15.4 C
Chicago
wtorek, 23 kwietnia, 2024

Joan Carrillo: Wisła Kraków to klub wielkich możliwości [ROZMOWA]

Popularne

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520

 – Nie mam w zwyczaju tłumaczyć moim zawodnikom, że mają się bronić, by zyskać jeden punkt. To, co się dla mnie liczy, to wygrywanie – mówi Joan Carrillo, nowy trener Wisły Kraków.

– Już rok wcześniej Wisła chciała Pana zatrudnić, ale wtedy wybrał Pan Hajduk Split. Dlaczego teraz zaakceptował Pan ofertę krakowskiego klubu? – Trzy istotne elementy mnie przekonały. Działacze Wisły pokazali mi, że bardzo chcą, by klub zrobił postęp, by znów był wielki. Druga sprawa – uważam, że Wisła to klub wielkich możliwości. Ma bowiem za sobą fanów, którzy stanowią wielką siłę. Tacy kibice pchają zespół do osiągania ważnych rzeczy. I trzecia, najistotniejsza kwestia – Wisła pokazała, że bardzo wierzy w moją pracę i filozofię. To były te trzy kluczowe rzeczy, które sprawiły, że doszliśmy ostatecznie do porozumienia. Najważniejsze, że klub jest nastawiony na robienie postępu w każdej dziedzinie.

– W Pana ocenie Wisła ma duży potencjał sportowy. Co Pan przez to rozumie? – Uważam, że ma w składzie wielu utalentowanych piłkarzy, którzy mogą dać z siebie naprawdę dużo. Ponadto – to, o czym już mówiłem – zespół ma wsparcie licznej grupy dumnych z drużyny kibiców. A to powoduje, że jest motywacja, by zespół cały czas się rozwijał. Dlatego mam duże nadzieje na wykonanie niebawem kroku do przodu z tą drużyną. Prawda jest taka, że śledziłem sporo meczów ligi polskiej. Wiem, jaki jest potencjał Wisły, znam jej rywali.

– Zna Pan dwóch piłkarzy obecnej Wisły z czasów współpracy w Almerii – Juliana Cuestę i Frana Veleza. Ponadto Pana brat trenował w przeszłości Jesusa Imaza. Miał Pan okazję rozmawiać już z tymi zawodnikami o Wiśle? – Czekałem aż do niedzielnego, ostatniego meczu ligowego, nie chciałem rozpraszać zawodników w trakcie trwania ligowych zmagań. Później jednak rozmawiałem z niektórymi graczami. Teraz najważniejsze jest jednak, by zespół odpoczął fizycznie i mentalnie, by piłkarze się zregenerowali. Bo już w styczniu zaczniemy ciężką pracę, która ma w przyszłości przynieść dobre wyniki. Tak, by kibice mogli być dumni z tego, co robimy. Prawda jest taka, że śledziłem sporo meczów ligi polskiej. Wiem, jaki jest potencjał Wisły, znam jej rywali. Wiem też sporo o historii klubu. Dlatego nie było zbyt wiele rzeczy, które by mnie mogły zaskoczyć.

– Co w takim razie w tym momencie jest najbardziej palącym problemem krakowskiej ekipy? Kiko Ramirez miał za zadanie poprawić grę obronną zespołu, ale ostatnie mecze udowodniły, że Wisła nadal ma kłopot z defensywą. Nie udało się też w pełni „załatać” luki po stracie pomocników stanowiących kręgosłup drużyny. – Kwestia gry obronnej jest niezwykle ważna. Nie może być tak, że co mecz zespół traci po co najmniej dwie bramki. W takiej sytuacji drużyna musiałaby co kolejkę sama zdobywać przynajmniej trzy gole, by myśleć o zwycięstwach. Na pewno więc nad grą obronną musimy pracować. Ale również nad alternatywnymi opcjami w ataku. Tak, by być drużyną, której jedynym pomysłem na mecz jest wygranie go. To jasne, że trzeba się oprzeć na równowadze w defensywie, ale naszym celem ma być parcie do zwycięstw. Musimy być do tego wszyscy przekonani.

– Mówi Pan o sobie jako o trenerze, który nie umie grać na remis. Ale np. w Pana krótkiej przygodzie z hiszpańskim drugoligowcem UD Almeria statystyki temu zaprzeczały – na 9 ligowych meczów Pana drużyna zanotowała aż sześć remisów i żadnej wygranej. – To prawda. Ale generalnie założenie jest takie, że planuję mecze tak, by dążyć do zwycięstwa. Nie mam w zwyczaju tłumaczyć moim zawodnikom, że mają się bronić, by wywieźć jeden punkt. To, co się dla mnie liczy, to wygrywanie. Nie wiem, jak to jest przygotowywać się do meczu po to, by tylko zremisować. Jasne, czasem wychodzi, jak wychodzi i osiągasz tylko remis. Ale zawsze mierzę w trzy punkty.

