12.9 C
Chicago
piątek, 19 kwietnia, 2024

Historia wojny o aborcję ma już 90 lat

Popularne

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520

Pod koniec lat 20. Irena Krzywicka, feministka, pisarka, publicystka, tłumaczka, i Tadeusz Boy-Żeleński, tłumacz, pisarz, kronikarz, eseista, działacz społeczny, rozpoczęli wielką dyskusję o świadomym macierzyństwie. Dzisiejsze spory o aborcję wciąż bywają tylko nieświadomym echem tamtych bojów

Piekło kobiet – ten związek frazeologiczny wszedł na trwałe do polszczyzny dzięki tytułowi książki Tadeusza Boya-Żeleńskiego. To zbiór felietonów, które zebrane ukazały się w 1930 r., by stać się jednym z narzędzi w walce, którą pisarz i tłumacz literatury francuskiej, a z wykształcenia lekarz, wypowiedział filisterskiemu społeczeństwu. Żeby była jasność – nie wypowiedział jej sam. Ramię w ramię z nim walczyły jego żona Zofia Pareńska i kochanka Irena Krzywicka. Zaczęło się od głośnego felietonu Tadeusza Boya-Żeleńskiego, poruszającego kwestie świadomego macierzyństwa

„Największa zbrodnia prawa karnego”,

który ukazał się na łamach „Kuriera Porannego” w 1929 r. Kolejne, którymi walczył o prawo do świadomego macierzyństwa, antykoncepcji i aborcji, opierając się na informacjach od lekarzy, prawników, socjologów, publikował na łamach wymyślonego przez siebie i Irenę Krzywicką dodatku do… „Wiadomości Literackich”. To na łamach „Życia Świadomego” piórem walczył o zmianę polskiego prawa, by zdesperowane kobiety nie robiły aborcji pokątnie, w urągających jakimkolwiek normom sanitarnym miejscach, w dodatku aborcji nierzadko kończących się śmiercią nieszczęśnicy. Obok Boya-Żeleńskiego w dodatku publikowały takie pisarki jak Zofia Nałkowska, która w 1923 r. wydała „Romans Teresy Hennert”, poetka Maria Pawlikowska-Jasnorzewska i ceniona reportażystka, poruszająca w swoich tekstach szczególnie palące kwestie społeczne, Wanda Melcer. Boy protestował przeciwko projektowi ustawy, przewidującemu karę pięciu lat więzienia za przerwanie ciąży bez względu na przyczynę. Postulował wprowadzenie zapisu dopuszczającego zabieg ze wskazań zdrowotnych i społecznych. I wystarczy sięgnąć po

„Piekło kobiet”

