Jarosław Kaczyński zostanie premierem, ale w rządzie nie będzie raczej Antoniego Macierewicza, premier Szydło może być marszałkiem Sejmu. Politycy PiS mówią: „Prezes nie tylko chce być premierem, ale musi”.
Klamka faktycznie zapadła już wiosną. Jarosław Kaczyński ma zostać premierem. Zostanie nim przede wszystkim dlatego, że sam tego chce. A poza tym, bo prze do tego większość czołowych polityków obozu władzy: jedni dlatego, że upatrują w premierostwie Kaczyńskiego swój polityczny interes, inni uważają, że mu się to należy. – U podstaw tej decyzji nie było racjonalnych przesłanek. Górę biorą argumenty emocjonalne. Jarosław co i rusz mówi, że to jest jego obowiązek wobec brata, bo to jemu obiecał, że zbliża się stulecie niepodległości, a on ma już swoje lata, więc musi już teraz – tłumaczy nam osoba z kręgów rządowych. Kaczyński miał o tym zacząć wspominać już wiosną. Ale jasne było dla wszystkich, że ta operacja niesie ze sobą ogromne ryzyko – jak to przyjmą ludzie. Dlatego rozpisana została strategia stopniowego wychodzenia z cienia prezesa, który na czas kampanii świadomie był na drugim planie. To w ramach tej strategii chętnie wrzucano do mediów obrazki, na których premier Beata Szydło melduje się w siedzibie partii przy Nowogrodzkiej, by konsultować bieżące sprawy rządowe.
Dlaczego zatem zmiana na fotelu szefa rządu tak się przeciąga, a rekonstrukcja, która miała być nowym otwarciem, powoli przeradza się w kryzys obozu rządzącego? Kluczem do odpowiedzi na to pytanie są relacje z prezydentem Andrzejem Dudą. Współpracownicy prezesa PiS twierdzą, że wszystko „załamało się” dokładnie 24 lipca, w dniu, w którym prezydent ogłosił, że wetuje ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa i Sądzie Najwyższym. – To Kaczyńskiego załamało. Nie sondaże, nie to, czy Szydło się lepiej sprawdza, czy gorzej, tu się liczą. Jedyne, czego Jarosław się boi, to to, że Duda może bryknąć. Boi się, że Duda będzie pozwalał sobie na pstryczki, kiedy on będzie premierem. Dlatego teraz stara się z nim ułożyć, jakoś dogadać – relacjonuje nasz rozmówca. Ceną, jaką jest w stanie zapłacić prezes PiS za dogadanie się z prezydentem, jest – jak twierdzą nasi informatorzy – zarówno spore, jak na pozycję wyjściową PiS, ustępstwa w sprawie ustaw sądowych, ale też poświęcenie szefa MON Antoniego Macierewicza. Premier jest bardzo rozgoryczona. Nie jest ustalone zresztą, jak w tej sytuacji w ogóle miałaby odejść „godnie” – Momentami wydaje się, że wszystko już jest na dobrej drodze, by za chwilę jedno słowo, gest ze strony Pałacu zachwiało nim. I stąd taki obraz w mediach: są dni, kiedy idzie przekaz, że Szydło zostaje, a są takie, w których pewne, że już leci. Tych drugich faktycznie jest znacznie więcej – odpowiada obrazowo jeden z naszych rozmówców z obozu rządowego.
