10.3 C
Chicago
sobota, 20 kwietnia, 2024
Strona główna Blog Strona 1764

Zmarł wybitny aktor filmowy i teatralny Wojciech Pszoniak

0
28.01.2016 LODZ .WOJCIECH PSZONIAK AKTOR NA SPOTKANIU Z WIDZAMI W MUZEUM KINEMATOGRAFII W LODZI.

W Starym Teatrze w Krakowie trafiłem od razu na wspaniałych artystów; zacząłem pracować z Konradem Swinarskim, grałem główne role szekspirowskie – mówił w jednym z wywiadów. Wojciech Pszoniak, wybitny aktor teatralny i filmowy zmarł w poniedziałek. Miał 78 lat.

 

Wojciech Pszoniak urodził się 2 maja 1942 r. we Lwowie, a dorastał w Gliwicach. Jest jednym z najwybitniejszych polskich aktorów teatralnych i filmowych.

 

„Pochodzę z inteligenckiej rodziny. Nie byliśmy milionerami, ale bardzo dobrze nam się powodziło. Dziadek był dyrektorem fabryki Baczewskiego we Lwowie, z wykształcenia był chemikiem. Miał swoją lożę w operze. Moja matka grała na skrzypcach i malowała. Zwracała uwagę na to, co czytamy, jak jemy, jak się zachowujemy. Wie pani, my po wojnie wszystko straciliśmy. To co nam zostało? Tylko książki, muzyka, teatr. Może dlatego poszedłem w tym kierunku” – wspominał w wywiadzie udzielonym PAP z okazji 50-lecia pracy artystycznej.

 

W wieku 13 lat trafił do wojska. „Życie bardzo mi się skomplikowało. Mój ojciec umarł. Bracia nie mieszkali już wtedy z nami. Jeden był na studiach aktorskich, drugi w szkole oficerskiej. Matka nigdy nie pracowała zarobkowo. To była prawdziwa tragedia. Chodziłem pożyczać jajko do sąsiadki. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Miałem poczucie, że jestem w życiu sam. Chciałem popełnić samobójstwo. Ostatecznie poszedłem do orkiestry wojskowej. Spędziłem tam dwa lata, które kompletnie odmieniły moje życie. Wyszedłem z wojska i mentalnie miałem 45 lat. W porównaniu do moich kolegów byłem dojrzałym człowiekiem. Sam sobie dawałem radę ze wszystkim. Nikt mnie nie chronił. To miało konsekwencje w dalszym życiu i decyzjach, które podejmowałem” – opowiadał.

 

Pszoniak chodził do liceum muzycznego, grał na oboju, skończył też szkołę wyczynową akrobacji lotniczej, żeglował. Ukończył Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Krakowie. W trakcie studiów występował w Teatrze STU. Był aktorem teatrów: Starego w Krakowie (1968-72) oraz Narodowego (1972-74) i Powszechnego w Warszawie (1974-80). W Starym zadebiutował w „Klątwie” Stanisława Wyspiańskiego reżyserowanej przez Konrada Swinarskiego (1968).

 

„W Starym Teatrze w Krakowie trafiłem od razu na wspaniałych artystów. Dyrektorem był wówczas Zygmunt Hübner (…). Zacząłem pracować z Konradem Swinarskim, grałem główne role szekspirowskie” – mówił PAP aktor.

 

W Teatrze Powszechnym Pszoniak zagrał m.in. Randleya Mac Murphy w „Locie nad kukułczym gniazdem” Dale’a Wassermana (1977 – na zmianę z Romanem Wilhelmim) i Papkina w „Zemście” Aleksandra Fredry (1978) obie sztuki wyreżyserował Zygmunt Hübner. Ponadto w zrealizowanej przez Andrzeja Wajdę „Sprawie Dantona” Stanisławy Przybyszewskiej wykreował postać Robespierre’a. Do roli Robespierre’a w polsko-francuskim filmie Wajdy pt. Danton (1982), a w 2015 poświęcił jej swoją dysertację doktorską, obronioną w warszawskiej Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza.

 

Drzwi do międzynarodowej kariery otworzyła mu rola Moryca Welta w filmie „Ziemia obiecana” Andrzeja Wajdy. Wystąpił także w innych jego filmach: „Wesele”, „Danton” i „Korczak”. Występował też w Kabarecie pod Egidą, który – jego zdaniem – był wentylem polityczno-społecznym. W pamięci widzów pozostaje jego brawurowy skecz w duecie z Piotrem Fronczewskim pt. „Awas”. Innym powszechnie zapamiętanym występem Pszoniaka był króciutki epizod w „Czterdziestolatku”.

 

W latach 80. Pszoniak wyjechał do Paryża, gdzie zaczął występować w teatrach m.in. w Nanterre, Montparnasse i Chaillot. W Nanterre zagrał w sztuce „Ludzie nierozumni są na wymarciu” w reżyserii Claude’a Regy, w której występowali razem z Gerardem Depardieu i Danielem Olbrychskim. W tym samym teatrze grał w „Onych” Witkacego w reżyserii Wajdy.

 

W paryskim teatrze Chaillot grał m.in. w „Królu Ubu” Alfreda Jarry w reżyserii Rolanda Topora (1992). W Montparnasse wystąpił w „Sklepie na rogu ulicy” według Miklosa Laszlo w reżyserii Jean-Jacques’a Zibermanna (2001). Za rolę tę dostał nominację do prestiżowej nagrody francuskiej – Moliera.

 

Współpracował również z londyńskimi teatrami, np. z Teatrem Apollo, gdzie zagrał w „Błękitnym głębokim morzu” Terence’a Rattigana w reżyserii Karela Reisza (1993).

 

W 2008 r. został odznaczony francuskim Oficerskim Orderem Zasługi za „wkład w rozwój stosunków polsko-francuskich w dziedzinie kultury”, a dziesięć lat później został komandorem orderu Arts et Lettres.

 

W wywiadzie opowiadał, że pierwszy raz we Francji był w 1977 r. „Ale na początku kolejnej dekady rzeczywiście wyjechałem na zdjęcia do +Dantona+ w reż. Andrzeja Wajdy i zostałem w Paryżu. Nie dlatego, że tak sobie postanowiłem, tylko w Polsce był wówczas stan wojenny i nie chciałem do tego koszmaru wracać” – mówił. Później przywoził francuskie sztuki do Polski m.in. „Nasze żony”, które wyreżyserował w warszawskim Teatrze Syrena w 2017 r.

 

W 2007 r. został uhonorowany Złotym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”, a w 2011 r. odznaczono go Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Wystąpił w ok. 100 filmach. W Polsce zagrał m.in. Władysław Gomułkę w filmie „Czarny Czwartek. Janek Wiśniewski padł”, opowiadającym o masakrze robotników w Gdyni w 1970 r. Wystąpił również w „Bitwie Warszawskiej 1920” Jerzego Hoffmana oraz filmach „Mniejsze zło” Janusza Morgensterna i „Mała Matura 1947” Janusza Majewskiego.

 

Pszoniak, pytany o marzenia aktorskie mówił, że tak naprawdę nigdy ich nie miał, ale że chciałby jeszcze kiedyś zagrać kobietę. „Nigdy nie kalkulowałem, po prostu robiłem to, co kochałem. A miałem co kochać” – powiedział PAP.

 

Oceniał, że „nie istnieje dobre, ciekawe aktorstwo bez wrażliwości i mądrości”. „Aktorstwo jest sztuką rozumienia drugiego człowieka, choć napisanego jako rola” – podkreślał. (PAP)

 

autorki: Olga Łozińska, Daria Porycka

Maseczki legalne? Ministerstwo Zdrowia tłumaczy, prawnicy wątpią. „Obserwujemy w naszym kraju zarządzanie poprzez strach”

0

Ministerstwo Zdrowia zaprzecza, by rozporządzenie dotyczące m.in. zakrywania nosa i ust w przestrzeni publicznej, w związku z pandemią, miało „wadę prawną”. Uporządkowania „maseczkowych” przepisów za pomocą ustawy chce Lewica, przygotowuje się do tego także rząd.

Nie da się rozporządzeniem uchylić przepisu ustawy – to w największym skrócie ocena wskazująca na niekonstytucyjność covidowych przepisów wprowadzonych przez rząd, w tym budzącego emocje obowiązku zasłaniania nosa i ust w miejscach ogólnodostępnych. Chodzi o to, że ustawa, do której odnosi się rozporządzenie, przewiduje obowiązek noszenia środków ochronnych w przestrzeni publicznej tylko przez osoby chore (ustawa z dnia 5 grudnia 2008 r. o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi).

 

– Wątpliwości w tym zakresie podniósł Rzecznik Praw Obywatelskich. Wskazuje, że ograniczenia wynikające z rozporządzenia, z uwagi na delegację ustawową, powinny dotyczyć jedynie osób chorych lub podejrzanych o to, że mogą zakażać, a nie każdego z nas – mówił dr hab. Jacek Potulski, prof. Uniwersytetu Gdańskiego z Katedry Prawa Karnego Materialnego i Kryminologii.

 

– Zgodnie z zapisami ustawy, rozporządzenie może określać nakaz określonego sposobu przemieszczania się (dotyczy to także osób zdrowych lub takich, które nie mają świadomości czy nie są chore, tzw. osób bezobjawowych). Przez „sposób” rozumie się m.in. „określony tryb postępowania, formę, metodę wykonania „czegoś”. W związku z czym uregulowanie zakrywania ust i nosa podczas „poruszania się na ulicy”, mieści się w upoważnieniu ustawowym do wydania rozporządzenia – podkreśla jednak Justyna Maletka z Biura Komunikacji Ministerstwa Zdrowia.

 

– W polskim porządku prawnym obowiązuje domniemanie konstytucyjności aktów prawa powszechnie obowiązującego (a takim jest ww. rozporządzenie Rady Ministrów), do czasu podważenia konstytucyjności przez Trybunał Konstytucyjny. Marek Rutka, gdyński poseł Lewicy podkreśla, że na mocy niejasnych przepisów nakładano na obywateli kary sięgające ponad 10 tys. zł, za to, że zakrywali nosa i ust lub np przechodzili przez park. Wskazuje też m.in. na wątpliwości związane z odmową obsługi w sklepach osób bez np. przyłbic, maseczek. – To były absurdy godzące w zaufanie obywateli do państwa – mówi Rutka. Opinie wielu adwokatów o niekonstytucyjności rozporządzenia potwierdzają decyzje sądów, uchylające wnioski o ukaranie nałożone w ramach policyjnej akcji „Zero tolerancji” na osoby, które pojawiały na ulicach bez np. maseczek.

 

– W zasadzie nie ma prawników, którzy mówiliby, że „covidowe” rozporządzenie jest zgodne z prawem. Ta sytuacja trwa zresztą od wiosny, od początku obostrzeń związanych z pandemią w naszym kraju – mówi mec. Janusz Masiak z Okręgowej Rady Adwokackiej w Gdańsku. – Z moralnego punktu widzenia raczej nie ma wątpliwości, że zasłanianie nosa i ust jest działaniem pożądanym, skutecznym, jednak należałoby taki obowiązek wprowadzić w zgodzie z ładem prawnym. Obserwujemy w naszym kraju, w czasie pandemii, zarządzanie poprzez strach. Nie jestem przekonany, czy jest to najrozsądniejszy sposób walki z wirusem. Zupełnie inne praktyki widać było w innych krajach UE, gdzie policjanci raczej zachęcali mieszkańców do poddawania się obostrzeniom, dziękowano im za obywatelską postawę. Zdecydowanie byłby to sposób znacznie skuteczniejszy od karania. Lewica na najbliższy wtorek zapowiada złożenie w Sejmie projektu ustawy dotyczącej m.in. zasłaniania nosa i ust w miejscach ogólnodostępnych.

 

– PiS powinien profesjonalnie podejść do zmian w prawie, m.in. dotyczącego zakrywania nosa i ust w czasie pandemii – podkreśla Marek Rutka. – Tego nie zrobiono. Pracowałem jako członek komisji ds. zdrowia przy wszystkich tzw. ustawach covidowych, i widziałem bardzo dużą niechlujność przy pracach legislacyjnych. Od początku były wady, bo np. pod płaszczykiem walki z pandemią przyjmowano chociażby przepisy dotyczące… wyborów w związkach łowieckich. Ten bałagan chcemy uporządkować, chcemy by obywatel miał świadomość, co mu w czasie pandemii wolno, a czego nie. Oczywiście arytmetyka sejmowa wskazuje raczej, że projekt Lewicy zostanie przez PiS odrzucony. Zwłaszcza, że rząd zapowiada swój projekt „maseczkowej” ustawy.

 

– Nie tylko z moich obserwacji wynika, że PiS dostrzega, że w walce z pandemią popełniło błędy. Wydaje mi się, że partia rządząca będzie chciała kwestię obostrzeń unormować, choćby po to, by uniknąć licznych wniosków obywateli do sądów o wypłatę odszkodowań za kary administracyjne, mandaty czy zwrotu zapłaconych grzywien. Być może przyjmą przepisy, które my proponujemy, choć niekoniecznie w postaci ustawy Lewicy. Nie będziemy protestować, jeśli PiS zechce skorzystać z naszych dobrych rozwiązań – mówi Rutka.

 

 

aip

Siłownia obchodzi koronazakaz. W Krakowie to teraz sklep z testowaniem sprzętu i Kościół Zdrowego Ciała

0

Kościół Zdrowego Ciała oraz sklep z testowaniem sprzętu do ćwiczeń w taki sposób jedna z krakowskich siłowni obchodzi obostrzenia związane z koronawirusem, polegające m.in. na zamknięciu siłowni. Klub decyzję ogłosił w mediach społecznościowych. 

 

Atlantic Sport to klub działający w ścisłym centrum Krakowa. Oferuje siłownię, korty do squasha i zajęcia fitness. Od soboty powinien być zamknięty, ale nie jest, bo jego właściciele zdecydowali się na odważny krok. Siłownie zamienili na sklep, a zajęcia fitness to teraz związek wyznaniowy.

 

Nieprecyzyjne przepisy dotyczące obostrzeń

 

W czwartek (15.10) podano, że w strefie żółtej i czerwonej (od soboty Kraków znajduje się w strefie czerwonej) zostaje zawieszona działalność basenów, aquaparków i siłowni, a wydarzenia sportowe będą odbywać się bez udziału publiczności. Tymczasem w piątek wieczorem nastąpił nieoczekiwany zwrot akcji. Jak informuje Ministerstwo Sportu, z basenów będą mogły korzystać:

 

    • osoby uprawiające sport w ramach współzawodnictwa sportowego, zajęć sportowych lub wydarzeń sportowych

 

    • studenci i uczniowie – w ramach zajęć na uczelni lub w szkole.