zbiór jedenastu felietonów, które ukazały się w „Kurierze”, by zrozumieć, że swoją misję traktował poważnie – i jako społecznik, i jako publicysta walczący z zakłamanym społeczeństwem. Felietony były jednym z narzędzi inteligentnego nacisku – pod koniec lat 20. ubiegłego wieku w niepodległej już Polsce ruszyła intensywna – jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli – kampania, której cel był jeden: zniesienie karalności przerywania ciąży z przyczyn społecznych. A jednym z jej elementów było utworzenie przez Boya i Krzywicką pierwszej w Polsce Poradni Świadomego Macierzyństwa, w której udzielano bezpłatnie porad m.in. z zakresu antykoncepcji. „Uczynić biedną dziewczynę matką, pozbawić ją pracy dlatego, bo się spodziewa macierzyństwa, kopnąć ją z pogardą, zrzucić na nią cały ciężar błędu i jego skutków, i zagrozić jej latami więzienia, jeżeli, oszalała rozpaczą, chce się od tego zbyt ciężkiego na jej siły brzemienia uwolnić – oto filozofia praw, które, aż nadto znać, były przez mężczyzn pisane! Głosić wzniosłe teorie o »prawie płodu do życia«, znów grozić matce więzieniem w imię praw tego płodu, ale równocześnie nie troszczyć się o to, aby nosicielka tego płodu miała co do ust włożyć… I rzecz szczególna, ten sam płód, nad którym trzęsą się ustawodawcy, póki jest w łonie matki, w godzinę po urodzeniu traci wszelkie prawa do opieki prawnej, może zginąć pod mostem z zimna, gdy matka – którą jej „święte” macierzyństwo czyni nieraz wyrzutkiem społeczeństwa – nie ma dachu nad głową” – Boy nie miał litości i pisał o tym, o czym szeptano pokątnie czy odnotowywano w policyjnych raportach. I kpił: „ Ileż zmieniło się w świecie od czasu, gdy tworzyły się te pojęcia prawne! Kobieta stała się równowartościowym obywatelem, zajęła miejsce we wszystkich dziedzinach, u wszystkich warsztatów pracy, nieograniczone macierzyństwo nie jest już, nie może być jej ideałem. Zmieniły się warunki życia. Zmienił się i stan medycyny. Przerywanie ciąży stało się faktem potocznym wcale nie tylko w wypadkach wyjątkowych życiowych katastrof; stało się faktem częstym w życiu małżeńskim, praktykuje je niejedna pani sędzina, niejedna pani prokuratorowa… Prawo, prawnik, ba, sam członek Komisji Kodyfikacyjnej, w tym samym dniu, w którym uchwala straszliwe kary za przerwanie ciąży, po posiedzeniu odwiedzi może swoją magnifikę w lecznicy, gdzie odbyła z komfortem ten zabieg, aby oszczędzić płodnemu prawodawcy piątego maleństwa… I pan kodyfikator nie odczuwa żadnej rozterki duszy, żadnej sprzeczności…”. Szukając korzeni polskiego feminizmu, Aneta Górnicka-Boratyńska w antologii „Chcemy całego życia”, prezentującej teksty polskich feministek od Narcyzy Żmichowskiej po Irenę Krzywicką, opisała cztery projekty emancypacyjne powstałe w stuleciu poprzedzającym drugą wojnę światową. Patronowały im cztery kobiety: Eliza Orzeszkowa, Paulina Kuczalska, Zofia Nałkowska i Irena Krzywicka. Orzeszkowa domagała się dla kobiet prawa do pracy i nauki w imię dobra ogółu. Kuczalska wraz z sufrażystkami z kręgu pisma „Ster” walczyła o równouprawnienie wyborcze, społeczne i cywilne. Autorka „Granicy” – o czym już nikt poza badaczami literatury i polskiego feminizmu nie wie, skandalistka, która w 1907 r. zgorszyła publiczność zgromadzoną na Zjeździe Kobiet – domagała się dla odmiany prawa kobiet do samorealizacji uczuciowej i seksualnej. Ale to Krzywicka, nazywana gorszycielką, połączyła sferę prawa do satysfakcji seksualnej z kontekstem społecznym. Z Boya można było pokpiwać, że romansowy. Krzywicką można było wyśmiewać, że zrobiła karierę „podboyem”, ale ich zapał polemiczny musiał wywołać reakcję prawicy i Kościoła katolickiego, którzy gorszycieli zaczęli oskarżać o działania na szkodę narodu (warto pamiętać, że walkę z zakłamaniem Boy rozpoczął od cyklu publikacji, dotyczących kościelnych unieważnień małżeństwa, które ostro krytykował, oraz domagania się ujednolicenia prawnego tychże ślubów i rozwodów). „Moralistyka Boya (…) miała przede wszystkim charakter praktycystyczny. (…) Operując kryteriami pożytku społecznego i zdrowego rozsądku, wspieranego humanitaryzmem, usiłował Boy zakwestionować skostniałe normy moralne, tamujące postęp w dziedzinie prawa i ograniczające swobodny rozwój ludzkiej osobowości” – pisał jego biograf Andrzej Makowiecki. Jak wspominał w 1961 r. na łamach „Teatru” syn pisarza Stanisław, to społeczne zaangażowanie nie było bez wpływu na sytuację ich rodziny. W 1932 r., a więc dwa lata po wydaniu „Piekła kobiet” i w roku wydania kolejnej pozycji „Jak skończyć z piekłem kobiet?”, Boy senior jeździł po Polsce z cyklem odczytów związanych z 500-leciem urodzin Françoisa Villona. W tych odczytach towarzyszył mu syn, który czytał fragmenty przetłumaczonego przez pisarza „Wielkiego testamentu”. „Objazd nasz nie obył się bez różnych przygód. Wiele miast odmówiło wynajęcia sali. Z innych nadchodziły

Listy z pogróżkami.

