Mieszkańcy Seattle wyszli w rocznicę zastrzelenia Michaela Browna w Ferguson na ulice, żeby zaprotestować przeciwko rasizmowi, który, jak twierdzą, jest bardzo wyraźnie obecny również w ich mieście.
W niedzielę w Ferguson uczczono pamięć Browna, czarnoskórego 18-latka, który przed rokiem stracił życie z rąk białego policjanta. Obchody szybko wymknęły się jednak spod kontroli – doszło do strzelaniny, w wyniku której ciężko ranny został 18-letni Tyrone Harris Jr. Władze miasta postanowiły wprowadzić stan wyjątkowy.
W Seattle obyło się bez incydentów, ale nastroje wśród protestujących również były gorące. – Nic się w tym mieście nie zmieniło w kwestii rasizmu, a właściwie jest nawet gorzej niż było – powiedział jeden z nich. Na’quel Walker dodała, że w Seattle problem jest zamiatany pod dywan. – Wszyscy sądzą, że nie są rasistami, że to ich nie dotyczy. Ja jednak uważam, że Seattle jest wyjątkowo rasistowskim miejscem – stwierdziła.
Dzień wcześniej w Seattle aktywistki z ruchu Black Lives Matter zakłóciły przemówienie Bernie’ego Sandersa, lewicowego senatora, który ubiega się o prezydencką nominację z ramienia Partii Demokratycznej. – Musimy działać w taki sposób, aby zyskać waszą uwagę. Jeżeli to was nie obudzi, to już nie wiem co – wyjaśniła Evana Enabuele.
Wtóruje jej Walker. – Chcę, żeby biali czuli się niekomfortowo. I myślę, że tak się właśnie czują – i wcale im się to nie podoba. Cieszę się, że czują się w ten sposób – podkreśliła.
(mcz)