 

Z siłowni i centrów fitness będą mogły korzystać:

 

    • osoby uprawiające sport w ramach współzawodnictwa sportowego, zajęć sportowych lub wydarzeń sportowych,

 

    • studenci i uczniowie – w ramach zajęć na uczelni lub w szkole.

 

Przepisy jednak nadal nie są precyzyjne. Czy jeśli regularnie chodzę z sąsiadem na siłownię, gdzie rywalizujemy, ile kto podniesie ciężarów, to można to traktować jako współzawodnictwo sportowe? Albo jeśli ktoś regularnie biega w maratonach i na siłowni przygotowuje się do biegów, to również może z nich korzystać? W sobotę przedstawiciele branży fitness protestowali w Warszawie przeciwko działaniom rządu. Nie rozumieją, dlaczego w walce z koronawirusem trzeba akurat zamykać siłownie, a działać nadal mogą inne branże, można odprawiać msze, itp.

 

Podkreślają, że w siłowniach i klubach fitness spełniane są reżimy sanitarne, nie były one ogniskami zakażeń, a uprawianie sportu i ćwiczenia na siłowni wpływają dobrze na zdrowie i poprawiają odporność organizmu.

 

Zamiast siłowni, sklep ze sprzętem

 

Żeby jednak działać zgodnie z prawem, trzeba się było nieco, nomen omen, nagimnastykować. Co zrobił zatem klub Atlantic? „Skoro nie mogą funkcjonować siłownie – w miejsce naszej od dzisiaj otwieramy SKLEP ATLANTIC ze sprzętem do ćwiczeń – nasze PKD (Polska Klasyfikacja Działalności – red.) to również 4764Z, więc możemy i zapraszamy wszystkich, którzy chcą testować odpłatnie nasze maszyny. Skoro nie mogą funkcjonować zajęcia fitness – od dzisiaj ruszają w naszym klubie zgromadzenia religijne członków związku pn. „Kościół Zdrowego Ciała”.

 

Trudno uwierzyć? W tym świecie wszystko jest przecież możliwe. Oświecony Olek i Czcigodna Gosia zapraszają dzisiaj na wyjątkowe wydarzenia religijne. Na squashu natomiast mamy codziennie specjalne zawody sportowe bez udziału publiczności. Wszystko zgodnie z prawem” – czytamy na facebookowym profilu klubu. – Nasz związek wyznaniowy traktujemy jako taki, który nie podejmuje czynności prawnych, a funkcjonuje na zasadzie swobody wyznania, co gwarantuje konstytucja – mówi nam Marta Jamróz, dyrektor ds. marketingu w Atlantic Sports.

 

Jak dodaje, pierwsze spotkanie religijne było bardzo przyjemne i udane. W sumie już ok. 300 osób deklaruje chęć przystąpienia do Kościoła Zdrowego Ciała. W sobotę także kilka osób skorzystało ze sklepu. Przedstawiciele Atlantica wcześniej omawiali swoje działania z innymi przedstawicielami branży, którzy również planują tego typu ruchy, aby móc nadal funkcjonować. Do Atlantica od samego rana w sobotę telefony dzwoniły cały czas. Post na Facebooku, po godzinie 13 w sobotę, miał już ponad 6 tys. reakcji, 2,3 tys. udostępnień i blisko tysiąc komentarzy. W zdecydowanej większości pozytywnych, wyrażających poparcie dla klubu.

 

aip

Prof. Piotr Kuna: Samotność, brak czułości, lęki i obsesje niszczą naszą odporność przeciwwirusową!

0

– Dla nas, lekarzy, najważniejszą rzeczą dzisiaj – oprócz oczywiście unikania zakażenia na COVID-19 i to podkreślam, trzeba go unikać za wszelką cenę – jest leczenie chorób przewlekłych. Nie możemy zaniedbywać naszych pacjentów, należy dobrze leczyć nadciśnienie, choroby płuc, cukrzyce itd. I bardzo pilnować pacjentów, żeby nie przestali brać leków, żeby nie popadli w lęki i obsesje – mówi prof. Piotr Kuna, pulmonolog, alergolog.

Panie profesorze, co właściwie COVID-19 robi z naszymi płucami? Wirus SARS-COV2 wywołuje u niektórych pacjentów zapalenie płuc o charakterze wirusowym. Podobne zapalenie płuc mogą wywoływać inne wirusy, takie jak wirus grypy, czy tak zwany wirus RSV. Nie jest to coś wyjątkowego dla medycyny, mamy z takimi rzeczami do czynienia od dawna, tyle, że ten wirus jest nowy, wcześniej nie był zidentyfikowany, ale zmiany, jakie wywołuje nie są, z punktu widzenia medycznego, czymś nowym. Powiem wprost: w podręczniku chorób zakaźnych, który mam z lat 70., czyli z czasów, kiedy byłem studentem medycyny – 50 lat temu, opisywano dokładnie tę samą chorobę i te same koronawirusy. Nic się przez 50 lat w tej kwestii nie zmieniło. Tylko, kto pamięta, co było w podręcznikach sprzed 50 lat?

Ale codziennie umiera kilkadziesiąt osób, które miały COVID-19, oczywiście większość z nich miała również choroby współistniejące. To jednak sporo, nie uważa pan? Ja bym powiedział w ten sposób: codziennie w Polsce umiera mniej więcej 1200 osób, z czego 400 na nowotwory. Więc pytanie nie dotyczy tego, że umarło kilkadziesiąt osób w jeden dzień, ale tego – jak się kształtuje śmiertelność w Polsce począwszy od marca bieżącego rok? Należałoby porównać śmiertelność w marcu, kwietniu, maju, czerwcu, lipcu, sierpniu do śmiertelności w tych miesiącach w latach 2018, 2019. Spróbujmy być pragmatyczni. Z danych, które posiadam wynika, że ta śmiertelność jest niższa w tym roku niż w minionych latach. I tłumaczymy ją tym, że lęk przed COVID-19 spowodował próby utrzymania dystansu społecznego przez jakiś czas, mycie rąk, noszenie maseczek – generalnie zmniejszył ilość infekcji wirusowych. A tak naprawdę bardzo wielu ludzi umiera nie z powodu choroby podstawowej, jaką jest cukrzyca, czy niewydolność krążenia, a z powodu infekcji u osoby z niewydolnością krążenia, czy infekcji u osoby z cukrzycą. Tak było zawsze. Jeszcze raz podkreślam: to nic nowego. Oczywiście pojawił się nowy problem. Wielu pacjentów ma od marca 2020 roku ograniczony dostęp do leczenia, jednostki ochrony zdrowia zbudowały bariery dla chorych. To się może teraz odwrócić przeciwko naszym pacjentom i liczba zgonów zacznie rosnąć. Tylko czy z powodu zaniedbania leczenia chorób przewlekłych, czy z powodu zakażenia wirusem SARS-COV2?

Chce pan powiedzieć, że histeryzujemy z tym koronawirusem? Zatraciliśmy jakikolwiek rozsądek. Rozmawiałem z dziennikarzem jednej z wiodących stacji telewizyjnych, który prowadzi programy informacyjne, mówił mi o ogromnym wzroście oglądalności programów informacyjnych, z którego są niesłychanie zadowoleni. A słuchacze oczekują negatywnych i złych informacji, a szczególnie oczekują strasznych informacji o COVID-19 i są im te informacje dostarczane. Mam odczucie, że podobnie zachowują się niektórzy politycy.

No dobrze, ale pojawiły się informacje, że jeśli ktoś przejdzie COVID-19, to pozostają u takiej osoby trwałe zmiany w płucach. Brzmi dość groźnie, przyzna pan profesorze? To nieprawda. Po pierwsze opisane przypadki COVID-19 są z grudnia ubiegłego roku, w związku z tym maksymalny okres obserwacji mógł trwać 10 miesięcy. I, rzeczywiście, z tego okresu obserwacji wynika, że u pewnej niskiej liczby chorych mogą się utrzymywać zmiany włókniste w płucach, dotyczy to jednak pojedynczych osób – mniej niż kilku na stu zakażonych. Zmiany te, stopniowo, same się wycofują. Jest kilka publikacji na ten temat: wszystkie pokazały, że w ciągu sześciu miesięcy te zmiany ustąpiły całkowicie. Natomiast to, co się jeszcze utrzymuje to obniżona jest zdolność do wymiany gazowej w płucach, innymi słowy zdolność przechodzenia tlenu do krwi. Ale te zmiany też stopniowo zanikają. Znalazłem tylko jedną publikację, opartą na piętnastu latach obserwacji u pacjentów, którzy przechorowali SARS-COV1, który był dużo gorszy niż SARS-COV2. I na 85 pacjentów obserwowanych przez 15 lat, tylko u jednego po 15 latach nadal zaobserwowano zmiany w układzie oddechowym, a u 84 te zmiany ustąpiły. Najczęstszy czas ustępowania zmian to rok. Więc perspektywa, że zostaną jakieś trwałe zmiany w płucach po przejściu SARS-COV2 jest według obecnej wiedzy mało prawdopodobna. Poza tym, jeśli ktoś przechoruje gronkowcowe zapalenie płuc lub zapalenie płuc pneumo-kokowe, czy zapalenie płuc grypowe, też ma zmiany w płucach, które się utrzymują do roku czasu. Jeszcze raz mówię: nic nowego, to jest zwykłe, wirusowe zapalenie płuc.

W przestrzeni publicznej krążyła też informacja, że palacze papierosów na COVID-19 nie zapadają. Prawda czy fałsz? To nie jest informacja krążąca w przestrzeni publicznej – wybitny, naprawdę wybitny francuski naukowiec, który od wielu lat zajmuje się nikotyną stwierdził, że osoby, które palą papierosy, rzeczywiście, rzadziej zapadają na COVID-19. Nie jest to jednak efekt palenia papierów, ale efekt działania nikotyny. Ten naukowiec udowodnił, że nikotyna interferuje z receptorami wirusa SARS-COV2. W związku z tym zaproponował badanie, które we Francji jest prowadzone – nauczyciele i pracownicy służby zdrowia otrzymują substytucję nikotyny, nie wiem, w jakiej postaci, nie wiem, czy w postaci gumy do żucia, czy plastrów, czy inhalacji. Wyników tych badań do tej pory nie znamy, ale praca została opublikowana i istnieje w przestrzeni naukowej, nie tylko publicznej. Natomiast, co mówią dane – dane mówią jedno: osoby, które palą papierosy chorują na COVID-19 tak samo często, jak osoby, które nie palą papierosów, czyli ryzyko zarażenia jest podobne. Natomiast, jeśli dojdzie do zarażenia, to ryzyko, że osoba, która pali będzie miała ciężki przebieg choroby i umrze jest od kilku do kilkunastu razy wyższe niż u osoby, która nie jest palaczem.

Dlaczego? Bo ma płuca zniszczone przez nikotynę? Tak, dlatego, że ma zniszczone płuca, ale nie przez nikotynę, tylko przez smołę z palonego tytoniu i ma słabszą odporność, bo substancje toksyczne znajdujące się w dymie z palonego tytoniu obniżają odporność. Dlatego bardzo wyraźnie pragnę podkreślić: badacze francuscy stwierdzili, że sama nikotyna może chronić przed COVID-19 – sama nikotyna. Nikotyna, jako taka nie jest szkodliwa, nikotyna powoduje uzależnienie. Kwas nikotynowy jest podawany chociażby w leczeniu chorób naczyń, chorób serca – jest stosowany w medycynie. Tyle tylko, że papieros zawiera 7 tysięcy substancji toksycznych, w tym substancje smoliste o działaniu rakotwórczym i toksycznym i to one powodują supresję naszej odporności.

Po jakim okresie palenia papierosów jest pan w stanie stwierdzić, że rozmawia z palaczem? To zależy od tego, ile papierosów wypala palacz.

Dwadzieścia dziennie. Dwadzieścia dziennie. Drugie pytanie: czy to osoba predysponowana do rozwoju chorób związanych z paleniem tytoniu? To nie jest tak, że wszyscy palacze tytoniu chorują. Na choroby płuc zapada mniej więcej 15 procent z nich, 85 procent nie zapada. Ale wiemy, że palenie tytoniu jest jedynym, pojedynczym czynnikiem, który zwiększa ryzyko chorób płuc, czy nowotworów, zwiększa też ryzyko chorób serca i naczyń. Nie jest prawdą, że u wszystkich tak samo – u jednych mocniej, u innych słabiej. Więc gdyby była pani predysponowana, to poznałbym, że jest pani palaczką tytoniu już po dziesięciu latach palenia dziennie paczki papierów. Jeśli nie jest pani predysponowana, to mniej więcej po dwudziestu latach dostrzegam takie rzeczy, jak zażółcone zęby, zmiany odbarwieniowe na palcach, czyli zmiany spowodowane działaniem smoły. Nie nikotyny. Na zdjęciu klatki piersiowej można już wtedy zobaczyć także zmiany okołooskrzelowe, czyli zmiany zapalne wokół oskrzeli.

Bardzo wiele osób ucieka w papierosy elektroniczne, czy bardzo modne dzisiaj IQOS. One są rzeczywiście mniej szkodliwe niż tradycyjne papierosy? Paląc zwykłego papierosa dochodzi do spalania tytoniu w temperaturze około 800 stopni Celsjusza. W trakcie tego procesu wytwarza się bardzo dużo substancji smolistych, z których 70 ma działanie rakotwórcze – jest ich jednak w sumie 7 tysięcy, inne mogą uszkadzać płód, czy działać toksycznie na organizm. Można powiedzieć, że w skali punktowej, taki papieros szkodzi na 100 punktów. Potem mamy kolejne produkty tytoniowe, na przykład mamy fajkę, albo fajkę wodną – kiedy bada się, jaka jest zawartość substancji smolistych w dymie z fajki wodnej, albo z cygara, to okazuje się, że jest pięć razy mniejsza niż w dymie z tradycyjnego papierosa, czyli szkodliwość w skali punktowej ma 20 punktów, a nie 100. Kiedy mówimy o tak zwanych innowacyjnych produktach tytoniowych, w których proces spalania został zastąpiony procesem podgrzewania do 350 stopni Celsjusza – w procesie podgrzewania liczba substancji, które szkodzą drastycznie spada o 95 procent. W procesie podgrzewania powstaje około pięciuset substancji chemicznych i według danych ze stron Amerykańskiej Agencji ds. Żywności i Leków (FDA) podkreślam danych FDA, a nie moich, liczba substancji rakotwórczych spada trzydziestokrotnie. I rzeczywiście, kiedy dym z papierosów podgrzewanych weźmie się na filtr, to on w ogóle nie zawiera substancji smolistych. Nie zostawia śladu. Uważa się, że tytoń podgrzewany jest dwadzieścia razy mniej szkodliwy niż tytoń spalany, czyli papierosy tradycyjne. Kolejny element na tej liście to tak zwany SNUS, czyli tytoń do żucia popularny w Szwecji.

