7.1 C
Chicago
czwartek, 28 marca, 2024

Szekspirowski dramat w Legii. Królestwo za rozwiązanie problemu

Popularne

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520

Bajka szybko zamieniła się w koszmar. W zeszłym sezonie Legia grała w Lidze Mistrzów z Realem Madryt i Borussią Dortmund. Dziś drużyna spisuje się kompromitująco, trener otwarcie krytykuje piłkarzy, a bandyci mieniący się kibicami „motywują” ich ciosami na klubowym parkingu. Co dalej ze stołecznym klubem?

Źle się dzieje w państwie duńskim” – pisał przed laty William Szekspir. Ponad cztery wieki później słowa z „Hamleta” można sparafrazować na „źle się dzieje w księstwie warszawskim”. W epicentrum piłkarskiego dramatu jest inna postać rodem z dzieł Szekspira, Romeo. Tym razem nie Monteki, a Jozak. Od niedawna trener Legii. Niektórzy zastanawiają się już, do kiedy…

 

 

 

Panienki, nie piłkarze – Czuję się zdradzony przez drużynę. Po takim meczu wstyd mi nazywać się trenerem. Futbol to gra dla chłopaków, a nie dziewczynek. Nie chcę urazić pań, które grają w piłkę, mam nadzieję że wszyscy zrozumieli metaforę. Tym bardziej, że wiele kobiecych zespołów zagrałoby z większym poświęceniem i zaangażowaniem niż moi zawodnicy – grzmiał po przegranym 0:3 meczu z Lechem Poznań Jozak. Trudno zrozumieć, co Chorwat chciał osiągnąć takimi słowami. Prawdopodobnie wierzył w to, że zadziałają one na piłkarzy motywująco. Wydaje się jednak, że zgubił go brak doświadczenia. W końcu dla 44-latka mecz z Lechem był dopiero czwartym w roli szkoleniowca pierwszego zespołu. W Legii i w całej karierze. Wcześniej zajmował stanowiska dyrektorskie oraz bywał asystentem (w latach 2001-2008). Gdyby znał realia polskiej piłki, wiedziałby jak skończyli Thomas von Heesen czy Besnik Hasi, którzy całą winę za porażki zrzucali na piłkarzy. Niemiec pracował w Lechii Gdańsk trzy miesiące, Albańczyka Legia zwolniła po niespełna czterech. – Dla mnie to nie był żaden trener. Zamiast powiedzieć nam coś osobiście, w szatni po meczu czy w gabinecie, wolał krytykować nas w mediach. Nikomu to nie wyszło na dobre – mówił później o von Hessenie Sławomir Peszko. Wśród legionistów też nikt nie bronił zwalnianego Hasiego. Popularności w szatni Chorwatowi nie dodały też zapowiedzi zimowego wietrzenia szatni. Prezes i właściciel Legii Dariusz Mioduski chce odmłodzić drużynę, a Jozak – specjalista od szkolenia młodzieży – wraz ze swoim sztabem ma mu w tym pomóc. Co zrozumiałe, starsi zawodnicy z takiego obrotu spraw nie są zbyt zadowoleni.

 

 

 

Awantura na parkingu O ile mimo ostrych wypowiedzi medialnych Jozak mógł jeszcze uratować szatnię, to po zajściach po powrocie legionistów z Poznania wydaje się to wątpliwe. W nocy na stadionie na piłkarzy czekała grupa kibiców. Zaprosili zawodników na zewnątrz i pobili. Nie tak, by zrobić im krzywdę, ale by upokorzyć – otwartą dłonią, w tył głowy. Nieco mocniejszych argumentów użyto wobec jednego z piłkarzy, który najbardziej się stawiał. Oszczędzono tylko trzech najmłodszych i tych, którym braku zaangażowania trudno zarzucić – Arkadiusza Malarza i Michała Kucharczyka. Jeśli Jozak miał szansę na to, by zyskać szacunek i zaufanie piłkarzy, mógł ją stracić właśnie na klubowym parkingu. Z założonymi rękami przyglądał się, jak bandyci aplikują zawodnikom kolejne „liście”. A później w chorwackich mediach bagatelizował sprawę. – Nie wiem, skąd wzięliście plotkę o tym, że uciekłem ze stadionu. Nikt w Polsce o czymś takim nie pisał. Prawda jest taka, że czekało na nas 70 kibiców. Ich przywódca podszedł do mnie i powiedział, że sprawa dotyczy tylko piłkarzy. Przede mną i sztabem szkoleniowym szybko, w fizyczny sposób, załatwili sprawę z zawodnikami. Później mówili, że są rozczarowani ostatnimi wynikami zespołu. Dla mnie to nowa sytuacja. Presja jest duża. Ale zrobię wszystko, byśmy po przerwie na kadrę wrócili na zwycięski szlak – opowiadał w serwisie vecernji.hr. Piłkarze nie wypowiadają się na temat zajścia, w mediach pojawiają się za to relacje członków sztabu szkoleniowego. – Nie zostałem pobity, nie jestem też w żaden sposób fizycznie poszkodowany. Za to emocjonalnie i psychicznie czuję się mocno sponiewierany – przyznał Aleksandar Vuković, piłkarz Legii w latach 2001-04 i 2005-08, a później asystent trenerów Stanisława Czerczesowa, Besnika Hasiego, Jacka Magiery i Romeo Jozaka. Serwis sportowefakty.wp.pl sugerował, że piłkarze i prezes Mioduski są przerażeni zaistniałą sytuacją, Jozak u zawodników jest skończony, a szatnia podzielona m.in. tym, że nie wszyscy dostali „motywacyjne” ciosy. Według anonimowego piłkarza Arkadiusz Malarz „zamiast jakkolwiek zareagować, stał obok autokaru i obserwował zamieszanie”. „Kilka razy mnie media obraziły ale to kłamstwo jest za mocne, żeby nie spotkać się w sądzie . Art.212KK” [zniesławienie – red.] – Skomentował na Twitterze bramkarz Legii. „Nic nie wiesz. A nawet gdybyś wiedział to raczej nie zrozumiesz. A za zarzut, że zostawiłem drużynę sam bym ci chętnie dał w ryj” – odpowiedział wcześniej na podobne zarzuty kibica. – Nagle Arek wychodzi na zdrajcę, sprzedawczyka czy gościa bez jaj. To bzdura. Na parkingu było tak: jeden z kibiców, który wszedł do autokaru, powiedział, że mają zostać w nim Malarz i Michał Kucharczyk. Arek wstał i powiedział: „Nie, jesteśmy drużyną i wychodzimy wszyscy”. I wyszli z autokaru, ruszyli w stronę garażu, gdzie miało odbyć się spotkanie. Nagle z tego garażu wyleciała banda, która zaczęła okładać piłkarzy. Arek był w pierwszym rzędzie i też dostał w głowę – sprostował publikację „SportowychFaktów” kierownik drużyny Legii Konrad Paśniewski.

