Francois Hollande obiecywał, że nie będzie zabierał głosu w sprawie wyborów prezydenckich. Teraz przerwał milczenie. Pierwsza tura już za jedenaście dni – dwudziestego trzeciego kwietnia.
Na taki krok prezydent Vj Republiki zdecydował się pod wpływem wyników ostatnich sondaży. Według badań opinii publicznej spektakularny wzrost poparcia zanotował kandydat skrajnej lewicy Jean-Luc Melenchon, którego akcje poszły w krótkim czasie o osiem procent w górę, dzięki czemu wyprzedził konserwatystę Francois Fillona i uplasował się na trzecim miejscu za plecami prowadzącej pary – Marine Le Pen – liderki Frontu Narodowego i socjaldemokratycznego liberała Emmanuela Macrona. I właśnie ten dynamiczny awans przeraził prezydenta Francois Hollande’a, który miał wyrazić obawy, iż w finałowej rozgrywce decydującej o tym, kto zasiądzie na fotelu w Pałacu Elizejskim spotkają się Marine Le Pen i Jean – Luc Melenchon. Obydwoje są przeciwnikami Unii Europejskiej i zwolennikami wyjścia Francji ze strefy euro. Ich programy będą kosztowały gospodarkę francuską miliardy euro. Francois Hollande boi się, aby wyborcy nie poszli na lep populistycznych sloganów liderów skrajnej prawicy i lewicy, którzy mogą doprowadzić Francję do katastrofy.
Marek Brzeziński/Paryż, Fot. Dreamstime.com