On też jest mniej szkodliwy niż tradycyjny papieros? Tytoń do żucia, jak się okazuje, jest około trzydzieści razy mniej szkodliwy niż papieros. Potem mamy papierosa elektronicznego i tu niestety panuje wielki bałagan. Bo jeśli chodzi o papierosy z podgrzewanym tytoniem, to one wszystkie podlegają badaniom i na przykład IQOS, jako jedyny jest zarejestrowany przez FDA, czyli Amerykańską Agencję do spraw Leków i Żywności, która dopuściła IQOS do sprzedaży na rynku, jako produkt wpływający na zmniejszenie szkodliwości palenia tytoniu. Natomiast żaden papieros elektroniczny, żaden – podkreślam, nie został dopuszczony przez FDA do użycia. W Polsce rejestruje się płyny do papierosów w Głównym Inspektoracie Sanitarnym, jest ponad 10 tys. zarejestrowanych płynów i naprawdę nikt nie wie, co one zawierają. To jest cały problem – te płyny są niewystandaryzowane. Był jeden amerykański płyn wystandaryzowany, nazywał się Juul, ale ponieważ jest droższy od innych, więc w Polsce nie ma na niego chętnych.

Pan oczywiście nie pali, prawda? Nigdy nie paliłem, nie palę, moim rodzice też nie palili. Wracając jeszcze do koronawirusa – wiele osób zastanawia się, jak smog wpłynie na nasze przechodzenie COVID-19. Smog będzie miał znaczenie? Może się okazać, że z powodu smogu będziemy ciężej przechodzić tę chorobę? Absolutnie tak. Mamy już badania, głównie z Lombardii – we Włoszech wprost powiązano wysoką częstość występowania koronawirusa, ciężki przebieg choroby i liczbę zgonów z zanieczyszczeniem. Lombardia, gdzie było centrum epidemii, jest najbardziej zanieczyszczonym regionem Włoch. Sardynia, która jest najczystszym regionem Włoch prawie w ogóle nie miała koronawirusa. Im większe zanieczyszczenie, tym więcej przypadków COVID-19, cięższy przebieg choroby, więcej zgonów. W Polsce największe zanieczyszczenie jest na Śląsku, gdzie przypadków koronawirusa jest najwięcej. Jest ich także dużo w wielkich miasta, bo jest jeszcze jeden ważny czynnik – zagęszczenie ludzi na kilometr kwadratowy, ale przejdźmy do czystszych regionów: lubuskie, warmińsko-mazurskie, podlaskie – tam liczba zachorowań i zgonów jest niska. Im czystsze powietrze, tym mniej nie tylko zakażeń, ale przede wszystkim ciężkiego przebiegu choroby i mniej zgonów. To jest główny problem: zanieczyszczenie powietrza to większe ryzyko ciężkiego przebiegu choroby i zgonów, tak samo jak palenie papierosów.

Czyli myśli pan, że zimą, kiedy ludzie palą w piecach, ciężkich zachorowań i zgonów może być więcej? Może być dużo gorzej? Tak jest, może być dużo gorzej, jestem tego pewien. Proszę pamiętać, że według oficjalnych statystyk, smog w Polsce powoduje co roku 50 tysięcy przedwczesnych zgonów.

Powiedział pan, że SARS-COV2 powoduje dość typowe wirusowe zapalenie płuc, co sprawia, że jedne z osób nie mające żadnych chorób współistniejących, wychodzą z niego, a inne nie? Mamy bardzo wiele czynników, które o tym decydują. Oficjalnie w Polsce na grypę, mówię o sezonie 2018-2019, chorowało 3 miliony 800 tysięcy osób, ale zmarło niewiele.

Tak dużo?! Tak, to oficjalne dane. Na COVID-19 mamy do tej pory 160 tysięcy zachorowań. Kiedy chory na grypę umiera, nie piszemy, że umarł na grypę, tylko, że umarł z powodu niewydolności krążeniowej, zapalenia płuc – wpisujemy różne rozpoznania, ale generalnie nie wpisuje się grypy jako przyczyny śmierci. Wiemy, że jeśli ktoś ma cukrzycę, niewydolność nerek i zachoruje na grypę, to kombinacja grypy i przewlekłej choroby zawsze zwiększa ryzyko. Są nawet takie piękne badania i to polskie, z Uniwersytetu Jagiellońskiego, z których wynika, że ryzyko udaru mózgu u osób chorujących na grypę wzrasta osiem razy, a udar potem zabija, podobnie z zawałem serca – ryzyko w grypie rośnie 10 razy i też się umiera, ale na zawał. Z tych, którzy dostaną udaru, prawie 40 procent umiera, ale jako przyczynę zgonu wpisuje się udar, a nie grypę. Natomiast, z COVID-19 zrobiono tak, że jeśli atakuje osobę z chorobami przewlekłymi i jeśli taka osoba umrze, a miała wynik dodatni, to wpisuje się, że umarła na COVID-19. Wie pani, jest piękna praca profesora patomorfologii z Hamburga, oczywiście opublikowana – on zrobił sekcje zwłok u ponad 100 osób zmarłych na COVID-19 i podsumował to tak: na sto sekcji zwłok chorych, którzy zmarli na COVID-19, ani jedna osoba nie zmarła w wyniku infekcji. One wszystkie umarły z powodu chorób podstawowych, które po prostu rozwinęły się jeszcze bardziej pod wpływem infekcji wirusowej, tak jak te zawały i udary po grypie. Przecież wiadomo, że jeśli ma pani dwie choroby, to będzie pani chorowała ciężej, ale umiera pani z powodu choroby podstawowej, która wyniszczała pani organizm przez wiele, wiele lat. I dlatego dla nas, lekarzy, najważniejszą rzeczą dzisiaj – oprócz oczywiście unikania zakażenia na COVID-19 i to podkreślam, trzeba go unikać za wszelką cenę – jest leczenie chorób przewlekłych. Nie możemy zaniedbywać naszych pacjentów, należy dobrze leczyć nadciśnienie, choroby płuc, cukrzyce itd. I bardzo pilnować pacjentów, żeby nie przestali brać leków, żeby nie popadli w lęki i obsesje. Nie można ludzi zostawiać bez opieki. Mamy dowody naukowe, że ludzie samotni mają dużo większe ryzyko zgonu z powodu COVID-19 od osób żyjących w parach lub mieszkających z rodziną. Samotność, brak czułości koszmarnie niszczy naszą odporność przeciwwirusową i to w każdym wieku.

To skąd się wzięła ta światowa panika? Zamykają się miasta, zamykają się państwa, nie latają samoloty. Może my wszyscy mamy koronawirusową obsesję? To brak pragmatyzmu. Na świecie, w życiu, polityce zaczynają dominować teorie spiskowe, a nie twarde argumenty naukowców. Proszę zobaczyć, co się teraz dzieje w Szwecji. Tam postanowiono doprowadzić do odporności stadnej. Mówiono, że jest mnóstwo zgonów, mnóstwo zachorowań i co? Wszystko stanęło w miejscu. Zrobiono to, co należało zrobić i teraz wszystkie kraje, które się izolowały wyprzedzają Szwecje pod względem liczby zachorowań i zgonów. Szwecja stoi w miejscu, bo tam osiągnięto cel. Pragmatyzm. Niech pani popatrzy na Finlandię, na Koreę, na Tajwan, na Singapur, tam nie było takich obostrzeń – owszem, ludzie się zarażają, ale nie ma tylu ciężkich przypadków i zgonów, jak w tych krajach, które wprowadziły ostre zasady izolacji. Mówiłem przed chwilą, co izolacja robi z naszą odpornością. Podkreślam wyraźnie, dodatni wynik na zarażenie wirusem SARS-Cov-2 nie mówi o tym, że ktoś jest chory na COVID-19. Gdybyśmy dzisiaj zrobili wymazy Polakom, to oświadczam pani, że 95 procent Polaków ma gronkowca w nosie i gardle. Czy to znaczy, że oni chorują na gronkowcowe zapalenie płuc? Nie, część z nich zapadnie na gronkowcowe zapalenie płuc, jasne, ale kto zapadnie? Ci, którzy mają słabą odporność, ci, którzy są schorowani, ci, którzy są w grupie ryzyka, pozostali będą tego gronkowca nosić i nie zachorują. Mamy ludzi, którzy mają w nosie i gardle wirusa SARS-COV2 i nie wywołuje u nich choroby. Problem oczywiście, że inni się od nich zarażą. Powiem tak: dopóki 60, 70 procent społeczeństwa nie zetknie się z tym wirusem, to będziemy mieli to, co mamy i tyle. I nic na to nie poradzimy.

Dobrze, to jakie jest pragmatyczne wyjście z tej sytuacji? Co pan radzi ludziom? Przede wszystkim wypełniać te zalecenia, które są proponowane przez ministerstwo zdrowia – to są naprawdę mądre i logiczne zalecenia. Czyli to regularne mycie rąk przez co najmniej 20 sekund, stosowanie środków odkażających, które należy nosić z sobą i używać po kontakcie z innymi osobami. Nosić maseczki, nawet jeśli są wątpliwości, co do ich protekcji i jak najczęściej te maseczki zmieniać. Nosić maseczki, oczywiście nie z materiału, ale przynajmniej takie chirurgiczne, a najlepiej profesjonalne, czyli maseczki FP2, albo N95 – takie mają oznaczenia. Jeśli mamy nosić maseczki z materiału, to możemy ich nie nosić, bo one są bezwartościowe. Zdecydowanie utrzymać dystans społeczny, co najmniej 1,5 metra, ale lepiej 2 metry, nie mówić do nikogo twarzą w twarz, tylko na bok. Nie śpiewać, nie krzyczeć. Jeśli mówię, to drobinki śliny z moich ust mogą znaleźć się metr, do półtora metra ode mnie, ale jeśli śpiewam, albo krzyczę, to mogą się znaleźć sześć metrów ode mnie. Starać się wysypiać, nie nadużywać alkoholu, jeść warzywa, owoce i dużo kiszonej kapusty, codziennie iść na 30 minutowy szybki spacer. Dalej – jeśli wydaje nam się, że mamy infekcje: mamy stan podgorączkowy, mamy kaszel, natychmiast pozostać w domu. Nie iść do pracy, unikać innych ludzi, powiedzieć: „Coś się ze mną dzieje, muszę się izolować”. Świadoma, samodzielna izolacja – od razu. Mamy teraz mnóstwo poradni online, można tam zadzwonić, uzyskuje się poradę lekarską i zwolnienie lekarskie – wszystko za darmo. Nie trzeba nigdzie chodzić. I takich poradni, z tego, co wiem, jest bardzo wiele w Polsce. Zachować spokój, po prostu, spokój. I wiedzieć, co się robi – zero paniki. Chodzę do pracy codziennie, w pracy zachowujemy się odpowiedzialnie, chodzę do sklepu, chodzę na spacery, uprawiam sport – żyję normalnie. Moje wnuki chodzą do szkoły, wszyscy są zdrowi, nikt się nie zaraził. Po prostu trzeba się pilnować – to pomaga nie tylko na COVID-19, to pomaga również na grypę, pomaga na inne wirusy. Bo dzisiaj głównym zagrożeniem w Polsce są przeziębienia wywołane rhinowirusami, adenowirusami, wirusami paragrypy, koronawirusami i innymi. Na przeziębienie w zeszłym roku zapadło w Polsce 30 milionów ludzi. Prawie każdy będzie chorował na przeziębienie, pytanie: jak odróżnić przeziębienie od wirusa grypy, czy wirusa COVID-1? A można odróżnić? Można. Przeziębieniu towarzyszy katar, ból gardła, zazwyczaj nie ma gorączki i mija po siedmiu dniach, samo. Natomiast grypy od COVID-19 już nie odróżnimy. Więc jeśli mamy takie objawy, jak gorączka, bóle mięśni, osłabienie, kaszel, to natychmiast musimy wziąć lek na grypę, natychmiast, bo prawdopodobieństwo, że zaraziliśmy się grypą, a nie COVID-19 jest sto razy większe. Trzeba więc wziąć lek na grypę jak najszybciej. Dlaczego? Bo on działa tylko w ciągu pierwszych 24 godzin od pojawienia się objawów, jeśli się spóźnimy z tym lekiem, to on już nie zadziała. Ale najważniejsze, zachowajmy spokój, nie panikujmy. W naszym otoczeniu jest według opinii naukowców około 200 miliardów drobnoustrojów, połykamy je, wdychamy, wcieramy w skórę i żyjemy. Człowiek w czasie ewolucji przeżył setki takich pandemii. Każda pandemia wzmacnia nas jako rasę, a ta spowoduje coś jeszcze – mamy szansę w końcu opracować skuteczne leki na choroby wirusowe. Jeśli to się stanie, to będzie to jedno z największych odkryć w medycynie, podobnie jak odkrycie antybiotyków.

 

Prof. dr hab. med. Piotr Kuna Kierownik II Katedry Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Prezydent Polskiego Towarzystwa Chorób Metabolicznych. V-ce Prezydent Polskiego Towarzystwa Chorób Cywilizacyjnych

 

Dorota Kowalska aip

Aleksander K. zaatakował operatora TVP Gdańsk, ale nie zostanie tymczasowo aresztowany

0

Sąd nie uwzględnił wniosku prokuratury o zastosowanie tymczasowego aresztowania wobec Aleksandra K, syna gdyńskiego biznesmena Ryszarda K. W czwartek zaatakował operatora TVP Gdańsk. – Sąd zadecydował o zastosowaniu innych środków zapobiegawczych – informuje nas prokuratora.

 

Jak poinformował nas prokurator Mariusz Duszyński z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, Aleksander K. usłyszał trzy zarzuty: naruszenia nietykalności cielesnej, kierowania gróźb karalnych i spowodowania obrażeń naruszających czynności narządów ciała na okres poniżej siedmiu dni. Prokuratura skierowała do sądu wniosek o zastosowanie wobec 31-latka tymczasowego aresztowania, który jednak nie został uwzględniony przez sąd.

