Republikanin John Kasich, który w prawyborach w New Hampshire przegrał tylko z Donaldem Trumpem, przybył w poniedziałek do Michigan z optymistyczną, jak piszą lokalne media, wiadomością.
Wyłączając niegroźne szpilki, które od czasu do czasu wbijał innym kandydatom, jak wtedy, kiedy powiedział, że nie będzie rozdawać za darmo miejsc na uczelniach – nawiązanie do Bernie’ego Sandersa, Kasich nie atakował politycznej konkurencji. O debacie, która odbyła się dzień wcześniej, stwierdził, że była jak „demolition derby”. – Dobre jest to, że mój samochód nadal jedzie. Walka jest bardzo zacięta i jest ciężko. Ludzie poświęcają wiele czasu na wyścig polityczny i kiedy widzą, że pozytywna postawa nie działa, próbują negatywnej – oznajmił.
Potwierdził swoje stanowisko w sprawie imigracji. Nadmienił, że gdyby został prezydentem, służby federalne nie przeszukiwałyby każdej dzielnicy, aby odnaleźć 11,5 miliona nielegalnych imigrantów i wysłać ich z powrotem do ojczyzny. Przyznał wprawdzie, że mógłby ich ukarać, ale też pomóc w zdobyciu pozwolenia na legalny pobyt, gdyby okazało się, że są zatrudnieni i nie mają policyjnej kartoteki.
Podkreślił, że zależy mu na tym, żeby uchwycić ducha Stanów Zjednoczonych. – Wiecie, gdzie on żyje – zwrócił się do ponad 500 osób zgromadzonych w regionalnej siedzibie Partii Republikańskiej w hrabstwie Macomb – żyje w naszych sercach, w dzielnicach, w tym, jak traktujemy siebie nawzajem, jak naprawiamy nasze szkoły.
(dr)