1.4 C
Chicago
czwartek, 25 kwietnia, 2024

Tragedia samotnej, starszej kobiety wstrząsnęła całą Łodzią

Popularne

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520

Sanitariusze zostawili ciężko schorowaną kobietę bez opieki. Sama nie mogła jeść ani pić. Leków nie brała, bo nie miała jak…

To miała być dla strażników z Animal Patrolu zwykła interwencja związana z odłowieniem psa, który pozostawał bez opieki. Gdy przyjechali na ulicę Wodociągową w Łodzi, usłyszeli od mieszkańców, że zwierzak ma właściciela, a jest nim mocno schorowana kobieta. Pies biegał swobodnie po podwórku. Gdy strażnicy próbowali złapać zwierzę, pies przeskoczył przez ponaddwumetrową metalową bramę. Postanowili więc wejść do mieszkania, aby porozmawiać z właścicielką psa.

– Gdy weszliśmy do mieszkania, nie mogliśmy uwierzyć w to, co zobaczyliśmy – mówi Kamil Hamrin ze Straży Miejskiej w Łodzi. – Na podłodze przy stole leżała starsza, schorowana kobieta. Obok niej klęczała sąsiadka. Płakała. Widok był przerażający – opowiada strażnik. Na stole leżały silne leki. Obok stał aparat do dozowania tlenu, z którego kobieta musiała korzystać, aby w miarę normalnie oddychać. Wycieńczona kobieta miała też założony cewnik. Sama nie była w stanie załatwiać potrzeb fizjologicznych.

Po chwili rozmowy z sąsiadką okazało się, że kobieta jest samotna. Nie ma rodziny i może liczyć tylko na pomoc sąsiadów i znajomych. – Przywieźli ją i tak zostawili. Mnie kazali załatwić jej hospicjum – opowiada pani Ania, która do wizyty patrolu pomagała kobiecie. Pani Larysa od kilkunastu miesięcy zmaga się z zaawansowaną chorobą nowotworową. Leczona była od dłuższego czasu przede wszystkim w Centrum Leczenia Chorób Płuc i Rehabilitacji w Łodzi (CLCPiR). Kilkukrotnie była hospitalizowana na oddziale tego centrum w Łagiewnikach.

 

Po ostatniej wizycie w sierpniu w tym szpitalu wyszła z placówki na własne żądanie. – Mówiła, że – jeśli musi – to chce umrzeć w domu. Ale ona ma ogromną wolę życia. Cały czas walczy – opowiada pani Ania. We wrześniu stan pani Larysy znacznie się pogorszył. Ponownie trafiła do tego samego szpitala. Tym razem jednak na oddział w Tuszynie. Lekarze wiedzieli, że niewiele mogą dla niej zrobić. Mogli jedynie sprawić, aby nie cierpiała. – Podawali jej leki i odzyskiwała siły – opowiada sąsiadka.

Lekarz prowadzący zalecił dalsze leczenie w placówce z całodobową opieką na oddziale medycyny paliatywnej. – Szpital w Tuszynie skontaktował się z nami 21 września w tej sprawie. Wpisaliśmy pacjentkę na listę oczekujących na przyjęcie do hospicjum – mówi Karolina Krauze-Strzelec ze Szpitala Zakonu Bonifratrów Św. Jana Bożego w Łodzi. W tej sytuacji łodzianka pozostawała dalej pod opieką szpitala. 30 września panią Larysę wypisano z placówki. – Pacjentka mogła sama chodzić. Zdaniem naszych lekarzy mogła samodzielnie przebywać i poruszać się po własnym mieszkaniu – mówi dr n. med. Waldemar Kowalczyk, z-ca dyrektora ds. lecznictwa CLCPiR.

 

Zlecenie przewozu kobiety do jej domu w Łodzi otrzymał zespół sanitariuszy ze szpitala w Tuszynie. Razem z pacjentką sanitariusze zabrali wypisane przez lekarza skierowanie do oddziału medycyny paliatywnej. Tego dnia pani Larysa nie mogła jednak zostać przyjęta na taki oddział. – 30 września mieliśmy niestety zajęte wszystkie miejsca na oddziale paliatywnym – mówi Karolina Krauze-Strzelec. Sanitariusze zadanie wykonali, ale czy na tym powinna zakończyć się ich praca? – We dwóch odprowadzili kobietę do jej domu. Spytali, czy wyprowadzić psa. Kobieta powiedziała, że może wtedy uciec. Więc nie wchodzili do mieszkania – mówi dr Waldemar Kowalczyk. – Taką relację zdążyli przekazać mi telefonicznie pracownicy – dodaje. Kobieta położyła się na łóżku. – Kilka godzin później spadła z niego. Podnieść się już nie dała rady – mówi pani Ania. Dyrektor szpitala zapewnia, że sprawę wyjaśni do końca. – Jeśli ktokolwiek z moich ludzi popełnił błąd, musi się liczyć z konsekwencjami – mówi dr Waldemar Kowalczyk.

Kobieta przez dwa dni leżała w domu zdana na łaskę sąsiadów, którzy w dodatku nie byli w stanie jej wystarczająco pomóc. Dopiero po interwencji strażników miejskich, pogotowie ratunkowe odwiozło ją do Centrum Kliniczno-Dydaktycznego. – Zespół ratownictwa medycznego przewiózł kobietę do szpitala przede wszystkim ze względów społecznych. Dodatkowo ratownicy widzieli, że pacjentka nie jest w stanie samodzielnie nawet napić się, a co dopiero przyjmować leki – mówi Edyta Wcisło z Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi. Z CKD panią Larysę przewieziono do szpitala na Stokach. Stąd wczoraj trafiła do hospicjum w szpitalu św. Jana Bożego w Łodzi. Tutaj nareszcie może liczyć na spokój i opiekę. Jej psa strażnicy odwieźli w sobotę do schroniska przy Marmurowej w Łodzi.

, foto Jarosław Kosmatka

- Advertisement -

Podobne

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnio dodane

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520