 

– Sąd zadecydował o zastosowaniu innych środków zapobiegawczych – mówi nam prokurator Duszyński. – Zastosowano trzy środki wolnościowe: dozór policyjny, zakaz kontaktowania się z pokrzywdzonym oraz zakaz zbliżania się do niego na odległość poniżej 50 m. Podejrzany przyznał się tylko do spowodowania uszkodzenia ciała pokrzywdzonego.

 

Operator TVP zaatakowany przez syna gdyńskiego biznesmena

 

Przypomnijmy, że w czwartek, po tym jak funkcjonariusze CBA przeszukali willę biznesmena Ryszarda K., doszło do pobicia operatora Telewizji Polskiej. Według zespołu TVP Gdańsk pobicia miał się dopuścić syn Ryszarda K. Według relacji operatora, gdy dziennikarze zaczęli odjeżdżać spod jego domu, około godziny 20, syn zatrzymanego biznesmena wyszedł i zaatakował zespół TVP Gdańsk.

 

– Wraz z producentem telewizyjnym staliśmy pod samochodem, mieliśmy schowany już cały sprzęt. Syn zatrzymanego wyszedł i w dość mocnych słowach powiedział, że mamy odejść, po czym wrócił i zaczął popychać naszego producenta – relacjonował w TVP Info pobity operator.

 

– Poprosiłem go, by odszedł i każdy robił swoje, po czym mnie pchnął, uderzył. Leżałem na chodniku, nogą tak kopnął w głowę, że uderzyłem w chodnik – dodawał.

 

– Staliśmy bez sprzętu, szykowaliśmy się do wyjazdu do ośrodka, nie robiliśmy nic, co mogłoby sprowokować syna zatrzymanego. Nie wiedziałem, co się stało, zostałem uderzony głową o beton i miałem wrażenie, że coś się stało. Kiedy dziennikarka powiedziała, że jestem cały we krwi, zobaczyłem, że tak jest. Potem przyjechała karetka i policja i zostałem odwieziony do szpitala – opowiadał stacji TVP Info.

 

Stanowisko SDP ws. pobicia pracownika Telewizji Gdańskiej

 

Stanowisko Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, Oddział w Gdańsku, w sprawie agresji wobec mediów – napadu i skandalicznego pobicia pracownika Telewizji Gdańskiej: „W Gdyni, 15 października 2020 r., doszło do brutalnego ataku na pracownika mediów – operatora kamery Telewizji Gdańskiej, wykonującego obowiązki zawodowe. Jak wynika z ustaleń prokuratury, ze strony agresywnego napastnika, syna prominentnego biznesmena, doszło do naruszenia nietykalności, kierowania gróźb wobec dziennikarzy i brutalnego skatowania operatora, skutkującego obrażeniami jego ciała. Agresja, nie tylko słowna, lecz już także fizyczna wobec dziennikarzy, wykonujących zawodowe obowiązki, to niewątpliwie efekt kampanii nienawiści rozwijanej także przeciwko mediom. Nie można być obojętnym wobec eskalacji agresji i zastraszania dziennikarzy, bez względu na redakcje, w których pracują. Stanowi to bowiem zagrożenie dla wolności mediów i dostępu dziennikarzy do informacji oraz możliwości dokumentowania wydarzeń. W istocie są to przeszkody i utrudnienia w wykonywaniu obowiązków zawodowych, naruszają prawa wolności słowa, swobody działania i prawa mediów oraz ich odbiorców do informacji – filarów demokracji. Nie można godzić się na agresję, na bezkarność czynów naruszających zdrowie, zagrażających życiu i ograniczających możliwości swobodnego, bezpiecznego wykonywania pracy dziennikarzy i ekip technicznych mediów. Na stanowcze potępienie zasługują takie niegodne czyny, wpisujące się w nieczystą, coraz bardziej brutalną i niebezpieczną, walkę – także w sferze interesów biznesowych. Pomorskie środowisko dziennikarskie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich solidaryzuje się z poszkodowanym Kolegą z Telewizji Gdańskiej i oczekuje na bezwzględne ukaranie sprawcy tego bandyckiego napadu. Janusz Wikowski Prezes Oddziału Gdańskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich Gdańsk, 17.10.2020”.

 

 

aip

W Gdyni protestuje gastronomia. „Czy rząd ma plan, czy w akcie bezrozumnej paniki ograniczył nam możliwość pracy i zarabiania?”

0

– Od soboty całe Trójmiasto znajdzie się pod obostrzeniami czerwonej strefy, co w praktyce oznacza powolną agonalną śmierć dla nas wszystkich, nie możemy stać bezczynnie – mówią organizatorzy. W Gdyni protestowało kilkadziesiąt osób, a organizatorzy podkreślali, że w przypadku dalszego ograniczania pracy, całkiem prawdopodobnym scenariuszem jest „marsz wszystkich zamkniętych branż na Warszawę”.

Przypomnijmy, że w czwartek premier Mateusz Morawiecki ogłosił nowe restrykcje w strefach żółtych i czerwonych, które funkcjonują od soboty, 17 października. W przypadku gastronomii w strefie żółtej i czerwonej zajęty może być co drugi stolik, a działalność można prowadzić tylko w godzinach 6-21, potem dania można wydawać jedynie na wynos.

 

– Od soboty całe Trójmiasto znajdzie się pod obostrzeniami czerwonej strefy, co w praktyce oznacza agonalną śmierć dla nas wszystkich – podkreślają organizatorzy. – W naszej czarnej godzinie, rząd ogranicza nasze działanie bez pomocy i informacji, co będzie dalej.

 

– Wszystkie ręce na pokład, mamy do rządu pytania – mówił na proteście Piotr Szmidt, organizator. – Skoro ograniczyli nam możliwość działania, to czy mają dla nas przygotowaną jakąkolwiek pomoc finansową? Chcemy się spotkać z rządzącymi i zapytać, czy mają na to jakiś plan, czy w akcie bezrozumnej paniki ograniczyli nam możliwość pracy i zarabiania? Dlaczego rząd spycha naszą branżę na margines społeczny i zostawia nas bez pomocy? Nasza branża stanowi zaledwie 2 promile wszystkich ognisk koronawirusa, które zostały wywołane w Polsce.

 

Jakie pytania ma do rządu protestująca gastronomia?

 

    • Czy rząd ma dla branży gastronomicznej i rozrywkowej plan pomocy finansowej?

 

    • Czy przedsiębiorcy z branży gastronomicznej i rozrywkowej zostaną zwolnieni z obowiązku opłacania składek ZUS oraz podatku od wynagrodzeń na czas trwania obostrzeń?

 

    • Czy stawka VAT zostanie obniżona do 5%?

 

    • Kiedy rząd chce nas wysłuchać i spotkać się na wspólne konsultacje?

 

    • Dlaczego rząd ogranicza działanie lokali gastronomicznych do godziny 21, jeżeli wiele miejsc utrzymuje się z utargów po tej godzinie?

 

    • Pracownikom odbierane jest prawo do wykonywania pracy zarobkowej ograniczając funkcjonowanie lokali do 21, jak rząd chce im pomóc?

 

    • Dlaczego rząd spycha naszą branże na margines społeczny i zostawia nas bez pomocy?

 

  • Dlaczego rząd zamyka lokale gastronomiczne i siłownie, jeżeli odsetek zachorowań w tych branżach jest znikomy?

aip

Zmarł Stanisław Kogut. Były senator PiS miał koronawirusa, ale już wcześniej narzekał na zły stan zdrowia

0

Nie żyje Stanisław Kogut, wieloletni senator i pełnomocnik Prawa i Sprawiedliwości w okręgu nr 14. Według wstępnych informacji były polityk PiS chorował na COVID-19. Polityk zmarł w niedzielę.

Do tematu wrócimy. Tymczasem przypominamy ostatni tekst „Gazety Krakowskiej” autorstwa Łukasza Winczury o Stanisławie Kogucie. „Kogut o wielu twarzach. Studium upadku” Stanisław Kogut, były senator PiS, najpotężniejszy polityk na Sądecczyźnie – został tymczasowo aresztowany w związku z zarzutami korupcyjnymi. Zza krat przekazuje: jestem niewinny.

 

Polityczny Światowid. Człowiek o wielu twarzach. Spełniał główną cechę, którą powinien mieć każdy mąż stanu: był do bólu wyrazisty i wzbudzał skrajne emocje. – To typ lidera, człowiek z charyzmą. A przy tym książkowy populista i wiecowiec. Z tym swoim populizmem czuje się jak ryba w wodzie – twierdzi były sądecki poseł i minister skarbu, Andrzej Czerwiński (PO). Inaczej postrzega Koguta były wiceprezydent Nowego Sącza, Stanisław Kaim (SLD): – To w rzeczywistości człowiek nieskomplikowany, ma taki prosty styl myślenia – twierdzi.

 

Początki

 

Stanisław Kogut urodził się 66 temu w Białej Niżnej. W pobliskim Grybowie ukończył studium mechaniczne i podjął pracę na kolei. Był naczelnikiem stacji naprawy wagonów w Stróżach. Po 1989 roku zaczyna angażować się w działalność społeczną i polityczną. Zapisuje się do „Solidarności”, zostaje grybowskim radnym. Pnie się po kolejnych szczeblach władzy. Zasiada w sejmiku województwa małopolskiego, jest nawet jego wiceprzewodniczącym. Jego kariera nabiera rozpędu w 1997 roku, gdy zostaje krajowym szefem kolejowej „Solidarności”. Szybko piął się po szczeblach kariery. Miał charyzmę i wzbudzał skrajne emocje. Urodzony przywódca

 

Bat na prezesów

 

Stanisław Kogut w tej roli siał popłoch wśród prezesów central kolejowych. W Warszawie mawiano, że jednym telefonem może sprawić, że staną pociągi w całym kraju. Upominał się o wyższe pensje dla maszynistów, konduktorów, pracowników WARS-u.

 

– Kogut nie tyle prosił, co wprost żądał i wymuszał na zarządzie podniesienie płac. Był w tym bardzo uciążliwy. A prezesi? Stali skuleni i kiwali głowami – wspomina Czerwiński. W Warszawie najbardziej lubił się spotkać w nieistniejącej restauracji Mała Serbia przy ul. Emilii Plater. Przytulny lokalik z dość smaczną kuchnią w dobrych cenach znajdował się na tyłach hotelu Mariott, nieopodal pigalaka. Kogut miał tam swój stolik. Typem birbanta jednak nie był. Był natomiast zadeklarowanym abstynentem i tępił w swoim otoczeniu palaczy. Jak kiedyś opowiadał, owa wstrzemięźliwość od używek była pokłosiem ślubu złożonego na intencję wyzdrowienia kogoś bliskiego. W oświadczeniach senatorskich kilkakrotnie upominał się też o pomoc dla wdów czy sierot po kolejarzach.

 

– Typowy związkowiec, z którym bardzo się liczono. Potrafił załatwić to, co chciał. Do bólu skuteczny – dodaje Czerwiński. Czy w tak zwanych dobrowolnych datkach ze strony firm kolejowych „na Ojca Pio”, jak mawiał Kogut o swojej fundacji, kryło się drugie dno? Więcej na ten temat pewnie dowiemy się po procesie. – Kogut uznawał, że jak ktoś płaci, to jest okej. Z tym wyłudzaniem pieniędzy, to mocno przesadzał. To było bezczelne. A biorąc pod uwagę, że Kogut to prostolinijny i w sumie naiwny człowiek, mógł przypuszczać, że wszystko idzie na fundację, a nie do czyjejś kieszeni – dorzuca Stanisław Kaim. Poznaliśmy się na boiskach. Ja byłem w Sandecji, Staszek – w Kolejarzu. Już wtedy mocno się ścieraliśmy

 

W dużej polityce

 

Kogut do parlamentu dostaje się za trzecim razem, w 2005 roku. Wyborców „podrywał” na hasło: Inni mówią, a ja robię. Wchodząc w październiku do pomieszczeń „izby refleksji”, od razu zwraca na siebie uwagę dziennikarzy. Wyróżnia się strojem. Na zaprzysiężenie zakłada mundur kolejarski. W wyborach 2007 roku zdobywa rekordowe poparcie w wyborach. Głosuje na niego prawie 163 tysięcy mieszkańców Sądecczyzny. Przez kilka dni spekuluje się w kuluarach sejmowych, Kogut ma otrzymać jedną z najważniejszych komisji w Senacie, którą zajmuje się gospodarką narodową. Ostatecznie ląduje na fotelu jej wiceszefa. Na dokładkę bierze sobie Komisję Rodziny i Polityki Społecznej.

 

Jego znakiem rozpoznawczym w Senacie była pobożność. Ostro występował w obronie Kościoła. Słynne było jego oświadczenie i protest skierowane do ministra sprawiedliwości w sprawie umorzenia śledztwa dotyczącego obrażenia uczuć religijnych przez zniekształcenie wizerunku Matki Boskiej Częstochowskiej i Dzieciątka Jezus w miesięczniku „Machina” portretem znanej piosenkarki pop. Protestował też przeciw pomysłowi zdjęcia krzyża w sali plenarnej Senatu, wnioskował o przywrócenie na wizję programów publicystyczno-kościelnych dla dzieci i młodzieży. Uważał, że w Unii Europejskiej bardzo duże wpływy ma masoneria, która walczy z Bogiem i Kościołem. Bardziej papieski niż papież Był pupilem Radia Maryja i Telewizji Trwam oraz częstym gościem w tych stacjach. Tam pokazywał zupełnie inne oblicze niż na wiecach. Był łagodny jak baranek.

 

– Ta nienawiść, nienawiść, nienawiść. No, Polak do Polaka nie może zionąć taką nienawiścią – ubolewał w „Rozmowach niedokończonych”. W mentorski ton uderzał na senackim korytarzu, udzielając wypowiedzi reporterowi stacji o. Tadeusza Rydzyka. – Każdy parlamentarzysta powinien być ponad wszelkimi podziałami – zaczął. – Jeżeli my będziemy do takich sytuacji dopuszczać, to jaki przykład będzie miała młodzież. Żaden – przemawiał. Koledzy z PiS zazdrościli mu, że telefon od niego odbiera Tadeusz Rydzyk. – Gadał jak proboszcz – wspomina Czerwiński. – Jak strzelił mowę na odpuście, to przykrył wystąpienie biskupa. Mnie kazał kiedyś iść na kolanach do Lourdes za to, co podobno zrobiłem ze Strażą Graniczną w Sączu – mówi Czerwiński. Kogut to wielki czciciel św. Jana Pawła II.

