-0.8 C
Chicago
wtorek, 19 marca, 2024

Studenci zamordowani w górach.

Popularne

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520

Od 18 lat nie udało się odnaleźć sprawców głośnego morderstwa dwójki wrocławskich studentów w Górach Stołowych. Ania i Robert zostali zastrzeleni z zimną krwią. Na górskim szlaku, w biały dzień, pewnie przypadkiem… Nie było motywu i świadków. Chłopak został zabity dwoma strzałami w głowę, dziewczyna jednym – między oczy.

– Sprawdziliśmy setki tropów i nic – przyznaje Ewa Ścierzyńska z Prokuratury Okręgowej w Świdnicy. Tłumaczy, że sprawa była trudna, bo nie było świadków, motywu, a dowody zabezpieczone w lesie, w miejscu gdzie chodziło mnóstwo ludzi, też pozostawiały wiele do życzenia. – Proszę pamiętać, że to było 18 lat temu, a to ma znaczenie. Dziś bylibyśmy choćby w stanie dotrzeć do wszystkich, którzy w tym czasie byli w pobliżu. Wystarczyłoby sprawdzić, kogo telefony komórkowe tam się logowały – wyjaśnia. Dodaje, że ostatnio na przełom w sprawie liczono, kiedy akta trafiły do policyjnego „Archiwum X”. Analizowało ich kilku śledczych zajmujących się niewyjaśnionymi sprawami. – Otrzymaliśmy analizę ze wskazówkami i tropami, które powinniśmy podjąć. Zrobiliśmy wszystko, co sugerowano i, niestety, do niczego nas to nie doprowadziło – mówi prokurator.

Był upalny sierpień 1997 roku. Anna Kembrowska i Robert Odżga, studenci Akademii Rolniczej we Wrocławiu, wędrowali niebieskim szlakiem w okolicy Karłowa. Szli na obóz naukowy, który miał się odbyć w miejscowym schronisku. Byli jego współorganizatorami. Oboje bardzo zdolni, najlepsi studenci na roku. Zakochani w sobie, górach, przyrodzie. Do schroniska nie dotarli. Zaniepokojeni tym znajomi zawiadomili rodziców Roberta. Mieszkali niedaleko, w Międzylesiu. To oni poprosili o pomoc GOPR i policję. Ratownicy początkowo myśleli, że studenci postanowili przejść na czeską stronę i tam się zatrzymali. Jednak rodzice zaginionej pary powtarzali, że to odpowiedzialni ludzie i pewnie nie zrobiliby czegoś takiego. Rozpoczęły się poszukiwania. Ratownicy byli pewni, że szukają rannych podczas wspinaczki, ale żywych turystów.

7 sierpnia o godz. 16.20 pies jednego z ratowników znalazł ich zwłoki kilka metrów poniżej szlaku na Narożnik. – To było straszne – wspomina Zbigniew Jagielaszek z GOPR-u. – Wokół unosiła się mdła woń rozkładającego się ciała. Leżeli dziesięć metrów od siebie. Oboje mieli ściągnięte do kolan spodnie. Rozpoczęło się intensywne śledztwo. Sekcja zwłok potwierdziła to, o czym nikt nawet nie myślał: zostali zamordowani, zginęli od strzałów w głowę. – Za spust pociągał fachowiec – uważa Janusz Bartkiewicz, emerytowany policjant, który przez pięć lat zajmował się tą sprawą. – W dodatku upozorował gwałt. Nie mieliśmy motywu, ani świadków, choć do zbrodni doszło w biały dzień, a podczas wakacji w górach było mnóstwo turystów. Trudno nam było ruszyć z miejsca. Rozważaliśmy motyw rabunkowy. Zginął jednak tylko pamiętnik tej dziewczyny, zegarek i aparat fotograficzny. Byliśmy pewni, że to były przypadkowe ofiary. Po prostu znaleźli się tam w nieodpowiednim czasie. Może sfotografowali coś, czego nie powinni, może coś zobaczyli…

Przez blisko rok trwało bardzo intensywne śledztwo. Przesłuchano dziesiątki osób, sprawdzono wszystkie poszlaki, szukano skradzionego aparatu. W którymś momencie policjanci myśleli, że są blisko. Kiedy się okazało, że broń z której strzelano jest wyprodukowana w Czechach, powiązano to, ze zbiegiem z tamtejszego więzienia, który mógł w tym czasie ukrywać się w górach. Mężczyzna został schwytany, ale wykluczono, by to on był zabójcą. W końcu we wrześniu 1998 roku śledztwo w prokuraturze umorzono.

