Prezydent Donald Trump przyjął w środę w Białym Domu uczniów i rodziców uczniów, którzy zginęli tydzień wcześniej w strzelaninie w szkole w Parkland na Florydzie.
– Jestem tutaj, ponieważ moja córka nie ma głosu. Tydzień temu została zamordowana. Odebrano ją nam. Została postrzelona dziewięć razy na trzecim piętrze. Jako kraj zawiedliśmy nasze dzieci. To się nie powinno było wydarzyć – mówił Andrew Pollack, którego córka Meadow była jedną z 17 osób zastrzelonych w Marjory Stoneman Douglas High School.
– Ile jeszcze szkół, ilu uczniów musi zostać zastrzelonych? To wszystko kończy się tutaj, na tej administracji i na mnie. Nie zasnę, dopóki nie zostanie to naprawione – dodał.
Oprócz Trumpa na spotkaniu obecni byli m.in. wiceprezydent Mike Pence, sekretarz edukacji Betsy DeVos i burmistrz Parkland Christine Hunschofsky. Prezydent wysłuchał zgromadzonych, a potem sam zabrał głos i zaproponował, by zacząć zbroić nauczycieli. Stwierdził, że gdyby 20% nauczycieli miało broń, masakrze można by zapobiec.
Trump powiedział również, że trzeba zaostrzyć przepisy dotyczące sprawdzania przeszłości osób starających się o broń. – Ostro podejdziemy do kwestii wieku. Ostro zajmiemy się też kwestią zdrowia psychicznego – oznajmił, dodając, że chce otworzyć więcej szpitali dla umysłowo chorych.
Pomysł, by zbroić nauczycieli, skrytykowała Lily Eskelsen Garcia, prezes National Education Association, organizacji reprezentującej 3 miliony nauczycieli. – Zwiększenie obecności broni w szkołach nie robi nic, by chronić uczniów i nauczycieli. Uczniowie potrzebują więcej książek, sztuki, lekcji muzyki, pielęgniarek i pedagogów. Nie potrzebują więcej broni w klasach – stwierdziła.
(łd)