 

W 2011 roku zorganizował kolejowy wyjazd na jego beatyfikację. W drodze powrotnej pasażerowie przeżyli chwile grozy, gdy – na skutek zatarcia się klocków hamulcowych – spod jednego z wagonów wystrzelił snop iskier, który spalił trawę na odcinku 3 km. Jak twierdzi Kogut, to dzięki Boskiej interwencji cudem przeżył zamach w Barcelonie w sierpniu 2017 roku. Był tam z żoną i wnukiem. Gdy zamachowiec wjechał w tłum ludzi, udało im się schronić w sklepie. Po tym wydarzeniu zawierzył swoje życie Matce Bożej.

 

Co w sercu, to na języku

 

W 2012 roku w internecie furorę robił filmik, zatytułowany „Senator Kogut i jego obłuda”. Nakręcili go kibice GKS Katowice. Obraz zaczynał się fragmentem obrad Senatu i wypowiedzią polityka ze Stróż. – Ja jako katolik mam przykazanie miłości. Nie zionę do nikogo nienawiścią. Nie chcę nikogo obrazić – deklarował. Na kolejnych scenach widzimy rozjuszonego Koguta i wiązankę puszczoną pod adresem arbitrów:- Sędzia, ty dziadygo! Co ty, szmaciarzu dajesz?! Ty kretynie, do budy wejdź! Gów… się na piłce znasz! Idiota! Przyjechali chamy! Idźżesz, ty matole! Ty mongole! Ale wyście gnoje warszawskie! – gotował się na kolejne decyzje sędziego podczas meczu swojego „Kolejarza” Stróże. Soczysty monolog Kogut wygłosił w Wielki Piątek. A prosto ze stadionu miał iść na nabożeństwo.

 

Warto pamiętać, że „Kolejarz” grał wówczas w I lidze, a Stanisławowi Kogutowi śniła się nawet Ekstraklasa. Bo, warto podkreślić, futbol to kolejna życiowa pasja Stanisława Koguta. – Właściwie to tak się poznaliśmy. Ja byłem obrońcą w „Sandecji”, a Staszek napastnikiem w „Kolejarzu”. Już wtedy na boisku kilka razy dość mocno się ścieraliśmy – wspomina Andrzej Czerwiński. Dziś piłkarze ze Stróż biegają w sądeckiej „okręgówce”. Ale za to w prokuraturze zajmują się wątkiem „Stróże-Areny”. Według śledczych Stanisław Kogut miał przyjąć łapówkę o wartości 170 tys. zł. Było to kruszywo budowlane, które były senator PiS-u wykorzystał do budowy boiska w Stróżach a także oświetlenie dla stadionu w tej miejscowości.

 

Przy wspomnianym monologu, wygłoszonym pod adresem arbitrów, zgoła niewinnie wygląda „polityczny język miłości” Koguta wobec adwersarzy. Arkadiusz Mularczyk – gdy z PiS przeszedł do Solidarnej Polski – dowiedział się, że jest „zdrajcą” i „mułem”, zaś Andrzej Czerwiński podczas debaty na antenie diecezjalnego radia w Tarnowie usłyszał od senatora wyznanie wypowiedziane płynną gwarą góralską: Andrzej, ty pieprzysz jak pierwszy sekretarz.

 

Oczko w głowie senatora

 

Fundację Pomocy Osobom Niepełnosprawnym Stanisław Kogut założył w 1998 roku. Pierwszym budynkiem było Centrum Szkoleniowo-Rehabilitacyjne, które znajduje przy głównej drodze w Stróżach. Centrum to właściwie luksusowy hotel: basen, sauna, centrum odnowy. Pokoje w większości dwuosobowe. Z oferty ośrodka korzystali nie tylko niepełnosprawni. Kilka razy na zgrupowania przyjeżdżała tu ekstraklasowa drużyna piłkarska „Korona” Kielce. Senator gości przyjmował w małym salonikuobok recepcji. Szafy w pokoiku były wypełnione statuetkami i medalami, a ściany nie mieściły dyplomów z podziękowaniami. Wszyscy byli podejmowani kawą i ciastem. Na zakończenie każdy dostawał osobliwy prezent.

 

– Metrowej wysokości koguty – wspomina jeden dziennikarz. – Z kolegą robiliśmy wywiad z senatorem. Po drodze zatrzymała nas policja. Mało nie padli ze śmiechu, jak zobaczyli na tylnym siedzeniu ten drób, który przypięliśmy pasami – śmieje się. Dziś Fundacja to wielki kompleks budynków: hipoterapia, w której swojego wierzchowca trzymał i użyczał minister skarbu w rządzie Donalda Tuska, Aleksander Grad (PO), Warsztaty Terapii Zajęciowej, hospicjum, ośrodek leczący ludzi chorych na SM. W budowie Narodowe Centrum Autyzmu. – Odwiedziłem kiedyś ten ośrodek, bo kombinowaliśmy coś z jego hipoterapią i naszą tarnowską stadniną w Klikowej – mówi Krzysztof Janik (SLD), były szef MSWiA i minister w kancelarii prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. – Powiem, że dwa razy z wrażenia szczęka mi opadła. Pierwszy, gdy zobaczyłem rozmach przedsięwzięcia, a drugi, kiedy zobaczyłem listę darczyńców. Firmy i spółki od lewa do prawa. Był nawet baner PKS-u z Tarnowa, choć ten już dawno splajtował. Kogut miał tę zaletę, że potrafił z każdym trzymać – mówi Janik. Kogut, jako szef kolejowej Solidarności, siał popłoch.

 

W Warszawie mawiano, że może zatrzymać pociągi w całym kraju. Już wtedy szeptano, że Kogut ma dość nieszablonowe podejście w pozyskiwaniu sponsorów i wydatkowanie zdobytych przez fundację pieniędzy, w której zatrudniona była niemal cała rodzina założyciela. W Warszawie mawiano o Kogucie, że to „Święty gangster”. – Kogut, bez obrazy, przypomina mi gościa rodem z PRL, który wszędzie potrafi trafić i wszystko załatwić – uzupełnia Janik. Pierwsze czarne chmury nad fundacją zaczęły zbierać się już dekadę temu. W Stróżach coraz częściej zaczęli pojawiać się kontrolerzy. W końcu senator się rozsierdził i w lipcu 2011 roku wysmażył sążniste oświadczenie do marszałka Bogdana Borusewicza. Napięcie budował stopniowo: „Jestem założycielem fundacji w dalekich od Warszawy małopolskich Stróżach” – rozpoczął. Później opisał pokrótce jej działalność i wyznał, że zdaje sobie sprawę, iż jako senator musi być czysty jak łza, więc pokornie poddaje się kontrolom. Za chwilę przeszedł jednak do ataku.

 

„To, co działo się w Stróżach w końcu 2010 i w bieżącym roku przekroczyło wszelką miarę. (…) W fundacji gościliśmy już kilkanaście różnych kontroli, znaczna część pracowników zamiast z niepełnosprawnymi zajmuje się kontrolującymi, którzy po kilka razy kontrolują to samo. Nie jest to już sprawdzanie prawidłowości zarządzania fundacją, lecz badanie wytrzymałości tej organizację na kontrolowanie. (…) Niech kontrolują, ile trzeba, ale, na miły Bóg, nie siedem czy dwadzieścia razy częściej”. Odpowiedź marszałka Borusewicza była krótka. Poprosił senatora, by wskazał, o jakie kontrole chodzi, bo inaczej jego oświadczenie potraktuje jako demonstrację polityczną. W końcu interesy senatora zaczęto komentować w siedzibie PiS na Nowogrodzkiej. Przez pewien czas Kogut był zawieszony w prawach członka partii. Później wrócił do łask i w 2011 roku, po odejściu Arkadiusza Mularczyka, przejął kierowanie sądeckimi strukturami PiS.

 

Pierwsze przesilenie

 

Pod koniec października 2016 roku Jarosław Kaczyński jednym pociągnięciem pióra odwołał z funkcji szefa okręgu sądeckiego Koguta i powołał na na jego miejsce posła Wiesława Janczyka z Limanowej. Stało się to na kilkanaście dni przed zjazdem. Senator, przynajmniej oficjalnie, decyzję władz dzielnie przyjął „na klatę”. W lokalnych mediach deklarował wierność i lojalność wobec prezesa PiS. Ale z tonu jego wypowiedzi przebijała gorycz. Bo szef regionu to duża figura w partii. To on decyduje o kształcie list do parlamentu, wskazuje kandydatów do ważnych funkcji politycznych w regionie. Ale nie o samo odwołanie poszło, raczej o jego styl i formę. I tak doszło do pierwszego zwarcia.

 

Niedziela, 20 listopada, 2016 roku, aula WSB-NLU w Nowym Sączu. Od wczesnych godzin przedpołudniowych zjeżdżają się delegaci z całego okręgu wyborczego, obejmującego teren od Gorlic po Zakopane. Spodziewany był przyjazd 556 delegatów. I pierwsze zaskoczenie: przybywa ich zaledwie 334. Nic nie zapowiadało późniejszych wydarzeń. Przynajmniej na zewnątrz. Janczyk nawet nie rachował szabel, bo liczył na swoje zaplecze polityczne, które opiera się na samorządowcach. No i oczywiście miał w rękach glejt od Jarosława. Kogut też nie okazywał specjalnych emocji. Jednak każdy, kto zna charakter Koguta, mógł się domyślić, że ten nie zasypie gruszek w popiele, że za wszelką cenę będzie chciał udowodnić, kto naprawdę rządzi na Ziemi Sądeckiej. Doszło do zawiązania spółdzielni przeciw Janczykowi. Koguta mieli wesprzeć między innymi senator z Podhala Jan Hamerski oraz posłowie Barbara Bartuś z Gorlic, Anna Paluch (Podhale) czy Piotr Naimski. Prawdziwa bonanza zaczęła się, gdy okazało się, że Janczyk nie uzyskał niezbędnego poparcia. Przegrał różnicą zaledwie pięciu głosów: 161:166. Zjazd przerwano.

 

Wet za wet

 

W grudniu 2017 roku niczym grom z jasnego nieba gruchnęła wiadomość o aresztowaniu senatora Koguta i jego syna. Zarzuty bardzo mocne. Wielomilionowe łapówki, płatna korupcja. Syn Koguta w areszcie przesiedział dziesięć miesięcy, wyszedł po wpłaceniu 800 tysięcy złotych kaucji. Wcześniej, w lutym 2018 roku Senat – w którym większość wówczas miał PiS – pochylał się nad uchyleniem immunitetu Kogutowi. Kaczyński zarządził dyscyplinę. Jakież musiało być jego zdumienie i irytacja, gdy okazała się, że część towarzyszy partyjnych Koguta stanęła za nim murem i senatora nie udało się wsadzić za kratki. Kogut spokojnie dotrwał do końca kadencji. Potem było już tylko gorzej. Kogut bezpowrotnie stracił szansę na partyjną nominację w ubiegłorocznych wyborach. Wszystko postawił na jedną kartę. Wystartował z własnego komitetu.

 

– Kilka razy spotkał się z Rafałem Skąpskim, byłym wiceministrem kultury z SLD i namawiał go do startu. Mógł też liczyć na ciche wsparcie Andrzeja Czerwińskiego – ujawnia Stanisław Kaim. Kogutowi przyszło przełknąć gorycz porażki: 70 424 głosy nie wystarczyło do reelekcji. Mało tego, pokonał go jego były asystent Witold Durlak, którego poparło 107 149 górali. Kolejny cios spadł tydzień temu. Stanisław Kogut trafił za kratki. – „Pendolino” Stanisław Kogut stoi na bocznicy i chyba już nie wyjedzie – mówi jeden z polityków PiS.

 

Żaden z naszych rozmówców nie chce przesądzać o winie bądź niewinności byłego senatora. Ale są tacy, którzy widzą w całej sprawie wewnętrzne rozgrywki w PiS-ie i pokłosie jego wieloletnich konfliktów z Ziobrą i Mularczykiem. – Moim zdaniem ludzie Kaczyńskiego chcą też sprawą Koguta przykryć całą nieudolność w sprawie Banasia – twierdzi Krzysztof Janik. Dziś Kogut może liczyć na dobre zdanie tylko od niedawnych partyjnych przeciwników. – Nie życzę mu źle, bo Staszek wierzył w to, co robił. Przykro patrzeć, jak teraz jest grilowany przez prezesa i jego akolitów. To musi być ciężki kamień na jego sercu – kwituje Czerwiński.

aip

Grand Prix 36. Warszawskiego Festiwalu Filmowego dla filmu „18 kiloherców”

0

Grand Prix 36. Warszawskiego Festiwalu Filmowego otrzymał kazachski film „18 kiloherców” w reżyserii Farchata Szaripowa. To opowieść o nastolatku mieszkającym w Ałmatach – stolicy Kazachstanu – w latach 90. w czasie boomu heroinowego. Festiwal zakończy się jutro ogłoszeniem Nagrody Publiczności.

Nagrodę za najlepszą reżyserię otrzymał Martin Šulík za czesko-słowacki film „Człowiek z zajęczymi uszami”. Z kolei Specjalna Nagroda Jury trafiła do aktorów Bogdana Farkasa i Dragosa Dumitru, występujących w rumuńskim filmie „Niezidentyfikowany”.
W jury konkursu międzynarodowego zasiedli Liana Ruokyte-Jonsson, Robert Gliński oraz Visar Morina.
Warszawski Festiwal Filmowy jest organizowany od 1985 roku. Od 11 lat jest w gronie wydarzeń akredytowanych przez Międzynarodową Federację Stowarzyszeń Producentów Filmowych jako międzynarodowe konkursowe festiwale filmowe – obok festiwali takich jak Cannes, Wenecja czy Karlowe Wary.
***

Farkhat Sharipov opowiada o zwycięskim filmie „18 kiloherców”

 

Nagrodzony Warsaw Grand Prix przez jurorów Lianę Ruokyte-Jonsson, Roberta Glińskiego i Visara Morinę, 18 kiloherców Farkhata Szaripowa opowiada historię dwóch przyjaciół, eksperymentujących z nielegalnymi substancjami i zastanawiających się, czego tak naprawdę chcą w swoim życiu. To znaczy oprócz wolności.

 

 

O inspiracjach: 

Jest kilka filmów o nastolatkach, które zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Wśród nich jest Słodka szesnastka Kena Loacha, Gra Rubena Östlunda, Klasa Laurenta Canteta. Akcja naszego filmu rozgrywa się w 1998 roku, zapożyczyliśmy więc ścieżkę dźwiękową z Trainspotting, ponieważ słychać ją było wtedy wszędzie. Te utwory często grano w nocnych klubach [największego miasta w Kazachstanie] Ałmaty. Film był bardzo popularny wśród młodych ludzi i myślę, że wywarł wpływ na wiele osób z naszego pokolenia.

