W środę do Kalifornii wróci amerykański student, który był na Stade de France w momencie zamachów terrorystycznych w Paryżu. – W mieście zapanował totalny chaos – relacjonuje.
26-letni Bruno Sajor z California Lutheran University mówi, że mecz piłkarski pomiędzy Francją a Niemcami był dla niego i jego przyjaciół jednym z głównych punktów wycieczki do Paryża. W kilka chwil radość z udziału w spotkaniu zamieniła się jednak w koszmar. Sajor wspomina, że słyszał eksplozje w pobliżu stadionu i widział, jak tysiące osób we łzach opuszczają arenę. Podkreślił, że po piątkowych wydarzeniach miasto całkowicie się zmieniło.
– To prawdopodobnie najstraszliwsze rzecz, jaka mnie w życiu spotkała. Mówimy, że Paryż to „Miasto Świateł”, ale przez te 24 godziny było raczej miastem mroku. Ludzie krzyczeli, płakali. Panował całkowity chaos – stwierdził.
Podczas gdy student z przerażeniem obserwował wydarzenia w Paryżu, po drugiej stronie oceanu jego rodzina odchodziła od zmysłów, czekając na sygnał z Francji. Sajor długo nie mógł się z nią skontaktować – udało się dopiero dziesięć godzin po zamachach. – Chcę go po prostu przytulić, tylko tyle – powiedziała Mylinh Sajor, matka studenta.
Ze względu na tragiczne wydarzenia 26-latek postanowił skrócić o miesiąc wizytę we Francji. Zapowiedział jednak, że mimo wszystko wróci jeszcze do Paryża.
(hm)