Największe chyba emocje przeżyliśmy we Lwowie. Chodziły wieści, że odczyt ma być zerwany, Ojciec pobity itp. Na sali komplet, nawet dużo krzeseł dostawianych. Chwilę przed rozpoczęciem zjawia się za kulisami komisarz policji, zaniepokojony dostawionymi krzesłami, którymi, jak twierdził, łatwo jest rzucić na scenę. Skończyło się jednak na bardzo miłym przyjęciu. Gdynia – tytuły w gazetach: „Wróg Kościoła w Gdyni”, co jednak nie wpłynęło źle na frekwencję. Jedynie w Płocku zamieszczona w gazecie odezwa, podpisana przez proboszczów wszystkich parafii, oraz agitacja z ambon sprawiły, że sala była mocno przerzedzona”. Po ukazaniu się „Piekła kobiet” Boy rozstał się w „Kurierem” – jak twierdzą niektórzy z powodów finansowych, bo redakcja po prostu płaciła mu za mało. Józef Hen w swojej książce o Boyu jest jednak niemalże pewny, że rozstanie wynikało z różnic – mówiąc łagodnie – światopoglądowych. Niepokój musiał budzić autor piszący takie słowa: „Ilekroć chodzi o usprawiedliwienie kleru, zawsze wysuwa się straszaka Bolszewii, od której kler ma być obroną. Ale ten przykład ma dwa oblicza. Przecież właśnie w Rosji było morze ciemnoty i nad nim – tryumfujący pop. To powinno dać do myślenia”. „I tak sobie wszystko załatwili; kilku panów w sile wieku rozstrzygnęło o losach milionów kobiet i poszli, zadowoleni z siebie, na kolację. Ani słowa o tym, co najistotniejsze, o prawach życia, które urąga w żywe oczy tym artykułom kodeksu, o bezmiarze niedoli, które z niego płyną, o tym, że paragraf ten popiera zbrodnicze partactwo, które rzekomo ma tępić, o tym, że paragraf ten szkodzi, zamiast pomagać, że znaczy się co rok tysiącami śmiertelnych wypadków! Nie pytano się lekarzy, nie pytano społeczników, nie pytano kobiet… Załatwiono od ręki” – tak w jednym z felietonów pisał Boy o obradach Komisji Kodyfikacyjnej, pracującej w 1920 r. nad zmianami w kodeksie karnym, uznając jednak za okoliczność łagodzącą to, że wojna polsko-bolszewicka mogła szacownemu gremium przesłonić pewne kwestie. Ale wobec dyskusji, jakie się rozpoczęły dziewięć lat później – dokładnie w tej samej sprawie, a więc dopuszczalności aborcji – był bezwzględny. „Znów od niechcenia, jak do czegoś, co w zasadzie jest załatwione, co odziedziczyli w spadku. I powstały artykuły, zamieszczone w „Projekcie części szczegółowej kodeksu karnego” (1929). „Kobieta, która swój płód spędza lub pozwala na spędzenie przez inną osobę, ulega karze więzienia do lat 5…” (art. 141). „Kto za zgodą kobiety ciężarnej płód jej spędza lub jej przy tym udziela pomocy, ulega karze więzienia do lat 5” (art. 142, § 1). „Jeżeli sprawca spędzenia uprawia spędzanie płodu