 

O młodości:

Oczywiście dla nastolatka poszukiwanie wolności jest najważniejsze. Ale często poszukując wolności, nastolatki wpadają w pułapkę strachu, z której nie mogą już się samodzielnie wydostać. Portrety najbardziej kochających wolność ludzi wiszą na plakatach w pokoju Sancho. Trudno mi powiedzieć, dlaczego zdecydowałem się pracować nad tym czy innym tematem… Często pierwsza myśl przewodnia filmu zmienia się i przybiera zupełnie inny kształt, kiedy kończę nad nim pracę.

 

O pracy z młodymi aktorami:

Nasze próby trwały około 4 miesięcy. Było to dla mnie pierwsze doświadczenie w pracy z młodzieżą i aktorami amatorami. Nie było to łatwe, ale kiedy wszystko wreszcie się udało, sprawiło nam to ogromną przyjemność. Moi aktorzy okazali się bardzo utalentowani i chciałbym im podziękować za cierpliwość i zaufanie. Nie chodziło mi o znalezienie uniwersalnej historii, bo trudno mi myśleć o tym, jak wszystko wygląda w innych krajach, w jaki sposób ludzie tam żyją. Zależało mi na tym, żeby jak najdokładniej pokazać naszą rzeczywistość. Ale jeśli mówimy o moim spojrzeniu na tę historię, to też kilka razy zmieniało się w ciągu pracy. Wiele rzeczy zrozumiałem dopiero wtedy, gdy film był już skończony. Zdałem sobie wtedy sprawę, że to widz musi sam wybrać zakończenie tej historii.


Farkhat Sharipov – Reżyser filmowy, urodzony w 1983 roku w Ałmatach w Kazachstanie. W 2007 roku ukończył Kazachską Narodową Akademię Sztuki, a w 2008 roku New York Film Academy. Jego filmy były prezentowane i nagradzane na międzynarodowych festiwalach filmowych na całym świecie. W 2019 roku jego film The Secret of a Leader otrzymał nagrodę Złotego św. Jerzego dla najlepszego filmu na festiwalu w Moskwie. 18 kiloherców to jego najnowszy pełnometrażowy film fabularny.

 

 

 

 

 

 

 

Informacyjna Agencja Radiowa/IAR/wff.pl/d mj/w hm   + wff.pl/pl/blog/interview-18

na fot. Kadr z filmu „18 kiloherców”

Iga Świątek pozostaje na 17. miejscu rankingu tenisistek WTA

0
epa08729191 Iga Swiatek of Poland reacts as she plays Nadia Podoroska of Argentina during their women’s semi final match during the French Open tennis tournament at Roland ?Garros in Paris, France, 08 October 2020. EPA/IAN LANGSDON Dostawca: PAP/EPA.
Iga Świątek pozostaje na 17. miejscu rankingu tenisistek WTA. 19-letnia Polka – zwyciężczyni wielkoszlemowego French Open – to najmłodsza zawodniczka w pierwszej dwudziestce zestawienia.
Liderką jest Australijka Ashleigh Barty, przed Rumunką Simoną Halep i Japonką Naomi Osaką.
Magda Linette jest 40., Katarzyna Kawa 134., a Magdalena Fręch 165.
Redakcja Sportowa PR / Kk

Początek 4-dniowej sesji PE, która będzie zdalna z powodu pandemii

0
Ogłoszenie laureata nagrody imienia Sacharowa, wspólna polityka rolna i przepisy o sztucznej inteligencji – to niektóre tematy rozpoczynającej się dziś 4-dniowej sesji Parlamentu Europejskiego (początek ok 17.00). Początkowo planowano, że sesja odbędzie się w Strasburgu, ale z powodu zagrożenia epidemicznego została odwołana i przewodniczący Europarlamentu zdecydował, że sesja będzie zdalna.
Europosłowie, którzy są w Brukseli, mogą wziąć udział w sesji plenarnej osobiście, ale wielu będzie śledzić obrady w internecie. Głosowania też będą zdalne, podobnie jak podczas dotychczasowych sesji od początku pandemii. Laureat nagrody imienia Sacharowa przyznawanej za zasługi w walce o prawa człowieka i demokrację zostanie ogłoszony w czwartek. W tej sprawie raczej wszystko jest już przesądzone i tegoroczną nagrodę otrzyma białoruska opozycja reprezentowana przez Radę Koordynacyjną. Porozumiały się bowiem trzy największe grupy polityczne – chadecy, socjaliści i liberałowie, przy poparciu konserwatystów.
Podczas 4-dniowej sesji europosłowie mają też debatować i głosować nad przyszłością polityki rolnej, a także nad przepisami o sztucznej inteligencji. Wysłuchają również między innymi Komisji Europejskiej, która przedstawi plan prac na przyszły rok.

IAR/Beata Płomecka/Bruksela/w kry

Rząd: Pomoc dla branż najbardziej dotkniętych skutkami pandemii. „Pieniędzy zdecydowanie mniej, bo budżety już i tak zadłużone”

0
Warszawa, 08.10.2020. Koronawirus w Polsce. Premier Mateusz Morawiecki podczas konferencji prasowej w KPRM w Warszawie, 8 bm. nt. sytuacji epidemiologicznej w Polsce. (aldg) PAP/Piotr Nowak

Rzecznik rządu Piotr Muller poinformował, że w tym tygodniu rząd przedstawi rozwiązania dotyczące wspierania niektórych branż.

Piotr Muller powiedział w TVP Info, że pomoc otrzymają branże najbardziej dotknięte skutkami pandemii koronawirusa. Przypomniał, że uruchomione wcześniej tarcze były jednymi z największych na świecie w przeliczeniu do PKB. W związku z tym pewne zapasy finansowe udało się skierować do poszczególnych przedsiębiorstw. Teraz pomoc ma być kierunkowa sektorowa „chcemy przede wszystkim, by nie doszło do takiego zamknięcia gospodarki, jakie było wiosną tego roku” – zaznaczył Piotr Muller. Wyraził nadzieję, że szeroki strumień finansowy dla firm nie będzie potrzebny. „Z jednej strony będziemy dbali o zdrowie i życie ale z drugiej będziemy dbali o gospodarkę” – zaznaczył rzecznik rządu.

„Pieniędzy na plany ratunkowe zdecydowanie mniej, bo budżety już i tak zadłużone” – zauważa celnie publicysta Michał Karnowski.

IAR/Informacyjna Agencja Radiowa/TVPINFO/#Łukowska/ w zr + wsieciprawdy.pl

Kolejne ograniczenia wchodzą w życie. „Pod pokrywą życia społecznego aż się gotuje”

0

W życie weszły kolejne ograniczenia związane z przeciwdziałaniem epidemii koronawirusa. Od dziś w strefie czerwonej nie można zorganizować imprezy okolicznościowej, zaś w powiatach żółtych dopuszczalne są jedynie skromne przyjęcia bez możliwości tańczenia. Od stacjonarnej nauki odchodzą szkoły średnie i wyższe.

152 powiaty czerwone od dziś bez zorganizowanych wesel, chrzcin czy innych imprez okolicznościowych. W pozostałej części kraju, czyli w strefie żółtej, podobne przyjęcia są możliwe z udziałem maksymalnie 20 osób, ale bez zabaw tanecznych. „Wesela były takim miejscem, gdzie bardzo często ludzie się od siebie zakażali” – tłumaczył premier Mateusz Morawiecki.
Zmiany wprowadzono także w szkołach średnich i wyższych. W strefie żółtej wprowadzono nauczanie hybrydowe, w czerwonej – zdalne.

Poniedziałek to także pierwszy dzień roboczy z ograniczeniami w transporcie publicznym. Zajętych może być jedynie 50 procent miejsc siedzących lub 30 procent liczby wszystkich miejsc w autobusie, tramwaju czy pociągu.

 

 

***

 

Od dziś w strefie żółtej nauka w trybie mieszanym w szkołach średnich. W strefie czerwonej te placówki mają pracować zdalnie. W związku z rozprzestrzenianiem się epidemii w czwartek rząd wprowadził ograniczenia dotyczące funkcjonowania szkół. Przedszkola i szkoły podstawowe pracują bez zmian.

Minister edukacji Dariusz Piontkowski powiedział, że naukę na odległość mają mieć zapewnioną także ci uczniowie, którzy w domu mają problem z dostępem komputera. „Dyrektor szkoły będzie miał obowiązek, aby zorganizować dla nich zajęcia stacjonarne, bądź zajęcia na odległość, ale na terenie szkoły i za pomocą sprzętu, który w szkole się znajduje” – wyjaśniał minister.

Decyzja dotycząca szkół wyższych i średnich zapadła w czwartek. Premier Mateusz Morawiecki nie wykluczył wtedy wprowadzenia nauki zdalnej także w szkole podstawowej. „Jeżeli nie powstrzymamy rozprzestrzeniania się wirusa to rozważamy wszelkie scenariusze, aczkolwiek ten jest jednym z najtrudniejszych, dlatego że on jednocześnie oznacza bardzo duże utrudnienia w świadczeniu pracy przez rodziców tych najmłodszych dzieci” – powiedział Mateusz Morawiecki.

Premier dodał, że nauka przez Internet jest mniej efektywna niż stacjonarna i zapowiedział odchudzenie podstawy programowej.

 

 

***

 

Wirus na szczęście mniej zjadliwy, ale ludzie zmęczeni, fizycznie i psychicznie. Pieniędzy na plany ratunkowe zdecydowanie mniej, bo budżety już i tak zadłużone. To wszystko w sposób naturalny budzi napięcia, konflikty, powoduje, że pod pokrywą życia społecznego aż się gotuje. Łatwo o wybuch – pisze publicysta Michał Karnowski. 

IAR/Informacyjna Agencja Radiowa/#Ingram/d ms/w kry
IAR/Informacyjna Agencja Radiowa/ #Darmoros/d vey/w kry

wsieciprawdy.pl

Rząd gotowy do budowy szpitali tymczasowych. Tego typu szpital powstaje na Stadionie Narodowym w Warszawie

0
03.07.2016 WARSZAWA DRON BOJOWY USTAWIONY POD STADIONEM NARODOWYM W ZWIAZKU ZE SZCZYTEM NATO . SZCZYT NATO BEZPIECZENSTWO WARSZAWA STDION NARODOWY DRON BOJOWY SAMOLOT BEZZALOGOWY FOT. PIOTR SMOLINSKI / POLSKA PRESS

Minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak powiedział, że rząd jest gotowy do budowy szpitali tymczasowych dla chorych na COVID-19. Rzecznik rządu Piotr Muller powiedział w TVP Info, że tego typu szpital już powstaje na Stadionie Narodowym w Warszawie.

Minister Mariusz Błaszczak powiedział w Programie 1 Polskiego Radia, że o budowie szpitali tymczasowych będzie informował premier Mateusz Morawiecki. Dodał, że wczoraj na posiedzeniu Rządowego Zespołu Zarządzania Kryzysowego te sprawa była omawiana. Powiedział, że rząd jest przygotowany do takich działań. Wskazał, że pożyteczne jest tu doświadczenie wojskowych medyków przywiezione z misji medycznych, m.in. z Lombardii.

Minister Mariusz Błaszczak przypomniał, że medycy z Wojskowego Instytutu Medycznego wiosną tego roku pomagali w walce z epidemią koronawirusa m.in. we włoskiej Lombardii i w Chicago w Stanach Zjednoczonych.

 

***

 

To słuszna decyzja – tak poseł PSL Władysław Teofil Bartoszewski ocenia plan przygotowania tymczasowego szpitala na Stadionie Narodowym. W salach konferencyjnych obiektu powstaje 500 miejsc dla chorych na COVID-19.
Władysław Teofil Bartoszewski powiedział w Polskim Radiu 24, że w związku z eskalacją epidemii szpitale tymczasowe są koniecznością. „Apelowaliśmy o to, żeby powstawały szpitale modułowe i polowe, bo niestety ta epidemia się rozwija, co było do przewidzenia. Zapowiadał to nawet minister Szumowski kilka miesięcy temu, tylko że było trochę zignorowane przez kilka miesięcy” – mówił Władysław Teofil Bartoszewski.
Polityk PSL podkreślał, że problem gwałtownego wzrostu liczby zakażeń dotyczy również innych państw, szczególnie europejskich. Jak zaznaczył, przykłady Korei Południowej czy Tajwanu pokazują jednak, że poprzez dyscyplinę społeczną i przemyślaną strategię władz można opanować epidemię koronawirusa.

IAR/Informacyjna Agencja Radiowa/ #Darmoros/ d mk/w zr

Informacyjna Agencja Radiowa (IAR / PR1 / d mk/w zr

Aurelia Pucinski kwalifikuje się do kontynuowania funkcji sędziego

0

CHICAGO: Aurelia Pucinski, Sedzia Sądu Apelacyjnego powiatu Cook, oświadczyła słuczaczom Radia dla Ciebie w czasie wywiadu radiowego, że ubiega się o ponowną kadencję jako sędzia apelacyjny. Retention, oznacza, że nie ma konkurencji, ale wymagana jest odpowiednia liczba głosów. 

Sędzia Pucinski wymieniła kilku innych sędziów polsko-amerykańskich w powiecie Cook County, którzy kwalifikują się do pełnienia swoich funkcji w czasie kolejnej kadencji. Są to sędziowie: Kenneth Wadas, Gregory Wojkowski, Ursula Walowski, Daniel Kubasiak, Robert Kuzas oraz James Pieczonka, którzy kwalifikują się do utrzymania na stanowiskach sędziowskich oraz których nazwiska znajdują się na karcie do głosowania w wyborach 3 listopada. Pucinski zachęcała do głosowania na te osoby.

Wszystkich siedmiu polsko-amerykańskich sędziów zostało uznanych za wykwalifikowanych przez główne stowarzyszenia prawnicze i wszystkich charakteryzuje niezależność i sprawiedliwość, uważnie wysłuchują wszystkich faktów i kierują się literą prawa.

Sędzia Aurelia Pucinski (#201) zasiada w Sądzie Apelacyjnym Illinois (Appellate Court) od 2010 roku i od dawna domaga się w swoich opiniach prawnych udostępnienia tłumaczy dla podejrzanych nieznających języka angielskiego podczas przesłuchań przez policję, szczególnie w wymiarze sprawiedliwości nieletnich, a także domaga się sprawiedliwego zastosowania materiału dowodowego DNA i odcisków palców. W swojej praktyce apelacyjnej zajmuje się także sprawami dla emerytów.

