2 C
Chicago
czwartek, 25 kwietnia, 2024

Komisja Weryfikacyjna zakończyła obrady dot. adresu Chmielna 70

Popularne

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520

Dzisiaj odbyło się kolejne posiedzenie Komisji Weryfikacyjnej badającą sprawę stołecznej reprywatyzacji. Komisja zajmowała się sprawą zwrotu działki pod dawnym adresem Chmielna 70. To od tej – wartej około 160 milionów złotych – działki zaczęła się afera reprywatyzacyjna w stolicy. 

Do udziału w rozprawie wezwano Krzysztofa Śledziewskiego, byłego urzędnika Biura Gospodarki Nieruchomościami Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy. Wezwano też strony postępowania: beneficjentów decyzji zwrotowej i prezydent stolicy Hannę Gronkiewicz-Waltz. Prezydent Warszawy nie stawiła się przed komisją weryfikacyjną, za co została ponownie ukarana grzywną w wysokości trzech tysięcy złotych. Jak powiedział przewodniczący komisji Patryk Jaki, nieobecność Hanny Gronkiewicz-Waltz jest nieuzasadniona.
Jednym z beneficjentów jest Marzena K. – była urzędniczka Ministerstwa Sprawiedliwości, prywatnie siostra mecenasa Roberta N., który w imieniu spadkobierców wystąpił do warszawskiego Ratusza o zwrot nieruchomości. Pozostali to były dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie Grzegorz Majewski i Janusz Piecyk – wspólnik mecenasa Roberta N. Marzena K. odmówiła składania zeznań.
Świadek Krzysztof Śledziewski, który zeznawał przez komisją weryfikacyjną ds. reprywatyzacji w sprawie działki przy Chmielnej 70, powiedział, że to z jego inicjatywy doszło do rozwiązania stosunku pracy z Urzędem Miasta Stołecznego Warszawy. „Nie jest prawdą jakobym został zwolniony dyscyplinarnie” – przekonywał były urzędnik ratusza, powołując się na poszczególne dokumenty. Podkreślił, że jako urzędnik niskiego stopnia „nie mógł być mózgiem reprywatyzacji warszawskiej”.
W oświadczeniu wygłoszonym na początku przesłuchania, Krzysztof Śledziewski powiedział również, że nie znał nikogo z grup i osób, które miały wzbogacić się na warszawskiej reprywatyzacji. Wyraził również nadzieję, że komisja zakończy proces reprywatyzacji i przywróci sprawiedliwość.
Były urzędnik warszawskiego ratusza mówił, że wielokrotnie informował przełożonych o nieprawidłowościach w procesach reprywatyzacji. Jak powiedział Krzysztof Śledziewski, w urzędzie nie było praktyki pisemnego powiadamiania przełożonych o wątpliwościach.
Krzysztof Śledziewski zeznał, że niejednokrotnie informował swoich zwierzchników o nieprawidłowościach. Zadał pytanie, co dalej ze sprawą Chmielnej 70, ale nie dostał odpowiedzi. Dodał, że w sprawach nieruchomości znajdujących się w tak newralgicznych punktach jak Plac Defilad wszelkiego rodzaju decyzje podejmował zazwyczaj dyrektor, jego zastępca bądź „ktoś wyżej”.
Przesłuchiwany były urzędnik ratusza dodał, że nigdy nie rozmawiał osobiście ani telefonicznie z prezydent Warszawy i nie wie, w jaki sposób mógłby ją wprowadzić w błąd. Zaznaczył, że chciał z Hanną Gronkiewicz-Waltz porozmawiać osobiście na początku września 2016 roku, aby wyjaśnić pewne sprawy, ale to „pozostało bez echa”.
Świadek, ze względu na spór sądowy z warszawskim Urzędem Miasta, nie chciał szczegółowo wypowiadać się na temat argumentów użytych przez Ratusz przy jego zwolnieniu. Uważa też, że w przypadku afery reprywatyzacyjnej został on kozłem ofiarnym.
Były urzędnik powiedział też, że mając taką wiedzę, jak obecnie, nie przygotowałby decyzji o prywatyzacji działki przy Chmielnej 70. Wtedy jednak uważał, że decyzja była prawidłowa, bo minister finansów nie wszczął postępowania w sprawie działki. Dodał, że dzisiaj – znając fakty dotyczące tej sprawy – miałby „o wiele bardziej poważne wątpliwości” i nie podpisałby się pod tą decyzją.