Wciąż jednak zajmowali się nim policjanci z wydziału kryminalnego. Kiedy w 2002 roku policja zatrzymała Krzysztofa Gawlika, pseudonim Skorpion, seryjnego mordercę skazanego za pięć morderstw, śledczy powiązali go ze sprawą zabójstwa studentów. Z opinii sporządzonej przez biegłych psychologów wynikało bowiem, że Skorpion zabijał tak, by jego ofiary cierpiały, a on sam miał z tego satysfakcję. I pewnie dlatego, by mieć pewność, że ofiary nie żyją, ostatni strzał oddawał w tył głowy. Ania i Robert zginęli właśnie od takich strzałów, a policjanci prowadzący sprawę mówili, że „za spust pociągał fachowiec”. Dlatego wydawało się, że Skorpion może być sprawcą tej zbrodni. Wątek ten badano przez 11 miesięcy, ale nie udało się znaleźć obciążających go dowodów. Sprawdzano także ewentualne sprawstwo dwóch innych bezwzględnych morderców: Krystiana Z. i Cezarego D., którzy w maju 1998 roku w Kotlinie Kłodzkiej zastrzeli dwóch mężczyzn. Zabili z premedytacją, strzałami w tył głowy. Wykonali egzekucję na przypadkowych osobach. Dla pieniędzy. Wcześniej zamieścili w telegazecie ogłoszenie. Informowali, że sprowadzają samochody z Niemiec. Od chętnych inkasowali wysokie zaliczki i znikali. W ten sposób w krótkim czasie oszukali 9 osób. Ale było im mało. Kupili broń, wynajęli samochód i przygotowali nową akcję. Udawali sprzedawców nowego volkswagena. Trafił się kupiec z Bielska. Na spotkanie z „pośrednikami” przyjechał z kolegą. Mieli przy sobie 17 tys. marek i 10 tys. zł. Z. i D. porwali mężczyzn, wywieźli do lasu i w okolicy Szczytnej zastrzelili. Śledczy sprawdzali ten wątek nie tylko z powodu bezwzględności sprawców (Z. to były żołnierz Legii Cudzoziemskiej), ale i podobieństwo zarówno co do sposobu morderstwa (strzały w głowę), miejsca (Góry Stołowe i las) jak i czasu (lata 97-98). Trop okazał się jednak nietrafiony.

Kilka lat później pojawił się kolejny trop, prowadzący do grupy międzynarodowych neofaszystów. – W 2003 roku dotarłem do ludzi, którzy powiedzieli mi coś, co wcześniej przeoczyliśmy – uważa Janusz Bartkiewicz. W tym czasie w górach przebywali neofaszyści. W pobliskich Dusznikach-Zdroju organizowali potajemne zloty. Po zabójstwie od razu stamtąd zniknęli i przez kilka lat nie pojawiali się w tym rejonie. Ania i Robert mieli długie włosy zwiewne ubrania, wyglądali jak hippisi. Mogli być celem. Dodatkowo zastanawiająca była data morderstwa: dziesiąta rocznica samobójczej śmierci Rudolfa Hessa, prawej ręki Hitlera, który jest idolem współczesnych organizacji faszystowskich. – Powiązałem to z zeznaniami turystów, którzy tego dnia szli niebieskim szlakiem. Twierdzili, że widzieli w górach mężczyzn w ubraniach moro. Nie zdążyłem już tych informacji sprawdzić – opowiada. Sprawdziła je prokuratura, ale przełomu nie było.

W 2009 roku pojawiała się kolejna szansa. Był to wynik postępu technicznego oraz nowych informacji operacyjnych. A w tej sprawie zabezpieczono m.in. ślady biologiczne oraz trzy pociski i łuski. Śledczy zwrócili się o pomoc prawną do czeskich organów ścigania (Góry Stołowe leżą na granicy z tym krajem). – Niestety, otrzymaliśmy odpowiedź, że łuski pocisków, od których zginęli studenci, nie pasują do żadnej z broni, którą czeska policja ma w swoich rejestrach – mówi Ewa Ścierzyńska. Prokurator zapewnia, że nikt tej sprawy nie odkłada na półkę. I dopóki nie przedawni się, jest nadzieja, że sprawcy zostaną ukarani. – Być może jakieś wątki tej sprawy pojawią się w innych postępowaniach, ktoś w końcu coś powie, może znajdziemy broń, z której strzelano – wylicza. O ofiarach nie zapominają też dawni znajomi. Przy szlaku z Karłowa na Narożnik wciąż stoją dwa krzyże połączone łańcuszkiem, a na nim tabliczka z napisem „Byli młodzi, wrażliwi, pełni radości życia. Zginęli od kul zabójcy, w górach, które tak ukochali”. Przy krzyżach zawsze jest wyrwana trawa i posadzone kwiaty.

- Advertisement -

Podobne

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnio dodane

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520