– Julian Cuesta twierdzi, że sytuacja w Almerii była nienajlepsza jeszcze zanim trafił Pan do tego klubu. Nie zdołał Pan jednak wydobyć klubu z tych tarapatów. – Rzecz w tym, że byłem wówczas już trzecim zatrudnionym przez Almerię trenerem w tamtym sezonie. A po mnie przyszło jeszcze dwóch następnych szkoleniowców. W sumie w ciągu jednego sezonu pracowało tam więc pięciu trenerów. W takiej sytuacji problem nie leży już w sferze sportowej, na poziomie taktycznym czy przygotowania drużyny. To już coś szerszego.

– Jak Pan wspomina współpracę z Velezem i Cuestą? – Obaj to dobrzy profesjonaliści. Wspominam ich jako piłkarzy, którzy kierowali się nie tylko swoim osobistym dobrem, ale też dobrem drużyny. Takich zawodników właśnie potrzebujemy. Rozmawiałem już z Franem i możliwe, że gdy wrócimy do treningów na początku stycznia będzie w gotów do pracy z resztą drużyny, przynajmniej na początku. Dostałem też bardzo dobre opinie w sprawie Jesusa Imaza od mojego brata i od mojego współpracownika trenera przygotowania fizycznego Xavier Coll, który pracował z Imazem w Llagosterze. Na pewno to zawodnik bardzo dobry w pojedynkach jeden na jeden, z ciągiem na bramkę, a jednocześnie mający naprawdę świetny charakter. Xavier Coll oraz węgierski analityk taktyczny Matyas Czuczi mają dołączyć do sztabu Wisły. Pracujemy razem od czasów mojego pobytu w węgierskim Videotonie.

– To właśnie wspomniany Coll oraz węgierski analityk taktyczny Matyas Czuczi mają dołączyć do sztabu Wisły? – Tak, Coll pełni rolę trenera przygotowania fizycznego i mojego asystenta. Ma licencje UEFA Pro. Matyas również jest dyplomowanym trenerem, ale przede wszystkim moim analitykiem. Pracujemy razem od czasów mojego pobytu w węgierskim Videotonie. Wykorzystuję w trakcie odpraw, przygotowania do meczów oraz treningów dużo materiałów wizualnych. Matyas bardzo mi w tym pomaga, bo doskonale wie, jaka jest moja filozofia gry i podobnie rozumie piłkę nożną. Jego rolą jest przełożyć na materiały wizualne, na obrazy, to, co chcemy wyciągnąć z pracy na treningach.

– Skoro już jesteśmy przy formach komunikacji z piłkarzami. Miał Pan duże problemy z barierą językową w trakcie trenerskiej przygody na Węgrzech i w Chorwacji? – Język węgierski jest zdaje się w czołówce najtrudniejszych języków świata. Cóż, znam angielski, choć może nie na jakimś wysokim poziomie. Język jest jednak arcyważną sprawą dla każdego narodu. Kiedy więc mieszkam w danym kraju, próbuję nauczyć się tamtejszego języka, z szacunku dla danej kultury. Na Węgrzech okazało się to naprawdę trudne, natomiast w Chorwacji – już nieco łatwiejsze. Jasne, że w pierwszych tygodniach pobytu w danym klubie trudno zająć się nauką języka. Zwykle jednak po dwóch miesiącach zaczynam uczęszczać na lekcje. Oczywiście nigdy nie będę mówił po chorwacku czy polsku perfekcyjnie, ale wiele rzeczy będę miał szansę zrozumieć. I będę mógł lepiej komunikować się z zawodnikami. Natomiast co do komunikacji za pomocą materiałów wizualnych, to jest to ważne z jeszcze jednego powodu. Kiedy nie dysponuje się obrazem, a próbuje się skorygować jakieś zachowanie boiskowe zawodnika, piłkarze mogą próbować podważać naszą ocenę sytuacji. Kiedy dostaną obraz, wszystko staje się bardziej ewidentne. I nie mogą już pewnych rzeczy kwestionować.

– Ostatnim Pana klubem był Hajduk Split. Nie ma Pan żalu, że w Chorwacji tak nagle zdecydowano się z Panem rozstać? Prezes klubu Ivan Kos stwierdził, że „wyniki były dobre, nawet negocjowaliśmy przedłużenie umowy, ale sytuacja uległa zmianie”. Specyficzne pożegnanie. – Temat Hajduka to już przeszłość. Teraz chcę już mówić o Wiśle. Ale muszę podkreślić, że zmartwiłoby mnie, gdybym został zwolniony z powodów sportowych. Myślę natomiast, że w przypadku Hajduka nie chodziło o kwestie czysto sportowe. Zadecydowały inne sprawy, na które już nic nie mogłem poradzić. Jestem bardzo zadowolony z pracy, którą tam wykonałem. Docenili tę pracę również piłkarze, media i kibice. Na ponad 40 meczów przegraliśmy tylko 8. W europejskich pucharach wyeliminowaliśmy poważne drużyny, jakimi są Levski Sofia i Broendby Kopenhaga. W poprzednim sezonie drużyna Hajduka rekordowo dobrze punktowała. Wygraliśmy na boisku Dinama Zagrzeb, co nie zdarzyło się w przypadku Hajduka od prawie dekady. Ponadto, udało się też na tyle wypromować piłkarza Hajduka Nikolę Vlasicia, że został sprzedany za rekordowo wysoką kwotę 10 milionów euro do Evertonu. A poza wszystkim, drużyna miała swoją tożsamość, bo było najważniejszym celem. Inteligentni ludzie będą potrafili wyciągnąć odpowiednie wnioski.

