W środę przed sądem w Bostonie stanęła Rachelle Bond, matka dwulatki, której morderstwo kilka miesięcy temu wstrząsnęło miastem. Kobieta nie przyznaje się do stawianych jej zarzutów.
Zwłoki Belli Bond znaleziono w czerwcu, ale pomimo zakrojonej na cały kraj kampanii ciało „Baby Doe” udało się zidentyfikować dopiero we wrześniu. O zabójstwo oskarżono Michaela McCarty’ego, partnera matki. Tej postawiono zarzuty współwiny po fakcie (poprzez zatajenie morderstwa) oraz przywłaszczenia sobie pieniędzy publicznych, które nawet po śmierci córki pobierała na jej utrzymanie.
– Ona była kontrolowana przez pana McCarthy’ego. Bardzo kochała córkę i każdy świadek, z którym rozmawialiśmy, powiedział, że była dobrą matką. To wszystko jest więc dla niej bardzo trudne – mówiła przed sądem Janice Bassil, adwokat kobiety. Dodała, że Bond nie mogła zgłosić zbrodni, bo McCarthy groził jej śmiercią.
Nowe dowody tymczasem wskazują, że para zamierzała porzucić zwłoki w Boston Harbor. Aby zrealizować swój plan, pojechali do firmy hydraulicznej ojca McCarthy’ego, skąd mężczyzna zabrał ciężkie przedmioty.
Adwokat Bond twierdzi, że partner utrzymywał kobietę w stanie ciągłego cugu heroinowego, który miał służyć jej uspokojeniu i pewności, że nikomu nic nie powie. Prokuratura podkreśla jednak, że w trakcie śledztwa nie znaleziono dowodów na potwierdzenie tej tezy.
– Oskarżona regularnie wychodziła z domu i zajmowała się swoimi sprawami. Wiadomości tekstowe wymieniane przez nich wskazują, że pozostawali w relacjach, być może intymnych – oświadczyła.
Bond pozostaje w areszcie z możliwością wyjścia za kaucją wynoszącą milion dolarów. McCarthy stanie przed sądem w poniedziałek.
(jj)