Zakończyły się wspólne rosyjsko-białoruskie manewry Zapad 2017. Z niepokojem obserwowały go przede wszystkim kraje nadbałtyckie, obawiano się prowokacji, która mogła przerodzić się w agresywne działania Rosjan. Ci ostatni, jak podają Białorusini nadal przebywają na terenie Białorusi, Zdaniem prezydenta tego kraju Aleksandra Łukaszenki nie ma w tym nic szczególnego, nawet jeśli pozostaną one tydzień lub dłużej, powiedział, to nic złego się nie stanie.
Przywódcy obu krajów Władimir Putin i Łukaszenka nie oglądali jednak, jak to było planowane ćwiczeń razem. Rosyjski prezydent przyglądał się manewrom na jednym z rosyjskich poligonów, z kolei przywódca Białorusi pozostał w swoim kraju, nie towarzyszył mu nawet rosyjski minister obrony.
Łukaszenka pozwolił sobie nawet na koszarowy żart odnosząc się do nieobecności Putina, że gdyby jakiś pocisk trafił w trybunę, z której oglądał on ćwiczenia i gdyby był tam Putin, wtedy obaj by zginęli.
Zachodnie kraje nie dawały wiarom rosyjskim zapewnieniom, że w ćwiczeniach uczestniczyło tylko 12,5 tysięcy żołnierzy, miało ich być nawet sto tysięcy. Ćwiczono na poligonach w Rosji, na Białorusi oraz na Bałtyku. Manewry te odbywają się co kilka lata i są jawną demonstracją siły Moskwy wobec Zachodu.
Kazimierz Sikorski AIP