Krzysztof Śledziewski powiedział, że wbrew zarzutom Hanny Gronkiewicz – Waltz nie zataił informacji z Ministerstwa Finansów, z których wynikało, iż działka przy Chmielnej 70 została już spłacona. Resort finansów przekazał dane na płycie do Biura Gospodarki Nieruchomościami, w którym pracował Krzysztof Śledziewski. Zeznał on, że informacja o nośniku została przesłana przez naczelnik Gertrudę Jakubczyk-Furman drogą mailową wszystkim pracownikom BGN-u. Fakt ten potwierdził też Piotr Rodkiewicz z Biura Spraw Dekretowych warszawskiego Ratusza, który zeznawał przed komisją.
Tuż przed rozpoczęciem rozprawy głos zabrała prezydent Warszawy podczas briefingu zorganizowanego w Ratuszu .
Hanna Gronkiewicz-Waltz zapowiedziała, że przed komisją się nie stawi i zakwestionowała podstawy prawne jej działania. Zapowiedziała, że od dziś stołeczny Ratusz będą na rozprawach reprezentować pełnomocnicy. Odniosła się też do powołania na świadka Krzysztofa Śledziewskiego, byłego urzędnika Biura Gospodarki Nieruchomościami w Urzędzie Miasta Stołecznego Warszawy. Prezydent stolicy mówiła, że została wprowadzona w błąd przez ówczesnych pracowników BGN-u, a Krzysztof Śledziewski zataił przed swoimi przełożonymi dokumenty, które dałyby ratuszowi możliwość innego rozpatrzenia wniosku. Prezydent Warszawy dodała, że nie złożył on notatki służbowej w sprawie Chmielnej 70, mimo że prezydent tego oczekiwała. Hanna Gronkiewicz-Waltz zaznaczyła, że został on dyscyplinarnie zwolniony z pracy, a dzisiaj zeznaje przed komisją i jest – jak powiedziała – wiarygodnym źródłem informacji dla komisji.
Hanna Gronkiewicz-Waltz twierdzi, że gdy poznała wszystkie fakty w tej sprawie, odpowiednio zareagowała: zwolniła dyscyplinarnie pracowników, którzy zataili kluczowe dokumenty. Prezydent dodała, że w maju 2016 roku miasto zareagowało na doniesienia o nieprawidłowościach i dołożyło wszelkich starań, aby zabezpieczyć nieruchomość. 6 maja urzędnicy wystąpili o wpis ostrzeżenia w księgach wieczystych, aby działka nie mogła być przedmiotem obrotu. Tydzień później – jak powiedziała Hanna Gronkiewicz-Waltz – zostało złożone doniesienie do prokuratury. W sierpniu ratusz złożył wniosek o zabezpieczenie powództwa o uzgodnienie stanu prawnego nieruchomości w księdze wieczystej z rzeczywistym stanem prawnym. Na tej podstawie – jak mówiła prezydent Warszawy – 7 września Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście wydał zakaz rozporządzania i obciążania nieruchomości przy ulicy Chmielnej 70.
Prezydent Warszawy poinformowała także, że na posiedzeniach komisji badającej stołeczne reprywatyzacje będą pojawiali się przedstawiciele ratusza. W dotychczasowych pracach nie uczestniczyli.
Hanna Gronkiewicz-Waltz dodała, że zawiodły służby kontrwywiadu, które na czas nie poinformowały jej o nieprawidłowościach w urzędzie. Zapytała też poprzez media ilu pracowników Ministerstwa Finansów jest wezwanych do złożenia wyjaśnień przed komisją. Prezydent stolicy mówiła, że zrobiła wszystko co po ujawnieniu afery zrobić mogła.
Przed komisją stawili się wszyscy beneficjenci decyzji zwrotowej. Ich pełnomocnicy wnieśli o wyłączenie jawności rozprawy. Pełnomocnicy złożyli też wnioski o ochronę wizerunku i danych osobowych. Podczas głosowania wszystkie wnioski odrzucono.
Dla Hanny Gronkiewicz-Waltz to już kolejne wezwanie przed komisję. Dotychczas nie pojawiła się ani razu. Według Bartosza Milczarczyka z Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy doszło do sporu kompetencyjnego, którego rozstrzygnięciem zajmuje się na wniosek prezydent stolicy Naczelny Sąd Administracyjny.
Według pełnomocnika Ratusza, komisja powinna wstrzymać prace do czasu rozstrzygnięcia sporu kompetencyjnego przez Naczelny Sąd Administracyjny. Wniosek ten również został odrzucony.
Dawny adres Chmielna 70 to działka tuż obok wejścia do Sali Kongresowej. Choć jest niewielka, jej wartość jest szacowana na około 160 milionów złotych, bo można na niej wybudować najwyższy budynek w Polsce. Taki wieżowiec, zgodnie z miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego, mógłby mieć aż 240 metrów wysokości.
