Według dziennika Jan Kulczyk miał zabiegać o poparcie w kwestii planowanej budowy mostu energetycznego między Ukrainą a Unią Europejską. Obawiał się przy tym prowokacji ze strony Rosji i miał być w stałym kontakcie z ABW, które miało go od niej chronić. Po wybuchu afery taśmowej Kulczykowi grożono ujawnieniem taśm – dodaje dziennik. Z tajnej części akt wynika, że już po wybuchu afery podsłuchowej biznesmen zawiadomił ABW, że „jednym z inspiratorów nagrań mógł być jego dawny współpracownik, mieszkający w USA działacz polonijny”, z którym zerwał współpracę, podejrzewając, że jest przez niego oszukiwany- informuje Wyborcza.Zdaniem dziennikarzy, „byli funkcjonariusze tajnych służb dysponują 700 godzinami nagrań, które można odsłuchać w stolicy Austrii – stąd nazwa ,,grupa wiedeńska”. Z tajnych akt śledztwa ws. afery podsłuchowej ma też pochodzić notatka CBA o dwóch byłych oficerach ABW, którzy mieli pośredniczyć w handlu nagraniami – jeden z nich to kpt. Bogusław T. z delegatury we Wrocławiu. Prowadził sprawę biznesmena Marka Falenty, który miał zlecić podsłuchiwanie polityków, a następnie dla niego pracował.
Rzecznik prasowy Agencji płk Maciej Karczyński powiedział na antenie TVN24, że „nie jest prawdziwy wątek rzekomego udziału oficerów Urzędu Ochrony Państwa lub ABW” opisany w gazecie. Zapewnił, że każda informacja w sprawie tzw. afery podsłuchowej jest na bieżąco sprawdzana, a wszystkie ustalenia przekazywane prokuraturze. Ze względu na tajność materiałów nie chciał odpowiadać na inne pytania.
O pomocy państwa w interesach Kulczyka biznesmen miał rozmawiać także z prezesem Najwyższej Izby Kontroli, byłym ministrem sprawiedliwości Krzysztofem Kwiatkowskim. Do takiego spotkani doszło 10 czerwca 2014 r., o czym poinformował, zaraz po wybuchu afery podsłuchowej, rzecznik NIK Paweł Biedziak.
W czwartek Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga poinformowała, że zamyka śledztwo w sprawie afery podsłuchowej, a we wrześniu akt oskarżenia w sprawie nielegalnego nagrywania polityków i biznesmenów w znanych warszawskich restauracjach trafi do sądu.
Afera taśmowa wybuchła w 2014 r., gdy tygodnik ,,Wprost” opublikował stenogramy z nielegalnych posłuchów polityków i ludzi biznesu. Nagrań dokonywano w warszawskich restauracjach od lipca 2013 r. do czerwca 2014 r. Dwóch biznesmenów, w tym Marek Falenta oraz dwaj pracownicy restauracji usłyszeli zarzuty dotyczące współudziału w nieuprawnionym zakładaniu i posługiwaniu się urządzeniem nagrywającym oraz ujawnieniu utrwalonych rozmów innym osobom. Grozi za to do dwóch lat więzienia. Marek Falenta nie przyznał się do tych zarzutów i zapewnia, że jest niewinny.