zawodowo albo jeżeli ze spędzenia płodu wynikła śmierć kobiety ciężarnej, ulega karze więzienia do lat 15… (Art. 142, § 3)”. Kara pięciu lat więzienia dla kobiety, które zdecydowałaby się zrobić aborcję – oczywiście pokątnie – rozjuszyła nie tylko Żeleńskiego, ale to on swoim piórem chłostał prawników: „Ten sam członek Komisji Kodyfikacyjnej (ot, takie sobie przypuszczenie!), który dla swojej przyjaciółeczki wezwałby, w razie przykrego wypadeczku, najlepszego specjalistę w tym zakresie (tym samym uprawiającego swoją specjalność zawodowo); który ściskałby dłonie operatorowi, dziękując za pomyślną operację, kropi mu z lekkim sercem 15 lat więzienia! Ale ani mu się śni o tym, aby te jego artykuły miały być wykonane; słowa zatraciły tutaj wszelki realny sens”. W tej walce na emocje i argumenty prawne nie mogło zabraknąć przykładów. Irena Krzywicka w „Wyznaniach gorszycielki” twierdziła, że do walki o prawo do aborcji skłoniły ją tragedie kobiet, które znała, a które zmarły po nielegalnym zabiegu. Przykłady dramatyczne, straszne, przerażające – to one przemawiały do wyobraźni i Boy sięgał w swoim zapale felietonisty po nie często. Pokazywał, że inaczej w „kłopotliwej” sytuacji traktowana jest kobieta z towarzystwa, dobrze sytuowana i ustosunkowana, a inaczej prosta robotnica. Sięgał po szczególnie drastyczne opowieści, również spoza Polski, jak choćby tę o dziesięcioletniej dziewczynce, która „nadużyta płciowo przez swego ojczyma, zaszła w ciążę. Zarówno lekarz właściwego szpitala, jak i kierownictwo uniwersyteckiej kliniki kobiecej odmówiło pomocy, powołując się na §§ 218 niem. ustawy karnej. Również odniesienie się do ministerium sprawiedliwości pozostało bez skutku. Dziecko musiało płód donosić” i wyjaśniał, że noworodek okazał się niezdolny do samodzielnego życia i zmarł… Warszawskie Towarzystwo Ginekologiczne – siłą rzeczy zaangażowane w tę wojnę społeczno-ideologiczną – z jednej strony, zgodziło się na publiczny referat dr Zofii Garlickiej „Wskazania społeczne przerwania ciąży”, ale jednocześnie przyjęło uchwałę będącą ucieczką lekarzy od jakiejkolwiek odpowiedzialności: „Warszawskie Tow. Ginekologiczne wyraża zapatrywanie, że ustalanie wskazań socjalnych do przerwania ciąży nie należy do zadań zrzeszeń naukowo-lekarskich. Jednakże Warsz. Tow. Ginekologiczne uważa za konieczne, aby sfery kompetentne w możliwie krótkim czasie sprawę tę uregulowały”. Awantury toczyły się na łamach, w domach, w kawiarniach. Wszędzie tam, gdzie istniała możliwość dyskusji. Ostatecznie Tadeusz Boy-Żeleński i Irena Krzywicka wraz z tymi, których udało im się przekonać do słuszności zmiany Kodeksu karnego,