[zaj_kat]Tak czy inaczej coraz bardziej zdezorientowana premier Szydło, w którą nasilające się zamieszanie wokół rekonstrukcji rządu najmocniej uderza, nie mając żadnego sygnału, by Kaczyński decydował się na przejęcie steru, tuż przed drugą rocznicą swojego gabinetu podjęła próbę wyjścia z kontrofensywą. Jej współpracownicy zgłosili chęć premier Szydło na wypowiedź w telewizji publicznej. I – jak udało nam się ustalić – spotkali się z odmową. Według naszych informacji sam prezes TVP Jacek Kurski – zorientowany na prezesa – nakazuje przekazanie współpracownikom premier, że na razie to niemożliwe. 24 października Beata Szydło ogłasza więc w TVN24: – Trzeba powiedzieć raz, jak to będzie. Ta decyzja została podjęta. Będą zmiany w rządzie. Nie przypadkiem z pewnością premier wspomina, że w ciągu dwóch lat swojego urzędowania – obok wielu doświadczeń – zebrała też nową wiedzę na temat ambicji swoich kolegów. W wywiadzie dla „Polski” podkreśla zaś, że decyzja o tym, kto stoi na czele rządu, zależy od władz partii, ale według niej nie ma dziś sytuacji politycznej, która wymagałaby „diametralnych zmian w rządzie”. Taka zresztą jest ocena większości obserwatorów: PiS ma rekordowe poparcie w sondażach, niemal dwukrotnie wyższe od opozycji.
Opanowana, ciesząca się sympatią zwykłych ludzi Szydło nie popełnia publicznie żadnych błędów, dając partii rządzącej spokój społeczny. Wejście do rządu Kaczyńskiego, polityka z dużym elektoratem negatywnym, może ten spokój zakłócić, a opozycji na czele z PO dać paliwo: spór programowy przenieść z powrotem na spór personalny. [podobne]- Bez przesady. Kaczyński jest już w dużej mierze odczarowany. Zabić to nas może polityka ciepłej wody w kranie, na to właśnie przy Szydło się zapowiada. Teraz szefa w rządzie praktycznie nie ma. Pojawi się realny szef i wszyscy się w końcu wezmą do roboty – przekonuje w rozmowie z „Polską” jeden z polityków rządowych. Inny dodaje, że PiS przeprowadził na swój użytek badania, z których wynika, że na początku można się spodziewać spadku w sondażach, ale niewielkiego. – To można zniwelować jakimś prezentem socjalnym, np. programem dla seniorów – mówi nasz rozmówca. Da się czy nie, niezależnie od kontrofensywy premier, zaplecze Kaczyńskiego realizuje plan samego prezesa. 13 listopada, tuż przed rocznicą zaprzysiężenia rządu, w TVP występuje nie premier rządu, ale prezes Kaczyński. I to on wymienia sukcesy. Wyraźnie taktycznie nie pada wiszące w powietrzu pytanie o zmianę premiera, ale za to widzowie dowiadują się, że kluczowy program „500 plus” był pomysłem samego lidera PiS. Dzień później następuje faktyczne – jak twierdzi zaplecze prezesa PiS – pożegnanie przez Kaczyńskiego Beaty Szydło. Konferencja prasowa z okazji dwulecia rządu nie odbywa się – jak to zawsze bywa – w kancelarii premiera, ale w siedzibie PiS przy ulicy Nowogrodzkiej.
I w sumie sprowadza się do podziękowań prezesa dla szefowej rządu. Jej samej pozostało podziękować wyborcom za zaufanie na Twitterze. – Byliśmy zdumieni, że niektórzy komentatorzy uznali po tej konferencji, że Szydło zostaje. To przecież było ewidentne pożegnanie – śmieje się jeden ze współpracowników Kaczyńskiego. Jarosław Kaczyński chce być premierem – również ze względu na 100-lecie niepodległości przypadające za rok Ale przekazy, że premier zostaje na stanowisku, znów stały się mocniejsze, bo i sytuacja znów zaczęła się komplikować. Platforma Obywatelska zgłosiła w Sejmie wniosek o odwołanie rządu. Jednocześnie zaczęły pojawiać się informacje, że realnego, pełnego porozumienia na linii Pałac – PiS w sprawie reformy sądownictwa nie ma. Według naszych rozmówców porozumienie zostało ogłoszone „trochę z przypadku, trochę na potrzeby chwili przed Świętem Niepodległości, by wyciszyć doniesienia medialne o konflikcie prezydenta z PiS”. – Kluczowe kwestie są wciąż otwarte, nie ma tak naprawdę konkretnych zapisów, trudno powiedzieć zatem, że jest porozumienie. Wszystko będzie się rozstrzygać podczas prac w komisji sejmowej. I różnie może być – mówi nam wtajemniczony polityk PiS.