 

 

 

Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie Skandaliczny incydent skomentował też klub. Do zdarzenia doszło na jego terenie, przy biernej postawie, a raczej nieobecności ochrony. „Pierwsze ustalania wskazują, że grupa osób weszła na teren stadionu zgodnie z przyjętą praktyką po meczach wyjazdowych, co nie dawało ochronie obiektu podstaw do niepokoju. [po powrocie z każdego meczu wyjazdowego kibice zostawiają m.in. flagi oraz ewentualnie elementy opraw na stadionie przy Łazienkowskiej – red.] Niestety po wjeździe autokaru na parking doszło do ostrej wymiany zdań i szarpaniny z udziałem zawodników oraz członków sztabu, które łącznie trwały ok. ośmiu minut” – czytamy w oświadczeniu opublikowanym na oficjalnej stronie Legii. Klub ma dalej analizować incydent, a „na podstawie wyciągniętych wniosków podejmie wszelkie możliwe działania, aby zapewnić zawodnikom i wszystkim pracownikom klubu pełne bezpieczeństwo.” Według Radia Zet nagranie z monitoringu zostało przekazane policji. Jeśli potwierdzą, że doszło do naruszenia nietykalności cielesnej piłkarzy, czyn będzie ścigany z urzędu. Grozi za to do trzech lat pozbawienia wolności. Nagranie nie będzie udostępnione przez klub mediom.

 

 

 

Królestwo za rozwiązanie problemu Przed Dariuszem Mioduskim bardzo duża próba. Jeśli klub nie wyciągnie żadnych konsekwencji wobec chuliganów, mogą poczuć się bezkarni. Legia w całej Europie jest znana z kibiców, którzy tworzą na jej stadionie wspaniałą atmosferę i piękne oprawy. Pewna grupa regularnie psuje jednak pozytywny wizerunek. Teraz biciem piłkarzy, wcześniej choćby zamieszkami pod Santiago Bernabeu, atakiem na kibiców Borussii Dortmund, spoliczkowaniem Jakuba Rzeźniczaka przez gniazdowego „Żylety” czy słynną zadymą Wilnie sprzed dekady, po której klub wyrzucono z europejskich pucharów. Z drugiej strony, na otwartej wojnie z kibicami nikt jeszcze przy Łazienkowskiej dobrze nie wyszedł. Potwierdzą to Mioduskiemu choćby właściciele koncernu ITI, od którego wspólnie z Bogusławem Leśnodorskim odkupił klub. „Po ostatnim meczu wydarzył się incydent, który nigdy nie powinien mieć miejsca. Doszło do przekroczenia granic dotyczących funkcjonowania klubu i jego kibiców. Atak kibiców na własnych piłkarzy jest zjawiskiem niewytłumaczalnym. (…) Sprawą zajmuje się już policja, która ma instrumenty do tego, żeby wyjaśnić przebieg całego zdarzenia. Klub współpracuje z nią w tym zakresie. Wyciągniemy też wnioski z niedopuszczalnej sytuacji, w której kibice podający się za grupę wyjazdową, swobodnie poruszają się po obiekcie klubu. Uszczelnimy ten system i zmienimy procedury w tym zakresie” – zapowiada. Równie wiele pracy będzie miał Jozak. Czy niedoświadczony w roli trenera Chorwat, jak Hamlet, uzna że „Chcąc być łagodnym okrutnym być musi”? A może już zadaje sobie pytanie „Być albo nie być”?

 

 

- Advertisement -

Podobne

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnio dodane

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520