Działka w 2012 roku trafiła w ręce Marzeny K., Grzegorza Majewskiego i Janusza Piecyka. W ubiegłym roku okazało się, że grunt otrzymali niesłusznie, bo jego dawny właściciel, obywatel Danii uzyskał już odszkodowanie.
W lutym tego roku właściciele działki złożyli w Ratuszu oświadczenie, że odstępują od użytkowania wieczystego, bo działali pod wpływem istotnego błędu.
Prawnicy ratusza twierdzili, że Komisja powinna zawiesić prace do czasu orzeczenia Naczelnego Sądu Administracyjnego. To z uwagi na wniosek złożony przez miasto dotyczący możliwości wystąpienia sporu kompetencyjnego. Pełnomocnicy warszawskiego magistratu tłumaczyli też, że decyzje reprywatyzacyjne podejmowało wiele osób. Patryk Jaki odniósł się do tego negatywnie. Dodał, że urzędnicy nie mieli zamiaru złożyć wniosku o uchylenie decyzji reprywatyzacyjnej, co – jak powiedział Patryk Jaki – jest gigantycznym skandalem.
Patryk Jaki odniósł się też do zeznań jedynego dziś świadka przesłuchiwanego przez Komisję – Krzysztofa Śledziewskiego. Były urzędnik zeznał, iż nie tylko on miał wiedzę w sprawie spadkobiercy nieruchomości przy Chmielnej 70. Jak powiedział przewodniczący komisji, pismo zawierające wątpliwości dotyczące Chmielnej 70 zostało według Krzysztofa Śledziewskiego rozesłane do 35 osób „i przez rok nikt nie zareagował”.
Przed komisją weryfikacyjną dotyczącą stołecznych reprywatyzacji zeznawał mecenas Grzegorz Majewski jeden ze współużytkowników wieczystych działki przy ulicy Chmielnej 70 w Warszawie. Grzegorz Majewski powiedział, że zakup praw do części nieruchomości przy Chmielnej zaproponował mu mecenas Robert N. Zaznaczył, że kupił je za 1,5 miliona złotych. Twierdził, że transakcja była obarczona ryzykiem. Powiedział, że był to zakup 1458 metrów kwadratowych trawnika, a zgodnie z planem zagospodarowania przestrzennego nieruchomość mogła mieć jakąkolwiek wartość wyłącznie jeśli miałaby minimalna wartość 2500 metrów kwadratowych.
Przed komisją zeznawał też Janusz Piecyk, jeden z beneficjentów reprywatyzacji działki przy ulicy Chmielnej 70 w Warszawie. Powiedział, że wielu spadkobierców decydowało się na sprzedaż roszczeń, bo odzyskanie nieruchomości wiązało się z problemami takimi jak remonty i dbanie o stan kamienic, a także że muszą „walczyć z lokatorami, którzy sa niezadowoleni”. Dodał, że spadkobiercy są często emerytami, którzy „mają 900 czy tam 1000 złotych emerytury, to nie chce odzyskać kamienicy”. Według Janusz Piecyka kamienica jest wtedy „kulą u nogi”.
Ujawnienie zwrotu działki pod dawnym adresem Chmielna 70 to początek afery reprywatyzacyjnej. Pracę straciło dwóch wiceprezydentów stolicy – Jarosław Jóźwiak, któremu podlegały decyzje zwrotowe oraz Jacek Wojciechowicz nadzorujący między innymi Biuro Architektury i Planowania Przestrzennego w Ratuszu. Oficjalnie powodem jego dymisji były „słabe wyniki w obszarze inwestycji”. Z urzędem pożegnała się też część pracowników Biura Gospodarki Nieruchomościami, w tym dyrektor BGN-u Marcin Bajko i jego zastępca Jerzy Mrygoń. Biuro natomiast zlikwidowano.
W sprawie Chmielnej 70 zarzuty prokuratorskie ma Jakub R., który do 1 stycznia 2013 roku był wicedyrektorem BGN-u oraz mecenas Robert N. Obaj przebywają w areszcie. Według ustaleń Prokuratury Regionalnej we Wrocławiu Jakub R. za pomoc w sprawie zwrotu działki przy Sali Kongresowej miał przyjąć 2,5 miliona złotych łapówki w postaci udziału w nieruchomości w Kościelisku.
Według szacunków, między innymi stowarzyszenia „Miasto jest nasze”, poszkodowanych w aferze reprywatyzacyjnej jest 40 tysięcy osób – lokatorów i prawdziwych właścicieli nieruchomości.

Informacyjna Agencja Radiowa/IAR/wczesn./mile/sk

- Advertisement -

Podobne

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnio dodane

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520