Już ponad siedmiuset migrantów dotarło na grecką wyspę Lesbos od czasu nieudanego puczu w Turcji. To następstwo braku patroli po tureckiej stronie ze względu na falę aresztowań tureckich żołnierzy i policjantów. Władze Lesbos uważają jednak, że gdyby pucz się udał, sytuacja byłaby o wiele gorsza.
W ostatnich dniach na Lesbos dopływa dziennie ponad stu migrantów. Przemytnicy ponownie wybierają kierunek na tę wyspę, zwłaszcza, że na południu Turcji w rejonie Marmaris służby bezpieczeństwa szukają czterdziestu komandosów, którzy w czasie zamachu stanu mieli pojmać i zabić prezydenta Turcji Recepa Erdogana.
W związku z tym nikt nie śmie organizować tam przerzutów uchodźców i kieruje ich na tureckie wybrzeże naprzeciw Lesbos, które nie jest strzeżone. Grecka straż przybrzeżna ma nadzieję, że sytuacja w tureckich służbach mundurowych unormuje się w ciągu najbliższego tygodnia i zatrzymają oni napływ migrantów.
Władze Lesbos podkreślają jednocześnie, że gdyby zamach stanu w Turcji się udał, dziś na wyspie mieliby pięćdziesiąt tysięcy uchodźców. Turkom nie zależałoby bowiem na trzymaniu ich na swoim terytorium.
Na Lesbos jest obecnie prawie trzy tysiące czterysta migrantów, a w całej Grecji utknęło już trzydzieści siedem i pół tysiąca uchodźców.
TS/IAR/Beata Kukiel-Vraila, Ateny/em/moc