Aurelia Pucinski zarządzała przez 12 lat Departamentem Sądownictwa w powiecie Cook. 

Mam zaszczyt służyć naszej społeczności jako jedyny polsko-amerykański sędzia w Sądzie Apelacyjnym. Cenię sobie dziedzictwo naszych wartości – wiary, rodziny i ciężkiej pracy” – stwierdziła Pucinski. 

W służbie publicznej podąża ona śladami swojego ojca, nieżyjącego już kongresmena Romana Pucinskiego oraz babci Lidii Pucińskiej, która prowadziła program radiowy „Słoneczna Pani” przez 50. lat i teatr. ,,Moja babcia i ojciec zabierali mnie co roku na Paradę Konstytucji 3 Maja i obchodziliśmy zgodnie z polskimi tradycjami Boże Narodzenie z opłatkiem i Wielkanoc z błogosławieństwem koszyczka z pokarmami. I ja to ciągle robię z moją rodziną. Nauczyli mnie, że każdy problem można rozwiązać, jeśli jesteś cierpliwy i chcesz poznać fakty. Ich oddanie służbie społecznej to najbardziej wartościowa życiowa lekcja, której mnie nauczyli” – podkreśliła sędzia Pucinski.

Nazwiska Aurelii Pucińskiej i innych polsko-amerykańskich sędziów znajdują się na kartach wyborczychw powiecie Cook, w stanie Illinois.

Zachęcamy do głosowania na powyższych sędziów. Wybory powszechne odbędą się 3. listopada. Już teraz można uczestniczyć we wczesnym głosowaniu lub w głosowaniu drogą pocztową.

Zdjęcie i tekst @ Andrzej Mikołajczyk
Wywiad radiowy z Sędzią Aurelią Puciński został przeprowadzony dla Radia dla Ciebie-Polski FM 92.7 — 10 października, 2020 roku.

Ponad 4 tysiące nowych przypadków COVID-19 w Illinois

0

Stanowy departament zdrowia poinformował w niedzielę o 4 245 nowych przypadkach koronawirusa w Illinois. W ciągu doby zmarły 22 osoby. Od początku pandemii COVID-19 zdiagnozowano w naszym stanie u ponad 344 tysięcy ludzi. Przyczynił się do śmierci 9 214 osób.

 

Od soboty otrzymano wyniki ponad 79 tysięcy testów. Badaniom na obecność koronawirusa w Illinois poddano ponad 6.775 mln ludzi. Pozytywny, 7-dniowy współczynnik testów wzrósł do 5.3 proc. Departament zdrowia alarmuje, że od początku października o 20 procent wzrosła też liczba hospitalizowanych pacjentów z potwierdzonym COVID-19. W szpitalach przebywa 2012 osób z tego 408 na oddziałach intensywnej terapii a 157 podłączonych jest do respiratorów.

Za wzrost zachorowań na koronawirusa odpowiedzialna może być organizacja wesel, urodzinowych przyjęć czy też innych imprez a także wznowienie zajęć w niektórych szkołach oraz college’ach – twierdzi stanowy departament zdrowia. Zwrócił uwagę, że coraz częściej koronawirus diagnozowany jest u młodych ludzi w wieku około 20 lat, którzy nie przestrzegają restrykcji w tym dystansu społecznego.

 

BK

Lekarzom nie udało się uratować dziecka kobiety postrzelonej w Jeffery Manor

0

Zmarło dziecko kobiety postrzelonej w ubiegłym tygodniu w chicagowskiej dzielnicy Jeffery Manor. Zgon chłopca stwierdzono w sobotę o 2 po południu – potwierdziła policja.

 

35-letnia Stacey Jones została postrzelona we wtorek przed swoim domem. Kobieta była w ósmym miesiącu ciąży. Jones na skutek odniesionych obrażeń zmarła ale lekarzom udało się wywołać poród. Dziecko było w krytycznym stanie. 35-latka była kuratorem sądowym sądu powiatu Cook dla dorosłych.

Policja podejrzewa, że była celem ataku. W sprawie zatrzymano jedną osobę ale po przesłuchaniu została zwolniona. Policja próbuje ustalić motywy działania i sprawcę morderstwa.

 

BK

Wiele osób nie przyjmuje mandatów za brak maseczki. Kolejne ograniczenia wchodzą w życie

0

Ponad 55 tysięcy mandatów wypisali do tej pory policjanci w związku z niezakrywaniem ust i nosa przez obywateli. Tylko ostatniej doby ukarali w ten sposób 3 tysiące 800 osób. Nowe zasady dotyczące zasłaniania ust i nosa obowiązują od ponad tygodnia.

Sierżant sztabowy Mariusz Kurczyk z Komendy Głównej Policji powiedział Polskiemu Radiu, że do tej pory policjanci skierowali do sądu ponad 14 i pół tysiąca wniosków o ukaranie w związku z niezasłanianiem ust i nosa.

„W przypadku niestosowania się do obowiązku zakrywania ust i nosa pouczyliśmy ponad 197 tysięcy osób, w ponad 55 tysiącach przypadków takich interwencji policjanci nałożyli mandaty karne” – powiedział policjant. „Pamiętajmy, że oprócz kar wystawiany przez policjantów – przez mandaty i wnioski o ukaranie do sądu, również służby sanitarne mogą nałożyć karę administracyjną z rygorem natychmiastowej wykonalności. Ta kara może sięgać nawet 30 tysięcy złotych” – przypomniał przedstawiciel Komendy Głównej Policji.

Ostatniej doby policjanci pouczyli ponad 1100 osób i 950 razy wyspisali wniosek o ukaranie do sądu. Jak mówi sierżant sztabowy Mariusz Kurczyk, policyjnych kontroli można spodziewać się wszędzie tam, gdzie obowiązują obostrzenia.

„W tych miejscach, w których jest obowiązek zakrywania ust i nosa, a jest takich miejsc całkiem sporo. Mówimy o miejscach ogólnodostępnych, z wyłączeniem na przykład parków i obszarów leśnych” – mówi sierżant sztabowy Mariusz Kurczyk. „Tak naprawdę w każdym miejscu, w którym ten obowiązek jest, a policjanci są świadkami naruszenia prawa – zawsze podejmujemy interwencję” – dodaje.

W całym kraju od ponad tygodnia, gdy cała Polska znalazła się w strefie żółtej, obowiązuje nakaz zasłaniania ust i nosa w przestrzeniach publicznych, wewnątrz budynków użyteczności publicznej i w środkach transportu.
Jutro wejdą w życie ograniczenia dotyczące organizacji imprez okolicznościowych. Wesela i inne przyjęcia rodzinne nie będą mogły się odbywać w strefie czerwonej. W powiatach żółtych w takich wydarzeniach będzie mogło uczestniczyć maksymalnie 20 osób, ale bez możliwości tańczenia.

IAR/Informacyjna Agencja Radiowa/wczesn./d mj/w dyd

Lekarka z Rudy Śląskiej: Gdy jakiś idiota powie, że wirusa nie ma, to jakby mnie uderzył w twarz

0

Ada Rozewicz, ceniona lekarka rodzinna z Rudy Śląskiej, szefowa przychodni Szpakmed na Goduli, zamieściła post na Facebooku, w którym tłumaczy się ze swojego „braku zaangażowania”. – Zabrakło im zaangażowania, tak twierdzą niektórzy mówiąc o pracownikach służby zdrowia – pisze dr Rozewicz. – Nie mam nic do dodania na własne usprawiedliwienie. Przepraszam, zabrakło mi zaangażowania. Pracuję zbyt mało, zbyt krótko. W minione dni nie wracałam do domu przed dwudziestą trzecią, a mogłabym pracować jeszcze po północy – dodaje.

Ada Rozewicz jest doktorem nauk medycznych z Rudy Śląskiej, specjalistą chorób wewnętrznych i medycyny rodzinnej. Pracuje w przychodni Szpak Med. Jest tam dyrektor ds. medycznych i kierownikiem Oddziału Szpakmed – Godula. W 2019 r. w plebiscycie „Dziennika Zachodniego” Hipokrates zdobyła I miejsce w kategorii „lekarz rodzinny” w Rudzie Śląskiej. Prowadzi również zajęcia na jednej z katowickich uczelni.

Za zgodą Ady Rozewicz, publikujemy całą treść posta, zamieszczonego przez nią na Facebooku w sobotę 17.10 2020.

„Zabrakło im zaangażowania, tak twierdzą niektórzy mówiąc o pracownikach służby zdrowia.
Nie mam nic do dodania na własne usprawiedliwienie.
Przepraszam, zabrakło mi zaangażowania.
Pracuję zbyt mało, zbyt krótko. W minione dni nie wracałam do domu przed dwudziestą trzecią, a mogłabym pracować jeszcze po północy. Tak, zabrakło mi zaangażowania.

W piątek przywitałam cudokoty nie tak późno, jak na standardy tego tygodnia, przed dwudziestą drugą.
Wcześniej udałam się na wizytę do młodego mężczyzny z długotrwałą temperaturą, kaszlem, niewielkimi dusznościami.
Wiem co myślą durnie, przecież to objawy grypy, czemu więc „szaleję”. Covid to podstępny wirus/gad oszukuje, by nagle zaatakować, nie nie ! Nie tym razem, nie oszukasz mnie, gadzie.

Wczoraj rano zmarł mi pacjent. Ktoś kogo bardzo szanowałam i ceniłam, dobry i mądry człowiek. Niemal cały czas o nim myślę. Tego młodego mężczyzny o grypopodobnych objawach nie zamierzam stracić.

Jak wspomniałam, pojechałam do niego późnym wieczorem na wizytę, zebrałam wywiad, zbadałam klinicznie, nie tak ciężki, badam dodatkowo saturację. Pulsoksymetr prawdę powie, nie pozwalam się chorobie oszukać. Wezwałam pogotowie, ciekawe gdzie go zawiozą, pewno tam, gdzie będą wolne miejsca. Nie czekałam zbyt długo.

Miałam szczęście. Karetki jeżdżą po całym Śląsku, by znaleźć wolne łóżko w szpitalu, mogłam czekać długo.
Brakuje karetek, lekarzy, pielęgniarek, ratowników, miejsc w szpitalach, oczywiście to wina nas, personelu medycznego, brak nam zaangażowania.

Nim zabrali chorego, chwilę z nimi rozmawiałam, mają najlepszy ogląd tego, co się dzieje. Jeżdżą po wszystkich ośrodkach.

Zaczyna brakować wolnych łóżek. Czasami trzeba jechać kilkadziesiąt kilometrów, chociaż w naszym regionie jest szpital przy szpitalu.

W tym tygodniu nie miałam czasu jeść śniadań w domu. Kupowałam je w drodze, pączki angielskie są najpraktyczniejsze, nie kruszą się, nie bałaganię więc w aucie i są smaczne, popijam je kawą latte, gdy dojeżdżam do pracy – jestem po śniadaniu.

Obecnie pracuję już cały czas w tzw. „barierze” maska z dobrym filtrem, okulary, fartuch, wczoraj dodałam przyłbicę – nie chcę „wylecieć” z pracy na kwarantannę. Trudno w tych warunkach coś zjeść i wypić.

Nie powinnam tracić czasu na posiłek, może warto ze śniadań zrezygnować w samochodzie, w drodze, mogłabym załatwiać teleporady. Nie robię tego. Tak właśnie, w ten sposób, widać mój brak zaangażowania.

Oprócz codziennej pracy, są dni gdy mam całodobowy dyżur pod telefonem, niechętnie wstaję o trzeciej w nocy, zimno, nieprzyjemnie – ale nie narzekam, nikt mi przecież nie każe, sama tak wybrałam, ale jestem niezaangażowana.

Oprócz COVID-u są inne schorzenia, staram się nimi zajmować dalej. Pozostałe choroby nie zniknęły. Tych bez choroby zakaźnej, jeśli tego wymagają, staram się badać w poradni.

Jest zaraza, to zły okres dla wrażliwców. Próba samobójcza, jadę nad ranem. Nie chcecie zobaczyć matki gdy…
Nie jestem z betonu, gotuje się we mnie wiele emocji, pozostawię, je dla siebie, lecz zdradzę jeden sekret, może jeszcze tego nie wiecie, jest „Wojna”!

Do domu wracam późną nocą, na stacji benzynowej kupuję wegetariańskiego hamburgera, w ten sposób żywię się przez kilka dni – tak wygląda obiad i kolacja. Dieta zmienną powinna być, zmieniam więc menu. W piątek w miejsce buraczanego burgera zamówiłam wegetariańskiego hot-doga, zjadłam nocą w domu. Zawsze przed spaniem słucham muzyki z płyt winylowych, tylko jedną stronę, nie mam więcej czasu. Wcześniej parzę czarną herbatę z odpowiednim rytuałem, wypijam filiżankę niebiańskiego naparu, podjadam konfitury z płatków róży. Wreszcie przytulam cudokoty, zasypiam.

Czemu śpię?! Powinnam być bardziej zaangażowana, najlepiej nie spać.

Budzę się, jak na moje zwyczaje, dość późno, przed szóstą. Nie chcę zrezygnować z hiszpańskiego, uczę się trochę, nim wstanę.
Godzina przed snem i ta po przebudzeniu pozwalają zachować równowagę, dają energię na cały dzień.

Jesteśmy czerwoną strefą, cała Polska mam wrażenie powinna być czerwoną strefą, niedługo tak pewno się stanie.

COVID jest niemal wszędzie, gdy jakiś idiota powie mi, że nie ma wirusa, to tak jakby mnie uderzył w twarz. Tak to czuję, ostrzegam, nie będę, gdy te bzdury usłyszę, uprzejma.

Nie jestem na pierwszej linii, na drugiej już tak. Niewątpliwie mam lżej niż wiele koleżanek i kolegów.

Przed chwilą zadzwoniłam do szpitala, gdzie trafił ten młody mężczyzna którego badałam wczoraj nocą, z chorobą dla wielu inteligentnych odwrotnie, „mentalnych wyznawców płaskiej ziemi”, będącej tylko ciężką grypą. Idioci!

COVID się potwierdził. Dobrze, że jeżdżę do pacjentów szpakobusem, w nim czuję się bezpieczna.
Wykonano tomografię komputerową, ma zajęte chorobowo siedemdziesiąt procent płuc. Nadal nie chcecie wierzyć w COVID?

