Brytyjskie drony brały udział w ataku koalicyjnych sił powietrznych, w którym zginęło ponad 60 żołnierzy syryjskich – przyznało Ministerstwo Obrony w Londynie. Przebywająca w Nowym Jorku premier Theresa May zapewniła, że intencją Królewskich Sił Powietrznych na pewno nie był atak na oddział armii syryjskiej.
W nalocie uczestniczyły samoloty amerykańskie, australijskie i duńskie, a teraz okazuje się, że również bezzałogowe drony brytyjskie. Rzecznik Ministerstwa Obrony w Londynie nie podał, kto zrzucił bomby, ale zapowiedział pełną współpracę z prowadzącymi dochodzenie. Drony Reaper, czyli „żniwiarz”, są w stanie przenosić 250-kilogramowe bomby sterowane laserowo i pociski rakietowe Hellfire. Startują z bazy amerykańskiej w Kuwejcie, ale sterowane są zdalnie przez brytyjskich pilotów z baz w Anglii i na pustyni Nevada w Stanach Zjednoczonych.
Przeprowadzony w sobotę nalot miał być atakiem na dżihadystów oblegających placówkę syryjskich wojsk rządowych. Nastąpił w momencie, gdy siły obu stron były tak blisko siebie, że doszło do pomyłki. Zginęło 62 syryjskich żołnierzy, a islamiści opanowali placówkę.
Ta akcja miała poważne konsekwencje. Prezydent Baszar al-Asad zerwał rozejm w Aleppo, a wczoraj syryjski lub rosyjski samolot zaatakował konwój Czerwonego Krzyża z pomocą dla mieszkańców miasta. Po ostrej wymianie zdań w ONZ nie doszło do zapowiadanej współpracy Rosji i Stanów Zjednoczonych w nalotach na tzw. Państwo Islamskie.
Grzegorz Drymer, Londyn, Fot. Dreamstime