Belgia ma wątpliwości w sprawie paktu ONZ o migracji i rząd waha się czy go podpisać w przyszłym miesiącu w Marrakeszu. Stany Zjednoczone jako pierwsze ogłosiły, że tego nie zrobią, a spośród unijnych krajów taką deklarację złożyły już Węgry i Austria. Polska, Czechy i Bułgaria też wskazują na słabości ONZ-towskiego porozumienia i skłaniają się, by iść śladem władz w Budapeszcie i Wiedniu. Chodzi o ogólnoświatowe porozumienie Global Compact na rzecz bezpiecznej, uregulowanej i legalnej migracji.
„Sprawa ewentualnego podpisania porozumienia musi być omówiona z europejskimi partnerami” – powiedział rzecznik premiera Belgii Frederic Cauderlier. W rozmowie z brukselską korespondentką Polskiego Radia Beatą Płomecką rzecznik dodał, że ta sprawa musi być też dogłębnie przeanalizowana przez partie tworzące belgijski rząd. A nie jest tajemnicą, że prawicowy Nowy Sojusz Flamandzki, opowiadający się za zaostrzeniem polityki migracyjnej, jest przeciwny porozumieniu. NV-A, partia umiarkowanych flamandzkich nacjonalistów uważa, że w dokumencie jest dużo ogólnych zapisów, pozostawiających zbyt szerokie pole do interpretacji. Minister do spraw azylu i migracji Theo Francken w wielu wywiadach krytykował ONZ-towski dokument. Mówił, że choć nie jest on prawnie wiążący, to będzie miał konsekwencje, będzie moralnie i politycznie zobowiązywał do działania i że wcale nie uchroni przed nielegalną migracją. Rzecznik premiera Belgii powiedział Polskiemu Radiu, że Charles Michel uważa, że powinna być jedna interpretacja dokumentu stąd zapowiadane konsultacje z przedstawicielami unijnych rządów.
IAR/Beata Płomecka/Bruksela/zr