Dr n med. Ada Rozewicz

 

Red. Katarzyna Pachelska PolskaPress AIP

Nie żyje były senator PiS z ziemi sądeckiej Stanisław Kogut. Był zakażony koronawirusem

0
11.08.2015 KRAKOW SENATOR STANISLAW KOGUT PRAWO I SPRAWIEDLIWOSC PIS FOT. ANNA KACZMARZ / DZIENNIK POLSKI / POLSKA PRESS

W szpitalu w Gorlicach (woj. małopolskie) w niedzielę w wieku 67 lat zmarł były senator PiS z ziemi sądeckiej Stanisław Kogut. Był zakażony koronawirusem.

 

Informację o śmierci b. senatora PiS potwierdził PAP Wiktor Durlak, senator PiS z okręgu nowosądeckiego, znajomy Stanisława Koguta. Przyznał, że informację uzyskał od rodziny zmarłego.

 

„Bardzo jest mi przykro z powodu śmierci Stanisława Koguta. Wiele lat współpracowaliśmy razem. Serdecznie współczuję rodzinie, bo przecież 67 lat to jeszcze młody wiek. Zrobił w swoim życiu wiele dobrego. Każdy człowiek popełnia błędy, ale pamiętamy wszystkie jego inicjatywy, które służyły bardzo wielu osobom – chorym, niepełnosprawnym, młodym i starszym. Bardzo mi przykro, że odszedł” – powiedziała PAP posłanka PiS Anna Paluch.

 

Posłanka Barbara Bartuś z PiS oceniła w rozmowie z PAP, że senator Kogut był ważnym i znanym działaczem PiS w regionie. Przyznała też, że usunął się na bok swojego środowiska politycznego, po tym jak został oskarżony przez prokuraturę.

 

„W tej chwili jesteśmy w szoku. Chorował wcześniej, ale prawdopodobnie główną przyczyną jego śmierci jest COVID-19. Był osobą, która nieraz pomagała innym. Jak słyszał o czyimś nieszczęściu, starał się pomóc. Dziś okazuje się, że w tym trudnym czasie umiera osoba tak u nas znana. Nie mam mocnych na tę chorobę” – powiedziała Bartuś.

 

„W gorlickim szpitalu zmarł Stanisław Kogut, wieloletni senator z Małopolski. Dobry, ciepły człowiek. Rodzinie i Bliskim składam najszczersze kondolencje. Wieczny odpoczynek racz Mu dać Panie…” – napisał na Twitterze Władysław Kosiniak-Kamysz, prezes PSL.

 

Kogut od lat 70. był pracownikiem PKP, a w latach 2000 – 2005 był członkiem rady nadzorczej PKP SA. Od 1989 r. dział w kolejarskiej „Solidarności”.

 

W wyborach w 2005 r. Kogut został wybrany na senatora z ramienia PiS i pełnił tę funkcję przez cztery kadencje. Odszedł z PiS po tym, jak pod koniec stycznia 2018 r. usłyszał prokuratorskie zarzuty dotyczące przyjęcia korzyści majątkowych. Nie przyznał się do winy. Po zarzutach Senat nie zgodził się na zatrzymanie i tymczasowe aresztowanie senatora Koguta, o co wnioskowała prokuratura. Został wówczas senatorem niezrzeszonym.

 

(PAP)Krzysztof Kowalczyk, Szymon Bafia

Marsz Kobiet w Chicago

0
Dostawca: PAP/EPA.

W obliczu zbliżających się wyborów 3 listopada setki kobiet maszerowały w centrum Chicago w sobotę rano, aby przedstawić argumenty przeciwko wyborowi prezydenta Donalda Trumpa na drugą kadencję.

„To najważniejsze wybory w naszym życiu” – powiedziała organizatorka Gianna Gizzi do kilkusetosobowego tłum zgromadzonego na Federal Plaza na corocznej imprezie mającej na celu wzmocnienie pozycji kobiet i zachęcanie do równości. „Maszerujemy dla ludzi tutaj i tych, których tu nie ma” – powiedziała Gizzi.

Policja otoczyła maszerujących, gdy szli Dearborn Street do Daley Plaza. Maszerujący trzymali tabliczki z napisem „Głosuj na zmianę” i „Robię to teraz, aby moja córka w przyszłości nie musiała”. Kobiety w ten sposób chciały wyrazić sprzeciw wobec polityki Trumpa i wybory jego na druga kadencję, Uważają, że jest on zagrożeniem dla programu Planned Parenthood i mógłby zaszkodzić kobietom w ich prawie do aborcji.

Burmistrz Lori Lightfoot nie wzięła udziału w proteście osobiście, lecz przemówiła u pomocy połączenia Zoom, zorganizowanego przez oddział Women’s March Chicago. „Zasługujemy na rząd miejski, który jest rzeczywiście integracyjny, sprawiedliwy i przejrzysty, rząd napędzany zobowiązaniami do przestrzegania równości płci i rasy – a ludzie w całym kraju zasługują dokładnie na to samo” – powiedziała Lightfoot. „Zobaczcie, co przyniosły nam ostatnie cztery lata – nie tylko w skali kraju, ale w całym kraju. Kiedy nie głosujemy, rezygnujemy z miejsca przy stole… Nie możemy sobie na to pozwolić ” – powiedziała Lightfoot.

Maszerujące w Chicago kobiety nie były same. Przyłączyło się do nich ponad 380 marszów kobiet w całym kraju, w tym w Waszyngtonie.

Toronto i Vancouver z najwyższym bezrobociem

0

Toronto i Vancouver, w których jeszcze rok temu bezrobocie należało do najniższych w Kanadzie, obecnie są wśród miast, gdzie bezrobocie należy do najwyższych – wynika z danych statystycznych.

Poziom zatrudnienia w Kanadzie w trzecim kwartale br. rósł, między czerwcem a wrześniem przybyło ponad 1 mln miejsc pracy, a gospodarka dała już zatrudnienie ok. 76 proc. tych, którzy stracili pracę w wyniku pandemii koronawirusa – podsumował w najnowszej analizie Bank of Montreal (BMO). Jednak, jak wskazał starszy ekonomista BMO Robert Kavcic, w artykule zatytułowanym „Smutek wielkiego miasta”, „większe ośrodki miejskie spadły bardziej niż małe miasta – Toronto i Vancouver znajdują się na dole tabeli (dotyczącej oceny pozycji 33 miast Kanady na rynku pracy – PAP), podczas gdy przed Covid-19 były motorami wzrostu”. Toronto spadło w tej tabeli o 21 miejsc na 30. pozycję, Vancouver – o 19 na 31. pozycję.

Toronto jest największym kanadyjskim miastem, z 2,7 mln mieszkańców (ponad 7 proc. ludności Kanady), Vancouver ma 675,2 tys. mieszkańców. W pierwszym mieście bezrobocie wynosi obecnie 12,8 proc. (5,5 proc. rok temu), w drugim – 11,1 proc. (wobec 4,8 proc.). Średnia dla Kanady to obecnie 9 proc. Z najnowszych danych Statistics Canada, urzędu statystycznego Kanady, wynika, że we wrześniu w kraju przybyło 378 tys. miejsc pracy, głównie na pełen etat. To oznacza, że wciąż brakuje 720 tys. miejsc pracy, które istniały w Kanadzie w lutym br., zanim zaczęła się pandemia, a poziom bezrobocia wynosił 5,6 proc. Największe straty notowano w marcu i kwietniu, gdy znikło łącznie 3 mln miejsc pracy, a w maju stopa bezrobocia sięgnęła 13,7 proc.

Jak przypomniały media, ostatni raz porównywalnie zła sytuacja na kanadyjskim rynku pracy panowała podczas recesji spowodowanej amerykańskim kryzysem kredytów hipotecznych i upadkiem banku Lehman Brothers w 2008 r. Wówczas bezrobocie wzrosło z 6,2 proc. w 2008 r. do 8,7 proc. w czerwcu 2009. Z danych Statistics Canada wynika, że od początku pandemii największe straty w miejscach pracy poniosła branża restauracyjna i hotelowa, handel detaliczny, budownictwo, transport, usługi dla biur i budynków biurowych. Jak wskazywały media, to właśnie ten typ biznesu poniósł największe straty w dużych miastach. W Toronto i Vancouver dochodzą jeszcze spowolnione i wstrzymane produkcje w przemyśle filmowym.

Wielu pracujących w tych branżach to osoby samozatrudnione, prowadzące jednoosobową działalność gospodarczą. „Dla samozatrudnionych Kanadyjczyków rynkowe skutki Covid-19, zamknięcia gospodarki i następnie jej uruchamiania były inne niż dla osób zatrudnionych na etatach. Między lutym a kwietniem straty pracy były mniej wyraźne niż dla osób pracujących na etacie (minus 2,7 proc. wobec minus 18 proc.). Jednak kiedy od kwietnia do września ogólna liczba zatrudnionych rosła, wśród samozatrudnionych liczba osób pracujących pozostawała bez zmian, a potem spadła w sierpniu” – napisano w komunikacie Statistics Canada. Łącznie liczba samozatrudnionych jest o 6 proc. mniejsza niż w lutym.

W Toronto gospodarka odbudowuje się powoli, nie pomagają w tym wprowadzone właśnie ponownie ograniczenia związane z pandemią. Agencja The Canadian Press opublikowała w czwartek reportaż z PATH, liczącego ponad 30 km korytarzy podziemnego „miasta” w śródmieściu Toronto, łączącego 75 budynków, stacje metra, muzea, atrakcje turystyczne i sklepy. PATH to jednocześnie miejsce, gdzie działa 1200 firm zatrudniających ok. 4600 osób. The Canadian Press cytowała właściciela jednej z podziemnych restauracji, który ocenił, że w godzinach lunchu liczba jego klientów spadła o 95 proc. w porównaniu z czasami sprzed pandemii: w odróżnieniu od restauracji „naziemnych” podziemne bary nie mają jak otworzyć ogródków, mogą sprzedawać tylko na wynos, w dodatku wiele biur, z których przez lata przychodzili klienci, cały czas pracuje w trybie zdalnym.

 

Z Toronto Anna Lach(PAP)

Duchowny zmarł podczas nabożeństwa

0

Ks. Mieczysław Grabowski, proboszcz parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Słotwinie na Żywiecczyźnie, zmarł w sobotę podczas sprawowania nabożeństwa różańcowego – poinformował na Twitterze biskup bielsko-żywiecki Roman Pindel.

„Śp. ks. Mieczysław zmarł podczas sprawowania nabożeństwa różańcowego. Rozdał Komunię i wracając do tabernakulum stracił przytomność. Wieczne odpoczywanie racz Mu dać Panie” – napisał biskup.

Duchowny miał 58 lat. Kapłanem był od 33 lat. W Słotwinie pracował od 2006 r.

„(…) Szok straszny. Szok głównie dlatego, że ks. Mieczysław niecałe 3 godziny przed śmiercią wysłał do mnie maila z ogłoszeniami parafialnymi oraz intencjami. Co kilka dni takie maile wysyłał. Cieszył się wszystkim co się działo w Parafii i chciał się tym dzielić na stronie parafialnej. Nie jestem mieszkańcem Słotwiny. Jednak wiele razy bywałem u ks. Mieczysława na kawie i szanowałem go za to jak mu zależało. Na Parafii, na uczniach w szkole, na świątyni. Wiele wspólnych godzin przegadanych. O tym co zrobił i o tym co planuje jeszcze zrobić. Bardzo mi przykro. Trudno coś więcej teraz napisać. Odszedł od nas bardzo dobry człowiek” – napisał na stronie parafialnej jej świecki administrator.

To drugi duchowny w diecezji bielsko-żywieckiej, który odszedł w tych dniach. W piątek w wieku 62 lat zmarł ks. Edward Kobiesa, proboszcz parafii Narodzenia NMP w Kończycach Małych na Śląsku Cieszyńskim, gdzie pracował od 2015 r. Był kapłanem przez 36 lat. Wcześniej przez 8 lat był proboszczem w parafii św. Maksymiliana Kolbego w Nowej Wsi.

Diecezja bielsko-żywiecka powstała w 1992 r. W jej skład wchodzi ponad 200 parafii. (PAP)

autor: Marek Szafrański

Milicja w Mińsku strzelała w powietrze gumowymi kulami

0
Dostawca: PAP/EPA.

Milicja w Mińsku poinformowała, że w niedzielę strzelała w powietrze gumowymi kulami podczas akcji protestu. Według AFP zatrzymano już ponad 100 uczestników opozycyjnej demonstracji. W niedzielnym marszu bierze udział ponad 30 tys. ludzi – podał Interfax.

Milicja oświadczyła, że strzelała w powietrze, ponieważ protestujący rzucali w funkcjonariuszy kamieniami. „Oddano kilka ostrzegawczych strzałów w powietrze gumowymi kulami, po tym, gdy służbowy pojazd i funkcjonariusze zostali obrzuceni kamieniami z agresywnie nastawionego tłumu” – przekazała mińska milicja agencji Interfax-Zapad.

Centrum praw człowieka Wiasna na razie ma informacje o 52 zatrzymanych w całym kraju. Interfax-Zapad pisze o 50 zatrzymanych w Mińsku. Świadkowie informują o tym, że słyszeli odgłosy podobne do wybuchów granatów hukowych. Milicja zapewniła, że nie używała w niedzielę podczas akcji takich środków.

Na Białorusi od ponad dwóch miesięcy trwają protesty po wyborach prezydenckich z 9 sierpnia, w których, według oficjalnych wyników, Alaksandr Łukaszenka zdobył ponad 80 proc. głosów. Uczestnicy protestów nie uznają tych rezultatów i domagają się powtórnych wyborów.

Natalia Dziurdzińska (PAP)

Donald Trump mobilizował do głosowania na wiecu wyborczym w Wisconsin

0
epaselect epa08754469 US President Donald J. Trump dances on stage after speaking during a campaign rally at the Southern Wisconsin Regional Airport in Janesville, Wisconsin, USA, 17 October 2020. Trump faces Democratic Party nominee and former Vice President Joe Biden in the 03 November 2020 general election. EPA/KAMIL KRZACZYNSKI Dostawca: PAP/EPA.

Prezydent Donald Trump wziął udział w sobotnim wiecu wyborczym w Janesville w Wisconsin.

 

Tysiące zwolenników prezydenta USA Donalda  Trumpa uczestniczyło w jego wiecu wyborczym na lotnisku Southern Wisconsin w Janesville. „Zrobiłem więcej w 47 miesięcy niż Joe Biden w ciągu 47 lat” – powiedział Trump w trwającym ponad 90 minut przemówieniu. Prezydent skupił się głownie na bezpieczeństwie i wsparciu organów ścigania oraz  gospodarce.

 

Zobacz przemówienie Donalda Trumpa

 

 

 

Red. Foto  KAMIL KRZACZYNSKI/PAP/EPA.