Odnieśli zwycięstwo.

Artykuł 233 polskiego kk legalizował aborcję w dwóch wypadkach: z powodu ścisłych wskazań medycznych oraz gdy ciąża zaistniała w wyniku zgwałcenia, kazirodztwa bądź współżycia z nieletnią poniżej lat 15. Kodeks wprowadzał też wymóg, aby zabieg był dokonany przez lekarza, nie podano natomiast trybu stwierdzania występowania przepisanych ustawą wyjątków ani stadium zaawansowania ciąży, do jakiego wolno dokonać aborcji. Rozporządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej z 25 września 1932 r. o wykonywaniu praktyki lekarskiej wprowadziło wymóg, by konieczność medyczna usunięcia ciąży była potwierdzona przez dwóch lekarzy innych niż przeprowadzający zabieg, a uzasadnione podejrzenie, że do zapłodnienia doszło wskutek przestępstwa, stwierdzone odpowiednim zaświadczeniem prokuratora.

W momencie wejścia w życie było to

jedno z najbardziej liberalnych ustawodawstw aborcyjnych w Europie. Bardziej liberalne przepisy aborcyjne miał jedynie ZSRR w latach 1920-1936. W trakcie gorących debat Boy spisywał wypowiedzi osób zaangażowanych bezpośrednio w prace Komisji Kodyfikacyjnej, ale też zwykłych obserwatorów – opinie na temat dopuszczalności aborcji, ale przede wszystkim karania kobiety, która zdecyduje się na zabieg przerwania ciąży, pięcioletnim więzieniem. Jedną z takich osób był Aleksander Lednicki, który powiedział pisarzowi: „Uważam, że tu się ścierają dwa światopoglądy: jeden z końca XIX w., reprezentujący liberalizm, demokrację i sprowadzenie do minimum ingerencji państwa w życie osobiste obywateli. Tym tłumaczy się, że właśnie najstarsi ludzie zajęli na zjeździe prawników najliberalniejsze stanowisko. Drugi biegun to powojenna reakcja przeciw zepsuciu obyczajów, obrona społeczeństwa i – w rezultacie – nawrót do państw policyjnych XVIII wieku. Ja osobiście, jako obywatel, jako człowiek i jako prawnik, jestem za absolutnym zniesieniem karalności. Natomiast gdybym był prawodawcą, zatrzymałbym w obecnej chwili karalność, ograniczywszy ją odpowiednio, ponieważ świadomość opinii o bezcelowości i nieskuteczności represji karnych nie przeniknęła jeszcze w społeczeństwo, dlatego to zwolnienie od kary mogłoby być uważane za obrażające moralność publiczną i za zachętę do czegoś, co bezwarunkowo jest objawem ujemnym. Dlatego też to przygotowanie, urobienie opinii, jakie pan przedsięwziął, uważam za bardzo wskazane. Natomiast ten nawrót do policyjnego państwa, jaki widzimy we Włoszech, to, aby policjant miał prawo mieszać się do alkowy i do sposobu, w jaki ktoś żyje z żoną, to wydaje mi się ohydne. Jest to sprowadzenie człowieka do roli reproduktora, a kobiety do roli samicy”. W 1993 r. wprowadzono w Polsce nowe przepisy – w PRL w 1950 r. dopuszczano możliwość zabiegu ze względu na trudną sytuację materialną. Najwięcej aborcji wykonywano w latach 60. W latach 70. ich liczbę ocenia się na 300-500 tys. rocznie. Jednocześnie jednak w tym czasie coraz częściej lekarze mówią o zdrowotnych skutkach wielokrotnych zabiegów, na łamach pisma „itd” toczy się dyskusja, w której zastanawiano się, jak przekonać kobiety, że aborcja nie jest antykoncepcją, i co zrobić, by zmniejszyć szokująco wysokie, przynajmniej z dzisiejszej perspektywy, liczby zabiegów. Do akcji wkracza też Kościół katolicki. To w salkach katechetycznych i kościołach w latach 80. wyświetla się nielegalnie antyaborcyjny film „Niemy krzyk”. Ustawa z 1993 r. stanowi, że aborcja jest dopuszczalna jedynie w trzech kwalifikowanych przypadkach dopuszczanych przez prawo. Pierwszy – kiedy ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety ciężarnej (bez ograniczeń ze względu na wiek płodu). Drugi powód to badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne, wskazujące na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby, zagrażającej jego życiu (do chwili osiągnięcia przez płód zdolności do samodzielnego życia poza organizmem kobiety ciężarnej). Powód trzeci to uzasadnione podejrzenie, że ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego (do 12. tygodni od początku ciąży). Prawo próbują zmienić i zwolennicy jego rozluźnienia, i ci, którym marzy się całkowity zakaz aborcji, nawet w sytuacji zagrożenia życia matki czy kazirodztwa. Oficjalnie w Polsce w 2011 r. wykonano 669 zabiegów przerwania ciąży. Niedawno okazało się, że na Podkarpaciu w żadnym szpitalu kobieta nie zrobi legalnej aborcji – wszyscy ginekolodzy podpisali klauzulę sumienia.

- Advertisement -

Podobne

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnio dodane

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520