Czternaście godzin trwała konfrontacja z udziałem policji w Detroit i zabarykadowanego mężczyzny. Zakończyła się samobójstwem podejrzanego, który wcześniej zabił trzy kobiety i zranił trzech funkcjonariuszy.
Wszystko zaczęło się w niedzielę o godzinie 22:27, gdy mieszkający w okolicy funkcjonariusz pracujący w szkole zadzwonił na policję z informacją, że na Lamont Street padły strzały. Funkcjonariusz ten został postrzelony, zanim na miejsce przybyło wsparcie. W poniedziałek wyszedł ze szpitala. We wtorek mają go też opuścić dwaj inni postrzeleni policjanci. Cała trójka została postrzelona w nogę.
W trakcie konfrontacji policjanci wrzucili do domu podejrzanego środki chemiczne. Użyto też granatów hukowych i odcięto gaz, kiedy mężczyzna zaczął strzelać w środku. W pewnym momencie krzyknął, że nie zginie bez walki.
– Wyraźnie dał do zrozumienia, że ma zamiar skrzywdzić funkcjonariuszy policji – powiedział James Craig, szef policji w Detroit.
Po raz ostatni policjanci mieli kontakt z podejrzanym o godzinie 2 w nocy. Wkrótce wysłano do domu wyposażonego w kamerę robota. W ten sposób odkryto, że podejrzany już nie żyje. Wiadomo o nim, że miał 49 lat i wcześniej nie miał żadnych kontaktów z policją.
Zwłoki dwóch zastrzelonych przez mężczyznę kobiet znaleziono przed domem. Ciało trzeciej, prawdopodobnie jego partnerki, znajdowało się w domu.
(dr)