Kilkaset osób zebrało się we wtorek w Seattle, aby oddać hołd 30-letniej kobiecie w ciąży, matce czwórki dzieci, która została w niedzielę zastrzelona przez policję.
Bliscy Charleeny Lyles mówili przed budynkiem, w którym mieszkała i gdzie zginęła, że była słodką i sympatyczną osobą. Jej siostra podkreślała, że dzieci były całym jej życiem. – Nie było nic, czego by dla nich nie zrobiła. To była silna kobieta. Dzwoniłam do niej niemal każdego dnia – stwierdziła.
Ludzie przynieśli transparenty z napisami „Black Lives Matter” i „People with Mental Illness Matter”. Sprawa śmierci 30-latki budzi w Seattle duże emocje. Prawnik reprezentujący jej rodzinę zaznacza, że krewni chcą wiedzieć, co się dokładnie stało feralnego dnia, i zamierzają sprawić, by sprawiedliwości stało się zadość. Do dwóch interweniujących policjantów mają pretensje, że od razu sięgnęli po broń palną, zamiast spróbować obezwładnić kobietę przy użyciu mniej śmiertelnych środków. Nadmieniają, że mundurowi dobrze widzieli, że 30-latka miała problemy psychiczne.
Lyles wezwała w niedzielę policjantów do włamania w swoim mieszkaniu. Po ich przyjeździe kobieta miała ruszyć na mundurowych uzbrojona w dwa noże. Rzecznik policji poinformował, że funkcjonariusze nie mieli przy sobie paralizatora, ale posiadali łagodniejszą broń niż pistolet, której mogli użyć do próby obezwładnienia 30-latki.
(mcz)