– Po zwolnieniu Ramireza prezes Wisły Marzena Sarapata dała do zrozumienia, że klub oczekiwał, że pod jego okiem większy postęp zrobią młodzi gracze. „Wisły nie stać na to, by mieć piłkarzy dobrej jakości, którzy grają na pięćdziesiąt procent potencjału. Chodzi o to, by przyszedł ktoś, kto jest z nich w stanie wykrzesać sto procent” – powiedziała Przeglądowi Sportowemu. Pan uważa się za trenera, który potrafi szlifować piłkarskie talenty? – Bardzo lubię pracować z młodymi zawodnikami. Oni mają w sobie głód sukcesu, chęć robienia postępu. Miałem przyjemność pracować w Espanyolu Barcelona, którego atutem jest właśnie praca z młodzieżą. Taki klub, jak Espanyol nie ma możliwości finansowych, by kontraktować zawodników z najwyższej półki. Inwestuje więc w młode talenty. Można więc uznać, że jestem „otrzaskany” w tym temacie. W Espanyolu miałem okazję pracować na różnych stanowiskach, m.in. w skautingu, jak i jako trener asystent. W tym jako asystent Mauricio Pochettino, obecnego szkoleniowca Tottenhamu. Miałem tam jednak styczność również z innymi trenerami – takimi jak Ernesto Valverde, Jose Antonio Camacho, Javier Clemente, Miguel Angel Lotina, czy Luis Fernandez. To było bardzo cenne doświadczenie. Bardzo lubię pracować z młodymi zawodnikami. Oni mają w sobie głód sukcesu, chęć robienia postępu. 

– Posmakował Pan już rywalizacji w europejskich pucharach i chce Pan wrócić do nich z Wisłą najszybciej, jak się da. Czy to jednak realne już w obecnym sezonie? – Niczego nie wykluczam. W tym sezonie będziemy chcieli po prostu zdobyć maksymalnie dużą liczbą punktów, na jaką nas stać. Na ten moment pierwszym celem jest stworzenie dobrego zespołu. Takiego, w którym wszyscy zawodnicy wiedzą, co mają robić i po co. A z czasem, z pomocą klubu i kibiców, będziemy starali się wynieść Wisłę na najlepsze pozycje w lidze i do europejskich pucharów. Wisła jest najstarszym klubem w Polsce i od dawna obecnym na arenie międzynarodowej, dzięki dobrym wynikom w europejskich pucharach. Dzięki temu ja też od wielu lat znałem Wisłę jako piłkarską markę.

– Mówi się, że w przerwie zimowej niektórzy zawodnicy mogą opuścić Wisłę, bo klub już na nich nie liczy. Chodzi m.in. o skrócenie wypożyczenia Ze Manuela czy przyszłość Zdenka Ondraska. Czy wolałby Pan, by klub nie rezygnował z żadnego z zawodników, zanim Pan osobiście nie określi ich przydatności dla drużyny? – Na tym etapie lepiej nie rozmawiać o konkretnych nazwiskach, bo to może zaszkodzić klubowi. Teraz ważna jest Wisła Kraków jako całość. Wraz z Manuelem Junco będziemy szukać najlepszego rozwiązania dla Wisły. Wiemy, czego chcemy, mamy plany A i plany B. Kibice nie mają się czego obawiać w kwestii decyzji personalnych, bo Manuel Junco jest świetnym fachowcem.

– Kiko Ramirez pracował w Krakowie przez rok, ale rodzinę zostawił w Hiszpanii. Pan zamierza przenieść się do Polski wraz z najbliższymi? – Mam trójkę dzieci. Dorosły już syn studiuje obecnie w Anglii. Dwaj pozostali moi synowie mają 17 i 8 lat. Na razie, do końca sezonu będę w Polsce mieszkał sam. Ale w przyszłym sezonie chciałbym, by dołączyła już do mnie moja żona, która jest dla mnie niezwykle ważną osobą oraz wspomniani dwaj młodsi synowie. Tak, byśmy razem mogli cieszyć się życiem w Krakowie.

Rozmawiała Justyna Krupa (AIP)

 

- Advertisement -

Podobne

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnio dodane

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520