2.6 C
Chicago
piątek, 29 marca, 2024

Ekspert: Nagrody dla ministrów to uzupełnienie niskiej pensji

Popularne

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520

Rozmawiamy dr. Jakubem Sawulskim, specjalistą od finansów publicznych z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. – Najważniejsze osoby w państwie zarabiają tyle, co główna księgowa w średniej wielkości firmie – komentuje nasz rozmówca. 

Burzliwa dyskusja o nagrodach dla urzędników zaczęła się, kiedy ujawniono wysokość dodatków dla ministrów. Patrząc z punktu widzenia stanu finansów państwa – ten nagrody były za wysokie?

W sektorze publicznym mamy trudność z oceną wyników pracy i tego, czy dana nagroda jest zasłużona czy nie. W firmach prywatnych możemy powiedzieć, że dzięki jakiejś decyzji obroty firmy się zwiększyły. W przypadku sektora publicznego – trudniej mówić o ocenie wyników, choć oczywiście powinna ona być prowadzona. A tego w naszej przestrzeni publicznej brakuje. Co do samych nagród, to trzeba się zastanowić czy polscy urzędnicy są dobrze nagradzani. W administracji centralnej wywołują one największy sprzeciw społeczny, ale trzeba pamiętać, że wielu urzędników na najwyższych stanowiskach, takich jak minister, wiceminister, podsekretarz stanu jest wynagradzanych raczej słabo. Z tego mogły wynikać te nagrody. To po prostu były dodatkowe wynagrodzenia, rekompensujące zbyt niską – w stosunku do odpowiedzialności – pensję.

W strukturze finansów państwa nagrody są przewidziane zawsze na określonym poziomie, czy zależą od uznania osób decyzyjnych i nadużywane mogą poważnie nadwerężyć budżet?

Zwykle to nagrody z rezerw i nie mają formalnego umocowania. Przeważnie nie jest tak, że są planowane już na początku roku i tak jak w sektorze prywatnym nie są przyznawane za realizację określonego celu. W sektorze publicznym dużo trudniej mówić o wymiernych celach i trudniej nagrody planować. Czasami są one przyznawane niezasadnie. Natomiast byłbym sceptyczny wobec twierdzenia, że żaden urzędnik nie powinien ich dostać.

W przeszłości tego typu nagrody także wzbudzały podobne emocje, jak w tym roku?

Zawsze wywoływały kontrowersje. Z punktu widzenia przeciętnego Kowalskiego, to wysokie kwoty, bo nie zwraca on uwagi na kompetencje, odpowiedzialność i konkurencję na rynku. Jeśli mówimy o pracownikach ministerstw, to np. powinni tam pracować wysokiej klasy prawnicy. Na rynku są oni wyceniani na kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie. A w ministerstwie dostaną mniej niż 10 tys. Ale dla Polaka, który zarabia medianę wynagrodzenia w kraju, czyli 2,5 tys. zł netto, te kwoty są kosmiczne.

Tyle, że jeśli dla nas są to kwoty kosmiczne, a premier przeznacza na nagrody dla ministrów półtora miliona, to są one kroplą w państwowym budżecie czy jednak odcisną na nim ślad?

Dla finansów publicznych to kwota niewielka. W Polsce na administrację wydajemy stosunkowo mało w porównaniu do innych państw Unii Europejskiej, bo poniżej średniej. To jednak kilkadziesiąt miliardów złotych, a wspomniane nagrody, to półtora miliona złotych.

Dość duże nagrody są też przyznawane w samorządach. Na tym szczeblu administracji, to także konieczny wydatek?

Mam wrażenie, że w samorządach jest mniejsza społeczna kontrola nad nagrodami. O podanie wysokości nagród w administracji centralnej bardzo często zabiegają dziennikarze, a co do nagród w samorządzie, to niewiele osób to sprawdza i interesuje. Szczególnie w małych gminach, bo o ile w miejskich takich jak Poznań, kontrolują to jeszcze organizacje społeczne i media, to w mniejszych gminach jest to niemal poza społeczną kontrolą.

Jednak czy jest sens, żeby o wysokości tych nagród dyskutować? Decyzje i tak nie należą do nas, a może urzędnikom po prostu należą się te pieniądze?

Oczywiście należy, a wręcz musimy o tym dyskutować, bo te dodatki są finansowane z naszych – podatników pieniędzy. Jestem zwolennikiem dobrego wynagradzania urzędników, o ile dobrze realizują swoje zadania. Problem tkwi w tym, czy ktoś, kto przyznaje nagrodę jest w stanie uzasadnić, że danemu urzędnikowi się ona należy.

Na szczeblu ministerialnym każdy w rządzie nagrodę otrzymał, choć praca poszczególnych ministrów była różnie, a często wprost negatywnie oceniana.

Zgadza się. Trudno mówić, żeby te nagrody na szczeblu centralnym były za wyniki. Nie były. Wszyscy dostali prawie tyle samo. To był po prostu dodatek do niskiego wynagrodzenia podstawowego. Najważniejsze osoby w państwie zarabiają tyle, co główna księgowa w średniej wielkości firmie.

Kilka liczb, już z naszego województwa. Urząd Marszałkowski wydał na nagrody 5 mln złotych. Wojewódzki – 4,5 mln. Starostwo i Urząd Miasta Poznania po 2 mln, przy czym UMP jeszcze po dodatkowe 2 tys. zł dla każdego pracownika. Te kwoty robią duże wrażenie?

Nie podejmę się oceny, bo nie od tego powinniśmy wychodzić. Jeśli mamy firmę prywatną i szef przyznaje nagrody, to nie oceniamy ich przez pryzmat wysokości, ale tego czy ktoś zasłużył. Tak samo w urzędach. Jeżeli w przestrzeni publicznej będziemy tylko rzucali zsumowane kwoty, to nic nam nie powie. Powinniśmy najpierw ocenić czy urząd działa dobrze, przyciąga inwestycje, realizuje skutecznie nowe budowy, pozyskuje fundusze unijne. Jeżeli tak jest, to nie mam nic przeciwko nagrodom dla pracowników.

Dla Pana jako obserwatora – jak takie burzliwe dyskusje wpływają wizerunkowo na urzędy i samą ideę nagradzania?

Na pewno źle. Kwoty nagród podawane łącznie dla całego urzędu robią wrażenie. To wpływa na ludzi, bo większość z nas wie, że te pieniądze pochodzą z ich podatków. Poza tym urzędy często nie potrafią komunikować swoich sukcesów i ludzie nie dostrzegają za co te nagrody są. Cały czas mamy poczucie, poniekąd wyniesione z PRL, że urzędnicy nic nie robią, są niepotrzebni, większość z nich można by zwolnić, a jeszcze dostają nagrody. Potrzebna jest lepsza komunikacja ze strony urzędów.

 

red. (aip)

- Advertisement -

Podobne

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ostatnio dodane

Strony Internetowe / SEO
Realizacja w jeden dzień!
TEL/SMS: +1-773-800-1520