W kompleksie nuklearnym Hanford w stanie Waszyngton może w kolejnych latach dojść do wielu kolejnych nieszczęść – ostrzega Doug Shoop z amerykańskiego Departamentu Energii.
Na terenie kompleksu, w którym niegdyś produkowano ok. 70% plutonu do arsenału jądrowego USA, trwają prace mające go oczyścić z odpadów radioaktywnych. Rocznie Hanford przeznacza na ten cel 2,3 mld dolarów, ale Shoop podkreślił w rozmowie z Associated Press, że całość będzie kosztować co najmniej 100 mld dolarów. Nadmienił, że przy obecnych środkach i tempie prac nie będzie trudno o nieszczęścia.
– Ta infrastruktura nie wytrzyma do chwili zakończenia prac. Minie 50 lat, zanim to wszystko zostanie zniszczone – stwierdził.
W ostatnim czasie w Hanford doszło do dwóch incydentów. Najpierw, 9 maja, zawaliła się część tunelu, w którym składowane są odpady radioaktywne, później natomiast, 8 czerwca, miał miejsce wyciek radioaktywny. W obu przypadkach trzeba było ewakuować kilkuset pracowników.
Choć w Hanford potrzeba więcej pieniędzy, prezydent Donald Trump postanowił ograniczyć wydatki na oczyszczanie kompleksu na najbliższy rok o 120 mln dolarów.
Oczyszczanie rozpoczęło się w roku 1989, a zakończyć ma w 2060. Krytycy zarzucają władzom, że pozwoliły na opóźnienie prac o kilkadziesiąt lat, narażając na niebezpieczeństwo życie i środowisko. Zagrożenie obejmuje przede wszystkim osoby zatrudnione przy oczyszczaniu.
– Wysyłamy ludzi w miejsca, w których nikt nie powinien przebywać. Czy jest możliwe, aby wystąpiło więcej alarmów? Zdecydowanie – mówi Shoop.
(mcz)