytuacja ją przerosła. Po okolicy biegały wygłodniałe psy i każdy wiedział, gdzie jest dom Villas. Fetor odchodów roznosił się nad całą okolicą. *** Przed świętami Bożego Narodzenia w 2006 roku karetka zabrała ją wycieńczoną do szpitala w Kłodzku, stamtąd do psychiatrycznego w Stroniu Śląskim. Wtedy zlikwidowano schronisko. Villas zgodziła się na leczenie.

– Mama jest bardzo chora – mówił syn Krzysztof Gospodarek, który się zjawił z pomocą. – Zaopiekuję się nią. Odtrąciła go. Zarzuciła, że chce ją okraść z majątku, którego już nie miała. Wróciła do Lewina. Rzadko koncertowała. Jeśli występowała – sala była wypełniona po brzegi. Ale coraz głośniej krążyły opowieści, że pije. I że jest uzależniona od narkotyków – problemy zaczęły się jeszcze w Las Vegas. Miewała stany euforii, które przechodziły w depresję. Pojawiały się omamy, że ktoś ją zgwałcił. Była nieznośna dla wszystkich, bez wyjątku. Syn Krzysztof na łamach dwutygodnika „Viva” tak opowiadał Krystynie Pytlakowskiej: „Co jakiś czas byłem wyrzucany z domu po awanturach: nieważne, czy to była noc, czy dzień. Mama nienawidziła samej siebie, bo okazała się za słaba wobec uzależnienia od różnych używek”. Gdy wyjeżdżała za granicę – szukała każdej możliwości, by kupić narkotyki. Z notatki służbowej radcy ambasady PRL w RFN w sprawie Violetty Villas, do której dotarli autorzy biografii artystki: „Jest nerwowo chora. Chodzi po aptekach i żąda środków, których się nie sprzedaje, a chętnych ich nabycia oddaje w ręce policji, z czego zrozumiałem, że chodzi o narkotyki. Są z nią duże kłopoty”.

 

Przez ostatnie lata żyła w domu bez bieżącej wody, z długami. Pojawiła się kilka razy w TV (w „Szymon Majewski Show” czy w finale programu „Jak oni śpiewają” – wtedy można było zobaczyć, jak jest schorowana). Ostatnim jej publicznym występem był koncert w Kielcach w lutym tego roku – na 50-lecie działalności artystycznej. Bezsilna, fałszująca, nie była w stanie wstać z fotela na scenie. Gwiazda zgasła. 6 grudnia 2011 roku. Rano. „Violetta Villas nie żyje”- krzyczą nagłówki. Prokurator: – Nie znamy przyczyny śmierci. Została zlecona sekcja zwłok. Dziennikarz Tomasz Raczek pisze na Facebooku: „Najbardziej mi przykro, że u nas umierają odsunięte na margines gwiazdy takie jak Violetta Villas. A w USA Tony Bennett nagrywa nową płytę, jest fetowany na każdym kroku… Polska to nie jest kraj dla starych gwiazd…”.

 

Red. rsm aip

- Advertisement -

Podobne

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnio dodane

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520